„Mamo, przecież możesz pomóc!” – Jak opieka nad wnuczką stała się moim codziennym obowiązkiem i co z tym zrobiłam

– Mamo, przecież możesz pomóc! – głos Kasi, mojej córki, drżał od irytacji. Stała w progu kuchni, z kluczami w dłoni i niecierpliwością wypisaną na twarzy. Zosia, moja wnuczka, biegała wokół stołu, śmiejąc się i rozrzucając kredki. Ja stałam przy zlewie, z rękami w pianie i sercem ściśniętym jak nigdy.

– Kasiu, ja naprawdę muszę dziś odpocząć. Od tygodnia nie miałam ani chwili dla siebie – powiedziałam cicho, czując jak łzy napływają mi do oczu.

– Ale mamo! Przecież jesteś na emeryturze! Co masz do roboty? – jej głos był coraz bardziej ostry. – Ja muszę pracować! Nie rozumiesz?

Zamknęłam oczy. W głowie miałam mętlik. Przez ostatnie miesiące moje życie zamieniło się w niekończący się grafik opieki nad Zosią. Kasia wracała późno z pracy, czasem nawet po dwudziestej. Jej mąż, Tomek, często wyjeżdżał służbowo. Zosia była cudowna, ale miała niespożyte pokłady energii. Każdy dzień był taki sam: śniadanie, zabawa, spacery, bajki, gotowanie obiadu. Wieczorem padałam na łóżko wyczerpana.

Nie tak wyobrażałam sobie emeryturę. Marzyłam o podróżach z klubem seniora, o spotkaniach z przyjaciółkami w kawiarni na rynku w Krakowie, o spokojnych porankach z książką i kawą. Tymczasem każda próba zaplanowania czegoś dla siebie kończyła się telefonem od Kasi: „Mamo, możesz dziś zostać z Zosią? Przepraszam, ale szef mnie zatrzymał…”.

Początkowo czułam dumę i radość – byłam potrzebna. Ale z czasem zaczęłam czuć się jak niania na pełen etat. Moje życie przestało należeć do mnie.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie Basia, moja przyjaciółka jeszcze z liceum.

– Ela, co się z tobą dzieje? Zniknęłaś! Miałyśmy jechać do Zakopanego na weekend! – jej głos był pełen troski.

– Basia… ja nie mogę. Kasia potrzebuje mnie do Zosi – odpowiedziałam bez przekonania.

– A ty? Ty siebie nie potrzebujesz? – zapytała ostro.

To pytanie siedziało mi w głowie przez kolejne dni. Czy ja siebie nie potrzebuję?

Wieczorem usiadłam z Kasią przy stole. Zosia już spała.

– Kasiu, musimy porozmawiać – zaczęłam niepewnie.

– O co chodzi? – spojrzała na mnie podejrzliwie.

– Kocham Zosię nad życie. Ale ja też mam swoje potrzeby. Chciałabym czasem wyjść z domu, spotkać się z koleżankami, pojechać na wycieczkę. Nie mogę być zawsze dostępna.

Kasia westchnęła ciężko.

– Mamo, ja naprawdę nie mam nikogo innego…

– Rozumiem. Ale musimy znaleźć inne rozwiązanie. Może żłobek? Albo opiekunka choć na kilka godzin w tygodniu?

Kasia spuściła wzrok.

– Wiesz, że to kosztuje…

– Wiem. Ale moje zdrowie też kosztuje. Jestem zmęczona. Czasem czuję się jakby mnie nie było…

Zapadła cisza. Widziałam jak Kasia walczy ze sobą. W końcu powiedziała:

– Przepraszam, mamo. Nie zauważyłam… Myślałam, że to dla ciebie radość.

– To jest radość. Ale nie może być całym moim życiem.

Przez następne dni atmosfera była napięta. Kasia była oschła, unikała rozmów. Ja czułam się winna i jednocześnie zdeterminowana. Zapisałam się na zajęcia jogi dla seniorów i pierwszy raz od miesięcy poszłam na spotkanie klubu książki.

Po tygodniu Kasia przyszła do mnie z propozycją:

– Mamo… Znalazłam żłobek na dwa dni w tygodniu. Może wtedy będziesz miała czas dla siebie?

Poczułam ulgę i wdzięczność.

– Dziękuję ci, Kasiu…

Zosia przybiegła i rzuciła mi się na szyję.

– Babciu! Pobawimy się?

Uśmiechnęłam się przez łzy.

Dziś wiem jedno: kochać rodzinę to nie znaczy zapominać o sobie. Czasem trzeba postawić granice – nawet jeśli boli.

Czy jestem egoistką? Czy każda babcia powinna być zawsze dostępna? A może właśnie uczymy nasze dzieci odpowiedzialności wtedy, gdy pokazujemy im nasze potrzeby?