Moja teściowa mówi, że tęskni za wnukami, ale nigdy nie ma dla nich czasu. Czy to ja jestem problemem?

— Mamo, czy mogłabyś dziś zostać z Antosiem i Zosią? — pytam, trzymając telefon tak mocno, że aż bieleją mi knykcie. W słuchawce cisza. Słyszę tylko jej oddech i cichy szelest gazety.

— Oj, kochanie, dzisiaj? Wiesz, miałam już plany… — odpowiada teściowa, pani Helena, tonem pełnym żalu. — Ale tak bardzo za nimi tęsknię! Jak ja dawno ich nie widziałam!

Zaciskam zęby. To już trzeci raz w tym miesiącu. Trzeci raz, kiedy Helena opowiada wszystkim w rodzinie i sąsiadkom na ławce pod blokiem, jak bardzo kocha swoje wnuki i jak jej ich brakuje. Ale gdy tylko proszę o pomoc, zawsze coś wypada: a to koleżanka z ogródka zaprosiła na kawę, a to bolą ją plecy, a to musi pilnować prania.

W kuchni mąż, Tomek, patrzy na mnie z niepokojem. — I co? — pyta cicho.

— Znowu nie może — odpowiadam krótko. — Ale oczywiście bardzo za nimi tęskni.

Tomek wzdycha i odwraca wzrok. — Może rzeczywiście jest zmęczona? Wiesz, mama nie jest już najmłodsza.

— Tomek, ona ma 62 lata i codziennie biega do sklepu po świeże bułki! — wybucham. — Ale dla wnuków nigdy nie ma czasu.

Czuję, jak narasta we mnie frustracja. Pracuję na pół etatu w bibliotece, Tomek w biurze rachunkowym. Czasem marzę o tym, żeby wyjść z domu na godzinę bez dzieci, pójść do fryzjera albo po prostu posiedzieć w ciszy. Moja mama mieszka 300 kilometrów stąd i widujemy się raz na dwa miesiące. Teściowa mieszka dwie ulice dalej.

Wieczorem Helena dzwoni do Tomka. Słyszę jej głos przez drzwi do sypialni:

— Tomuś, jak tam dzieciaczki? Tak bym je chciała zobaczyć! Może wpadniecie w niedzielę na obiad?

Tomek kiwa głową do słuchawki. — Jasne, mamo.

W niedzielę idziemy całą rodziną do teściowej. Helena wita nas z szerokim uśmiechem, ściska dzieci i od razu zaczyna opowiadać sąsiadce przez balkon:

— Pani Zosiu! Proszę zobaczyć, jakie mam cudowne wnuki! Tak rzadko je widuję!

Antoś i Zosia bawią się w salonie, a ja zerkam na zegarek. Po godzinie Helena zaczyna narzekać:

— Oj, dzieci takie żywe… Ja już nie mam tej energii co kiedyś. Wiecie, jak się człowiek starzeje…

W drodze powrotnej Tomek milczy. Ja też. W domu wybucham:

— Czy ty tego nie widzisz? Twoja mama chce być babcią tylko na pokaz! Dla sąsiadek i znajomych! Ale kiedy naprawdę jej potrzebujemy, zawsze ma wymówkę!

Tomek wzrusza ramionami. — Może po prostu nie umie inaczej?

Zaczynam się zastanawiać: może to ja jestem problemem? Może Helena mnie nie lubi? Może uważa, że źle wychowuję dzieci? Przypominam sobie początki naszego małżeństwa: jej krytyczne spojrzenia na mój sposób gotowania zupy pomidorowej, uwagi o tym, że powinnam szybciej wrócić do pracy po urlopie macierzyńskim.

Pewnego dnia spotykam Helenę przypadkiem pod sklepem. Stoi z koleżanką i mówi głośno:

— Moja synowa taka zajęta… Dzieciaki cudowne, ale ja już nie mam siły na takie harce!

Koleżanka kiwa głową ze zrozumieniem.

Wracam do domu z ciężkim sercem. Wieczorem próbuję porozmawiać z Tomkiem:

— Czuję się niewidzialna. Twoja mama traktuje mnie jak powietrze. Chce mieć wnuki tylko wtedy, gdy jej to pasuje.

Tomek patrzy na mnie bezradnie. — Spróbuj jeszcze raz z nią pogadać. Może powiedz jej wprost, co czujesz?

Zbieram się na odwagę i dzwonię do Heleny.

— Mamo… czy mogę szczerze? Czuję się trochę… odrzucona. Mam wrażenie, że unikasz opieki nad dziećmi. Zawsze mówisz, że za nimi tęsknisz, ale kiedy proszę o pomoc…

Helena milknie na chwilę.

— Wiesz co… Ja się boję. Boję się, że sobie nie poradzę. Że coś im się stanie pod moją opieką. Ty jesteś taka poukładana… Ja już nie mam tej pewności siebie co kiedyś.

Nie wiem, co powiedzieć. Przez chwilę czuję ulgę — to nie o mnie chodzi! Ale zaraz pojawia się żal: dlaczego nie powiedziała mi tego wcześniej?

— Mamo… wystarczy mi godzina. Możesz nawet przyjść do nas zamiast zabierać dzieci do siebie. Będę obok.

Helena zgadza się spróbować.

Pierwszy raz zostaje z dziećmi u nas w domu na godzinę. Wracam i widzę ją zmęczoną, ale uśmiechniętą. Antoś pokazuje mi rysunek: „Babcia i ja”.

Od tego dnia jest trochę lepiej. Czasem jeszcze odmawia — ale już wiem dlaczego.

Wieczorem patrzę na śpiące dzieci i myślę: ile rodzinnych konfliktów bierze się z niedopowiedzeń i strachu? Czy naprawdę tak trudno powiedzieć sobie prawdę?

A Wy? Czy też macie w rodzinie takie niewidzialne bariery? Jak je przełamujecie?