Czy będziesz na mnie czekać? – Opowieść o straconych szansach i rodzinnych ranach

– Czy będziesz na mnie czekać? – te słowa rozbrzmiewały w mojej głowie jak echo, kiedy drzwi do mieszkania zatrzasnęły się za Bartkiem. Stałam w przedpokoju, ściskając w dłoni jego list, a łzy spływały mi po policzkach. Miałam wtedy siedemnaście lat i wydawało mi się, że świat stoi przede mną otworem. Nie wiedziałam jeszcze, że życie potrafi być tak okrutne.

Bartek był moją pierwszą miłością. Poznaliśmy się na przystanku autobusowym w małym miasteczku pod Poznaniem. On – syn nauczycielki matematyki, ja – córka kierowcy PKS-u i ekspedientki z osiedlowego sklepu. Zakochaliśmy się w sobie od pierwszego wejrzenia, choć oboje udawaliśmy, że to tylko przyjaźń. Pamiętam, jak pewnego zimowego wieczoru zaprosił mnie na sanki. Śmialiśmy się do łez, a potem, kiedy wracaliśmy przez park, nagle złapał mnie za rękę.

– Wiesz, że jesteś najpiękniejsza na świecie? – powiedział wtedy, patrząc mi prosto w oczy.

– Przestań, głupku – odpowiedziałam, ale serce waliło mi jak oszalałe.

Wszystko zmieniło się, kiedy Bartek dostał powołanie do wojska. To były jeszcze czasy obowiązkowej służby. Przyszedł do mnie wieczorem, pod oknem rzucił kamyczkiem. Wysunęłam głowę przez firankę.

– Muszę jechać za tydzień. Będziesz na mnie czekać? – zapytał cicho.

– Oczywiście! – odpowiedziałam bez wahania. – Przecież cię kocham.

Uśmiechnął się smutno i przytulił mnie mocno. Nie wiedziałam wtedy, że to będzie ostatni raz, kiedy poczuję jego ramiona.

W domu nie było łatwo. Ojciec coraz częściej zaglądał do kieliszka, a matka wiecznie narzekała na wszystko: na ceny w sklepie, na sąsiadkę z góry, na mnie. – Znowu siedzisz z nosem w książkach? Lepiej byś pomogła w domu! – krzyczała, kiedy próbowałam się uczyć do matury.

Po wyjeździe Bartka wszystko straciło sens. Pisałam do niego listy co tydzień, ale odpowiedzi przychodziły coraz rzadziej. W końcu przestał pisać w ogóle. Próbowałam się czegoś dowiedzieć od jego mamy, ale tylko wzruszała ramionami.

– Bartek ma teraz inne sprawy na głowie – powiedziała chłodno. – Wojsko to nie przelewki.

Czułam się zdradzona i opuszczona. W szkole nie miałam przyjaciółek – dziewczyny z klasy uważały mnie za dziwaczkę. Wolałam czytać książki niż plotkować o chłopakach i malować paznokcie.

Pewnego dnia matka przyszła do domu z nowiną:

– Twój ojciec stracił pracę. Teraz musisz iść do roboty po szkole. Nie stać nas na twoje fanaberie.

Zaczęłam pracować w piekarni. Wstawałam o czwartej rano, wracałam zmęczona i brudna od mąki. Ojciec coraz częściej znikał na całe noce. Matka była wiecznie rozdrażniona.

– Po co ci ta matura? I tak nigdzie się nie dostaniesz – powtarzała.

Ale ja się uparłam. Chciałam wyrwać się z tego domu za wszelką cenę.

W dzień matury ojciec wrócił pijany nad ranem i urządził awanturę. Krzyczał, że jestem niewdzięczna, że przeze mnie matka jest chora. Wybiegłam z domu zapłakana i ledwo zdążyłam na egzamin.

Zdałam. Dostałam się na studia do Poznania – filologia polska. Matka nie pogratulowała mi ani razu.

– I co z tego? Kto ci za to zapłaci?

Musiałam sama zarobić na akademik i jedzenie. Pracowałam jako kelnerka w barze mlecznym na Śródce. Czasem wracałam do domu rodzinnego na święta, ale zawsze czułam się tam obco.

Bartek wrócił z wojska po dwóch latach. Spotkałam go przypadkiem na rynku w naszym miasteczku. Był z jakąś dziewczyną – wysoką blondynką w modnej kurtce.

– Cześć, Magda – powiedział cicho.

– Cześć…

Chciałam zapytać: „Dlaczego nie pisałeś?”, „Czy jeszcze mnie kochasz?”, ale słowa ugrzęzły mi w gardle.

– Poznaj Kasię – przedstawił ją bez entuzjazmu.

Kasia uśmiechnęła się szeroko i podała mi rękę.

– Słyszałam o tobie dużo dobrego!

Zrobiło mi się niedobrze. Pożegnałam się szybko i uciekłam do domu.

Wieczorem matka zaczęła wypytywać:

– Spotkałaś Bartka? Słyszałam, że zaręczyli się z tą Kasią z sąsiedniej wsi. No widzisz? A ty taka dumna byłaś…

Nie odpowiedziałam nic. Zamknęłam się w pokoju i płakałam całą noc.

Studia były moją ucieczką od wszystkiego: od rodziny, od wspomnień, od siebie samej. Poznałam tam Pawła – chłopaka z Warszawy, który wydawał się inny niż wszyscy. Był czuły, opiekuńczy… Ale ja nie potrafiłam mu zaufać.

– Magda, dlaczego ciągle uciekasz? – pytał czasem z wyrzutem.

– Boję się… Boję się znów zostać sama – odpowiadałam szczerze.

Po roku rozstaliśmy się bez żalu z jego strony i z moim poczuciem winy.

Czas płynął dalej. Skończyłam studia, dostałam pracę w bibliotece miejskiej. Wynajęłam kawalerkę na Jeżycach. Życie było spokojne, ale puste.

Matka zachorowała na raka płuc. Musiałam wrócić do rodzinnego domu i opiekować się nią przez ostatnie miesiące jej życia. Ojciec już wtedy nie żył – zapił się na śmierć kilka lat wcześniej.

Matka leżała w łóżku i patrzyła na mnie z wyrzutem:

– Zmarnowałaś sobie życie przez te swoje książki…

Nie odpowiedziałam nic. Wiedziałam, że nigdy nie usłyszę od niej słowa „przepraszam”.

Po jej śmierci zostałam sama w pustym domu pełnym wspomnień i żalu. Czasem odwiedzała mnie siostra ojca – ciotka Halina.

– Magda, ty musisz zacząć żyć! Jesteś młoda! Znajdź sobie kogoś!

Ale ja już nie wierzyłam w miłość.

Pewnego dnia dostałam list polecony bez nadawcy. Rozpoznałam pismo Bartka od razu:

„Magda,
Nie wiem nawet, czy ten list do Ciebie dotrze… Chciałem tylko powiedzieć: przepraszam za wszystko. Za to, że nie miałem odwagi napisać prawdy wtedy w wojsku – zakochałem się w kimś innym i bałem się Cię zranić… Dziś wiem, że to był błąd życia. Kasia zostawiła mnie po roku małżeństwa dla innego faceta. Mam syna, którego widuję raz na miesiąc… Często myślę o Tobie i o tym, co mogło być… Jeśli kiedyś będziesz chciała pogadać – napisz albo zadzwoń.”

Przeczytałam ten list dziesięć razy i spaliłam go w piecu.

Dziś mam czterdzieści sześć lat i siedzę sama przy kuchennym stole w mieszkaniu po rodzicach. Czasem myślę o Bartku i o wszystkich szansach, które przeszły mi koło nosa przez strach i dumę. O matce, której nigdy nie potrafiłam wybaczyć chłodu i wiecznych pretensji.

Czy warto było tyle lat czekać na kogoś lub coś, co nigdy nie wróci? Czy można jeszcze zacząć żyć naprawdę po tylu rozczarowaniach?

A Wy? Na kogo lub na co czekaliście najdłużej? Czy warto było?