Chciałam tylko ciszy: Moje życie między dwoma światami
Wszystko zaczęło się od trzaśnięcia drzwiami. Takiego, które rozchodzi się echem po całym domu i zostaje w uszach na długo. Stałam w kuchni, z dłonią zaciśniętą na kubku herbaty, kiedy usłyszałam, jak Zbyszek znowu wychodzi bez słowa. Mój mąż od lat uciekał od rozmów, a ja – od własnych emocji. Ale tego wieczoru nie mogłam już dłużej udawać, że wszystko jest w porządku.
– Znowu się pokłóciliście? – zapytała cicho moja córka, Lena, która właśnie wróciła z zajęć na uczelni. Miała dwadzieścia lat i więcej dojrzałości niż niejeden dorosły.
– Nie… To znaczy… Tak, Lena. Przepraszam, że musisz to znosić – odpowiedziałam, siadając ciężko przy stole.
Lena westchnęła i usiadła naprzeciwko mnie. – Mamo, może czas coś zmienić? Przecież nie możesz tak żyć wiecznie na krawędzi.
Wiedziałam, że ma rację. Ale jak zmienić coś, co trwało już tyle lat? Nasz dom był kiedyś pełen śmiechu. Zbyszek był czuły, opiekuńczy. Ja – pełna energii i marzeń. Ale potem pojawiła się jego matka, pani Halina, która po śmierci teścia zamieszkała z nami. I wszystko zaczęło się sypać.
Pani Halina była kobietą o stalowych oczach i języku ostrym jak brzytwa. – W tym domu to ja ustalam zasady – powtarzała od pierwszego dnia. – A ty, Marto, powinnaś się cieszyć, że masz takiego męża jak mój Zbyszek.
Próbowałam być uprzejma. Próbowałam rozmawiać. Ale ona zawsze znajdowała powód do krytyki: a to obiad za słony, a to pranie źle rozwieszone, a to Lena za późno wraca do domu.
Z czasem Zbyszek zaczął stawać po stronie matki. – Daj spokój, Marta, mama jest starsza, trzeba jej ustąpić – mówił coraz częściej. Czułam się coraz bardziej niewidzialna we własnym domu.
Najgorsze były święta. Wszyscy siedzieliśmy przy stole, a pani Halina komentowała każdy mój gest:
– A czemu barszcz taki blady? U nas w domu zawsze był czerwony jak krew!
– Może Marta nie ma czasu gotować, bo ciągle siedzi w pracy – dorzucał Zbyszek z przekąsem.
Lena patrzyła na mnie ze współczuciem. Ja milczałam, bo wiedziałam, że każda odpowiedź tylko pogorszy sprawę.
Pewnego dnia nie wytrzymałam. Był piątek, wróciłam zmęczona po pracy w urzędzie gminy. Marzyłam tylko o chwili ciszy i książce. Ale w kuchni już czekała pani Halina.
– Znowu późno! Kto zrobił obiad? Ja musiałam! – krzyczała.
– Przepraszam, miałam zebranie…
– Zawsze masz wymówki! Gdybyś była lepszą żoną i matką…
Coś we mnie pękło.
– Dość! – krzyknęłam tak głośno, że Lena wybiegła z pokoju przestraszona. – To mój dom! Mam prawo do odpoczynku!
Pani Halina spojrzała na mnie z pogardą.
– Twój dom? Gdyby nie mój syn i jego ojciec, nie miałabyś gdzie mieszkać!
Zbyszek wrócił akurat w tej chwili. Zobaczył nas stojące naprzeciwko siebie jak dwie przeciwniczki na ringu.
– Co tu się dzieje?
– Twoja żona nie szanuje mnie ani ciebie! – wybuchła matka.
– Marta… Przeproś mamę – powiedział tylko Zbyszek.
Nie przeprosiłam. Po raz pierwszy w życiu postawiłam granicę. Ale zapłaciłam za to wysoką cenę. Przez kolejne tygodnie atmosfera w domu była nie do zniesienia. Pani Halina przestała ze mną rozmawiać. Zbyszek spał na kanapie w salonie. Lena zamykała się w swoim pokoju.
W pracy też nie było lepiej. Moja szefowa, pani Grażyna, miała zwyczaj wyżywać się na wszystkich podwładnych.
– Marta! Gdzie są te raporty? Ile razy mam powtarzać!
– Już kończę…
– Zawsze jesteś ostatnia ze wszystkim!
Czułam się jak w potrzasku: w domu źle, w pracy źle. Nawet przyjaciółki zaczęły się ode mnie oddalać.
Jedyną osobą, która próbowała mnie zrozumieć, była moja siostra Anka. Mieszkała w Krakowie i rzadko się widywałyśmy, ale dzwoniłyśmy do siebie często.
– Marta, musisz zadbać o siebie – powtarzała. – Nie możesz pozwolić im sobą pomiatać!
– Ale co mam zrobić? Wyprowadzić się?
– A czemu nie? Wynajmij mieszkanie z Leną. Albo postaw Zbyszka pod ścianą: albo ty, albo jego matka!
Bałam się tego kroku. Bałam się samotności i tego, co powiedzą ludzie we wsi.
Ale pewnej nocy obudziłam się z płaczem. Śniło mi się, że stoję na środku pustego pola i wołam o pomoc, ale nikt mnie nie słyszy.
Rano spojrzałam w lustro i zobaczyłam zmęczoną kobietę z siwymi pasmami we włosach i smutkiem w oczach.
Postanowiłam działać.
Najpierw porozmawiałam z Leną.
– Córeczko… Co byś powiedziała na to, żebyśmy zamieszkały same?
Lena uśmiechnęła się przez łzy.
– Mamo… Ja już dawno na to czekam.
Potem przyszła najtrudniejsza rozmowa ze Zbyszkiem.
– Musimy coś zmienić – powiedziałam stanowczo. – Albo twoja matka znajdzie sobie inne miejsce do życia, albo ja odejdę.
Zbyszek patrzył na mnie długo bez słowa.
– Nie mogę wyrzucić mamy na bruk…
– A ja nie mogę dłużej żyć jak cień we własnym domu!
Przez kilka dni nie rozmawialiśmy ze sobą prawie wcale. Pani Halina udawała chorobę i leżała całymi dniami w łóżku.
W końcu Zbyszek przyszedł do mnie wieczorem.
– Porozmawiałem z mamą… Zgodziła się przenieść do ciotki na jakiś czas. Ale musisz mi wybaczyć…
Nie odpowiedziałam od razu. Wiedziałam, że to dopiero początek zmian.
Kiedy pani Halina wyjechała, dom nagle ucichł. Przez pierwsze dni chodziłam na palcach, jakby bała się naruszyć tę ciszę. Lena zaczęła częściej zapraszać znajomych. Ja wróciłam do malowania obrazów – mojej dawnej pasji.
Zbyszek próbował naprawić nasze relacje: kupował kwiaty bez okazji, gotował kolacje. Ale coś we mnie pękło na zawsze. Nie potrafiłam już mu zaufać tak jak dawniej.
Pewnego wieczoru usiedliśmy razem przy stole.
– Marta… Czy ty jeszcze mnie kochasz?
Spojrzałam mu prosto w oczy.
– Chciałabym… Ale najpierw muszę pokochać samą siebie.
Dziś mija rok od tamtych wydarzeń. Pani Halina mieszka u swojej siostry i dzwoni tylko od święta. Lena kończy studia i planuje wyjazd za granicę. Ja nauczyłam się mówić „nie” – w pracy i w domu.
Czasem pytam siebie: czy można naprawdę odnaleźć spokój po tylu latach walki? Czy harmonia to coś realnego czy tylko mrzonka dla takich jak ja?
A Wy? Jak byście postąpili na moim miejscu? Czy warto walczyć o siebie nawet wtedy, gdy wszyscy wokół oczekują od nas poświęcenia?