Po pogrzebie otworzyłam jego stary telefon i znalazłam wiadomości, które mnie zniszczyły – czy można wybaczyć po śmierci?

– Mamo, co robisz w tej szufladzie? – zapytała Zosia, stojąc w progu kuchni. Jej głos był cichy, jakby bała się przeszkodzić mi w czymś ważnym.

Nie odpowiedziałam od razu. Siedziałam na podłodze, otoczona stosem niepotrzebnych rzeczy, które przez lata gromadziły się w dolnej szufladzie komody. Deszcz bębnił o parapet, a powietrze było ciężkie od wilgoci i wspomnień. W rękach trzymałam mały, srebrny telefon z pękniętym ekranem – ten sam, który należał do mojego męża, Pawła. Od jego śmierci minęły trzy miesiące, a ja wciąż nie potrafiłam się z nim pożegnać.

– Sprzątam – odpowiedziałam w końcu, próbując ukryć drżenie głosu. – Idź się pobawić, dobrze?

Zosia skinęła głową i zniknęła za drzwiami. Zostałam sama z telefonem. Przez chwilę patrzyłam na niego, jakby miał zaraz ożyć i przemówić głosem Pawła. W końcu podłączyłam ładowarkę. Ekran zamigotał, pojawiło się logo Nokii, a potem… wszystko wróciło. Zdjęcia z wakacji nad Bałtykiem, filmiki z urodzin Zosi, wiadomości od kolegów z pracy. I jedna rozmowa, która przykuła moją uwagę.

„Kocham cię. Nie mogę się doczekać naszego spotkania.”

Serce mi zamarło. Nadawcą była „Ania”. Przewinęłam dalej. Wiadomości ciągnęły się miesiącami – czułe słowa, plany na przyszłość, zdjęcia z kawiarni w centrum Warszawy. Wszystko toczyło się równolegle do naszego życia: rodzinnych obiadów, wspólnych wyjazdów, wieczorów przy Netflixie. Poczułam, jakby ktoś wyrwał mi serce.

Zadzwonił telefon stacjonarny – mama pytała, czy przyjadę na niedzielny rosół. Odpowiedziałam mechanicznie i odłożyłam słuchawkę. W głowie miałam tylko jedno pytanie: kim była Ania?

Przez kolejne dni nie potrafiłam jeść ani spać. Chodziłam po mieszkaniu jak cień samej siebie. Zosia patrzyła na mnie wielkimi oczami i pytała: – Mamo, dlaczego płaczesz?

Nie umiałam jej odpowiedzieć.

W końcu zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do najlepszego przyjaciela Pawła – Krzyśka.

– Krzysiek… muszę cię o coś zapytać – zaczęłam niepewnie.

– Co się stało? Wszystko w porządku?

– Znalazłam coś w telefonie Pawła… Wiadomości od jakiejś Ani. Wiesz coś o tym?

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Słuchaj… To nie jest rozmowa na telefon – powiedział w końcu Krzysiek. – Spotkajmy się jutro w parku.

Całą noc nie zmrużyłam oka. Rano ubrałam się w pierwszy lepszy sweter i wyszłam z domu. Krzysiek już czekał na ławce pod kasztanem.

– Przepraszam – zaczął od razu. – Chciałem ci powiedzieć… Ale Paweł prosił, żebym milczał.

– Kim ona była?

– Koleżanką z pracy. Zaczęło się niewinnie… Wiesz, Paweł miał wtedy ciężki okres, dużo stresu…

– I co? Zdradził mnie?

Krzysiek spuścił wzrok.

– Tak… Ale to nie trwało długo. Zerwał z nią jeszcze przed chorobą. Chciał ci powiedzieć, ale potem wszystko potoczyło się za szybko…

Poczułam, jakby świat się zatrzymał. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu.

– Dlaczego mi nie powiedział? – wyszeptałam.

– Bał się cię stracić. Kochał cię… Naprawdę.

Wróciłam do domu jak automat. Zosia bawiła się klockami na dywanie.

– Mamo, pobawisz się ze mną?

Usiadłam obok niej i patrzyłam na jej drobne rączki układające wieżę z klocków. W głowie miałam tylko jedno: czy mogę wybaczyć komuś, kto już nie żyje? Czy to ma jeszcze sens?

Wieczorem zadzwoniła teściowa.

– Jak się trzymasz, kochanie?

Chciałam jej powiedzieć wszystko – o Ani, o zdradzie, o bólu rozrywającym mnie od środka. Ale usłyszałam tylko własny głos:

– Daję radę…

Położyłam się spać obok pustej poduszki Pawła. Przez całą noc przewracałam się z boku na bok, słysząc w głowie jego śmiech i czułe słowa sprzed lat.

Następnego dnia postanowiłam napisać do Ani. Znalazłam ją na Facebooku – zdjęcie profilowe z dzieckiem na rękach.

„Dzień dobry. Nazywam się Marta Nowak. Byłam żoną Pawła. Chciałabym porozmawiać.”

Odpisała po godzinie:

„Bardzo mi przykro z powodu Pani straty. Jeśli chce Pani porozmawiać, jestem gotowa.”

Spotkałyśmy się w małej kawiarni na Mokotowie. Ania była młodsza ode mnie, miała łagodne oczy i nerwowo bawiła się pierścionkiem na palcu.

– Przepraszam… Nie chciałam niszczyć waszego małżeństwa – zaczęła od razu.

– Dlaczego to zrobiłaś?

– Byliśmy samotni… Paweł był wtedy bardzo zagubiony. Ale to nie trwało długo… Zerwał ze mną dla Pani i dla córki.

Patrzyłam na nią długo w milczeniu. Widziałam jej żal i poczucie winy.

Wyszłam z kawiarni lżejsza o kilka kilogramów bólu i gniewu. Wiedziałam już wszystko – Paweł mnie zdradził, ale też próbował naprawić swój błąd.

Wieczorem usiadłam przy stole z Zosią i spojrzałam jej w oczy.

– Zosiu… Tata popełnił błąd, ale bardzo nas kochał.

Przytuliła mnie mocno.

Minęły tygodnie zanim nauczyłam się żyć z tą prawdą. Czasem budzę się w nocy i pytam siebie: czy można wybaczyć komuś po śmierci? Czy to wybaczenie jest jeszcze komuś potrzebne? A może najważniejsze jest to, by wybaczyć samej sobie?