Między ciszą a krzykiem: Historia Kingi i Krzysztofa

– Czy naprawdę wygląda tak dobrze? A ja przestałem to dostrzegać – ta myśl Krzysztofa rozbrzmiała w kuchni głośniej niż rozbity kubek. Stałam na kolanach, zbierając odłamki porcelany, a on patrzył na mnie z tym dziwnym wyrazem twarzy, jakby widział mnie pierwszy raz od lat. Zosia płakała, bo przestraszyła się hałasu, a ja czułam, jak łzy napływają mi do oczu. Nie przez ból, nie przez strach – przez to spojrzenie, które było mi obce.

Poranki w naszym domu zawsze były nerwowe. Krzysztof wychodził do pracy punktualnie o siódmej trzydzieści, więc każda minuta była na wagę złota. Ja wstawałam pierwsza, szykowałam śniadanie, budziłam Zosię, a potem próbowałam ogarnąć siebie w biegu. Dziś jednak wszystko szło nie tak. Krzysztof zamknął się w łazience na dłużej niż zwykle, więc musiałam umyć Zosię w kuchni. Była marudna, nie chciała jeść, a ja czułam narastającą frustrację. Wtedy właśnie ręcznik strącił kubek ze stołu.

– Kinga, możesz być trochę ostrożniejsza? – rzucił Krzysztof z progu kuchni.

– Może byś mi pomógł zamiast tylko komentować? – odpowiedziałam ostrzej, niż zamierzałam.

Zosia wtuliła się we mnie mocniej. Krzysztof westchnął i wziął ją na ręce, ale zrobił to z takim chłodem, że aż mnie zabolało. Zbierałam odłamki w milczeniu, czując na sobie jego wzrok. Przez chwilę miałam ochotę rzucić wszystko i wybiec z domu.

Kiedy Krzysztof wyszedł z Zosią do przedpokoju, usłyszałam ich rozmowę:

– Tatuś idzie do pracy, buziak dla tatusia?

– Nie chcę! – krzyknęła Zosia.

Zrobiło mi się przykro. Pomyślałam: „Może ona też czuje ten chłód? Może nie tylko ja?” Krzysztof zamknął za sobą drzwi bez słowa pożegnania dla mnie.

Zostałam sama w kuchni z mokrą podłogą i pustką w środku. Usiadłam przy stole i spojrzałam na swoje odbicie w oknie. Włosy niedbale związane, podkrążone oczy, stara koszulka. „Ona naprawdę świetnie wygląda. A ja przestałem to zauważać” – przypomniały mi się jego słowa sprzed kilku miesięcy, kiedy wróciliśmy z wesela znajomych. Wtedy jeszcze potrafił się uśmiechnąć i powiedzieć coś miłego.

Zadzwoniła moja mama.

– Kinga, wszystko w porządku?

– Tak, mamo – skłamałam automatycznie.

Nie chciałam jej martwić. Wiedziałam jednak, że nie jest dobrze. Od miesięcy czuliśmy się z Krzysztofem jak współlokatorzy. Rozmawialiśmy tylko o rachunkach, zakupach i Zosi. Wieczorami on siadał przed komputerem albo telewizorem, ja przeglądałam telefon lub czytałam książkę. Seks? Ostatni raz pamiętam chyba sprzed pół roku.

Zaczęłam się zastanawiać: kiedy to się stało? Kiedy przestaliśmy być dla siebie ważni? Czy to przez dziecko? Pracę? Zmęczenie? A może po prostu już się nie kochamy?

Tego dnia postanowiłam zrobić coś inaczej. Zadzwoniłam do przedszkola i zapytałam o wolne miejsce dla Zosi na kilka godzin dziennie. Potrzebowałam oddechu. Potrzebowałam czasu dla siebie.

Po południu Krzysztof wrócił wcześniej niż zwykle. Był spięty.

– Musimy pogadać – powiedział bez ogródek.

Serce zaczęło mi bić szybciej.

– O czym?

– O nas. O tym wszystkim… – zawahał się. – Kinga, ja nie wiem, co się z nami dzieje. Czuję się… obcy w tym domu.

Patrzyliśmy na siebie przez chwilę w milczeniu. Widziałam w jego oczach zmęczenie i żal.

– Ja też tak się czuję – przyznałam cicho.

Usiedliśmy razem przy stole. Zosia bawiła się klockami w pokoju obok.

– Pamiętasz, jak byliśmy na Mazurach? – zapytał nagle Krzysztof.

Uśmiechnęłam się smutno.

– Pamiętam. Byliśmy wtedy szczęśliwi.

– Może powinniśmy spróbować… nie wiem… wyjechać gdzieś razem? Bez Zosi?

Zaskoczył mnie tą propozycją. Od dawna nie myśleliśmy o sobie jako o parze, tylko jako o rodzicach.

– A jeśli już za późno? – zapytałam szeptem.

Krzysztof spuścił wzrok.

– Nie wiem… Ale chyba wolę spróbować niż dalej udawać.

Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, słuchając spokojnego oddechu Krzysztofa obok. Myślałam o tym wszystkim, co nas łączyło i co nas dzieliło. O tym, jak łatwo można przestać widzieć drugiego człowieka nawet wtedy, gdy mieszka się pod jednym dachem.

Następnego dnia zapisałam Zosię do przedszkola na trzy godziny dziennie i zadzwoniłam do przyjaciółki Ani.

– Muszę z kimś pogadać – powiedziałam jej przez telefon.

Spotkałyśmy się w kawiarni na rogu naszej ulicy. Opowiedziałam jej wszystko: o rozbitym kubku, o chłodzie między mną a Krzysztofem, o moich lękach i tęsknotach.

Ania uśmiechnęła się ze zrozumieniem.

– Kinga, to normalne. Każda para przechodzi kryzys po dziecku. Ale jeśli chcecie walczyć – walczcie razem.

Wróciłam do domu z nową nadzieją. Wieczorem usiedliśmy z Krzysztofem przy stole i zaczęliśmy rozmawiać – szczerze, bez oskarżeń i pretensji. Po raz pierwszy od dawna poczułam, że może jeszcze jest dla nas szansa.

Czasem myślę: ile par wokół nas przeżywa podobne chwile? Ile kobiet zbiera odłamki rozbitych kubków i własnych marzeń? Czy naprawdę można nauczyć się widzieć siebie nawzajem na nowo?

Może najważniejsze to nie przestawać próbować…