Kiedy rachunek przyszedł: Moja walka o miłość i godność w cieniu ślubu
– Mamo, nie rozumiem, jak mogliście to zrobić… – mój głos drżał, a łzy cisnęły się do oczu. Stałam w kuchni rodziców Michała, zaciśniętymi pięściami próbując powstrzymać rozpacz. Za ścianą słychać było śmiechy i rozmowy – cała jego rodzina już przyjechała na jutrzejszy ślub. Tylko ja czułam, jakby świat właśnie się zawalił.
Pani Teresa, jego mama, patrzyła na mnie z bólem. – Martyno, my naprawdę chcieliśmy… Ale nie mamy tych pieniędzy. Tata Michała stracił pracę, a ja… – urwała, spuszczając wzrok.
– Ale przecież obiecaliście! – wybuchłam. – Zaprosiliście wszystkich kuzynów z Poznania, ciotki z Gdańska… A teraz co? Mamy ich wyprosić? Mamy odwołać wesele?
Michał stał obok mnie, blady jak ściana. – Martyna, proszę… – szepnął. – Porozmawiajmy spokojnie.
Wtedy poczułam, jak narasta we mnie gniew. Przez ostatnie miesiące żyliśmy w biegu: wybieranie sali, orkiestry, menu. Rodzice Michała zapewniali nas, że pokryją połowę kosztów wesela. Moi rodzice wzięli kredyt na swoją część. A teraz, na dzień przed ślubem, dowiaduję się, że zostaliśmy sami z rachunkiem na ponad czterdzieści tysięcy złotych.
Usiadłam ciężko przy stole. W głowie kłębiły mi się myśli: co powiedzieć gościom? Czy moi rodzice muszą brać kolejny kredyt? Czy to wszystko ma jeszcze sens?
– Martyna… – Michał próbował mnie objąć, ale odsunęłam się gwałtownie.
– Nie rozumiesz? To nie tylko pieniądze! To zaufanie! Jak mam wierzyć w naszą przyszłość, skoro już na starcie wszystko się sypie?
Pani Teresa zaczęła płakać. – Przepraszam… Nie chciałam was skrzywdzić…
Wtedy do kuchni wszedł mój tata. Spojrzał na mnie pytająco.
– Co się dzieje?
Nie mogłam już dłużej milczeć. – Tato, rodzice Michała nie mają pieniędzy na wesele. Zostaliśmy z tym sami.
Mój tata pobladł. – To jakiś żart?
Michał próbował tłumaczyć: – Tata stracił pracę…
Ale mój ojciec tylko pokręcił głową. – Trzeba było powiedzieć wcześniej. Teraz to kompromitacja dla wszystkich.
Wyszedł trzaskając drzwiami. Poczułam się jak dziecko, które zawiodło wszystkich.
Noc była bezsenna. Michał leżał obok mnie na łóżku w pokoju gościnnym jego rodziców.
– Martyna… Ja cię kocham. Przejdziemy przez to razem.
– Ale jak? – spytałam cicho. – Moi rodzice już są na granicy wytrzymałości finansowej. Twoi… nawet nie mieli odwagi powiedzieć prawdy wcześniej.
– Może odwołamy wesele? Zrobimy tylko skromny obiad dla najbliższych?
Poczułam ukłucie żalu. Marzyłam o tym dniu od dziecka: biała suknia, pierwszy taniec, rodzina i przyjaciele razem. Teraz miałam wybierać między marzeniem a rozsądkiem.
Rano mama przyszła do mnie z kawą.
– Córeczko… Może to znak? Może nie warto zaczynać życia od długów i żalu?
Popatrzyłam na nią bezradnie. – Ale ja kocham Michała.
– Miłość to nie wszystko – powiedziała cicho. – Musisz wiedzieć, czy możesz na nim polegać.
W południe zebrała się cała rodzina przy stole. Atmosfera była gęsta jak mgła nad Wisłą jesienią.
– Musimy podjąć decyzję – powiedział mój tata stanowczo. – Albo robimy wesele skromniejsze i każdy płaci za siebie, albo odwołujemy wszystko.
Wujek Andrzej z Poznania spojrzał na mnie ze współczuciem. – Martynka, my nie mamy pretensji. Jeśli trzeba wracać do domu bez wesela, trudno.
Ale babcia Michała zaczęła płakać: – Tyle lat czekałam na ten dzień…
Michał złapał mnie za rękę pod stołem. Poczułam jego drżące palce.
– Martyna… Ja chcę być z tobą, nawet jeśli to będzie tylko ślub cywilny w urzędzie i kawa w domu.
Zamknęłam oczy i zobaczyłam siebie jako małą dziewczynkę w białej sukience z firanki, tańczącą po kuchni. Czy naprawdę potrzebuję wielkiego wesela, by być szczęśliwa?
Wieczorem usiedliśmy z Michałem na ławce przed domem jego rodziców.
– Przepraszam cię za moich rodziców – powiedział cicho. – Wiem, że cię zawiedliśmy.
– To nie twoja wina – odpowiedziałam po chwili ciszy. – Ale musimy być wobec siebie szczerzy. Jeśli mamy być rodziną, musimy umieć rozmawiać o trudnych sprawach.
Następnego dnia rano poszliśmy do urzędu stanu cywilnego tylko z najbliższymi. Po ślubie usiedliśmy razem przy stole w domu moich rodziców. Było skromnie, ale czułam spokój.
Wieczorem spojrzałam na Michała i zapytałam:
– Czy naprawdę potrzebujemy wielkich gestów i pieniędzy, żeby być szczęśliwi? A może najważniejsze jest to, czy potrafimy być razem mimo wszystkiego?
Czasem życie wystawia nas na próbę wtedy, gdy najmniej się tego spodziewamy. Czy wy też musieliście kiedyś wybierać między marzeniem a rzeczywistością?