„Dlaczego On Ciągle Porównuje Mnie do Swojej Byłej? Moja Walka o Własną Wartość w Małżeństwie”
– Wiesz, Ania zawsze robiła to inaczej – usłyszałam, kiedy po raz kolejny próbowałam ugotować rosół według przepisu mojej mamy. Stałam w kuchni, z nożem w ręku i łzami w oczach, patrząc na mojego męża, Pawła. On nawet nie zauważył, że jego słowa tną mnie głębiej niż ostrze, którym kroiłam marchewkę.
– Może powinnam zadzwonić do Ani i zapytać o jej przepis? – rzuciłam z przekąsem, ale Paweł tylko wzruszył ramionami i wyszedł z kuchni. Zostałam sama z bulgoczącym garnkiem i poczuciem, że nigdy nie będę wystarczająca.
To nie był pierwszy raz. Od początku naszego małżeństwa czułam się jak aktorka na przesłuchaniu do roli, którą już ktoś przede mną odegrał – i to lepiej. Ania, jego była żona, była obecna w naszym domu bardziej niż ja sama. Nawet teściowa, pani Halina, nie pozwalała mi o niej zapomnieć.
– Aniu, znaczy… Kasiu – poprawiała się co chwilę, patrząc na mnie z tym swoim pobłażliwym uśmiechem. – Ania zawsze tak pięknie nakrywała do stołu. Ty też się nauczysz, kochanie.
Za każdym razem, gdy słyszałam jej imię, czułam jakby ktoś ściskał mnie za gardło. Próbowałam być lepsza – gotowałam, sprzątałam, nawet zaczęłam chodzić na jogę, bo podobno Ania była bardzo wysportowana. Ale im bardziej się starałam, tym bardziej czułam się niewidzialna.
Pamiętam pewien wieczór, kiedy wróciłam z pracy wykończona po dwunastogodzinnym dyżurze w szpitalu. Marzyłam tylko o kąpieli i ciszy. Zastałam Pawła i jego mamę w salonie.
– Kasiu, Paweł mówił, że Ania zawsze przygotowywała mu kolację po pracy. Może byś…
Nie wytrzymałam.
– Mamo Pawle, ja nie jestem Anią! – krzyknęłam. – I nigdy nie będę!
Zapadła cisza. Paweł spojrzał na mnie z wyrzutem.
– Po co te nerwy? Przecież nikt cię nie porównuje.
Chciałam wybuchnąć śmiechem. Nikt mnie nie porównuje? Każdego dnia czułam się jak cień tej kobiety, której nawet nie znałam. Zaczęłam unikać spotkań rodzinnych. W pracy byłam doceniana i szanowana – tam byłam Kasią, a nie „nową Anią”. Ale w domu…
Pewnego dnia znalazłam w szafie stary album ze zdjęciami. Paweł zostawił go na widoku. Otworzyłam go z ciekawości i zobaczyłam ich wspólne zdjęcia z wakacji nad morzem, uśmiechniętych, szczęśliwych. Poczułam ukłucie zazdrości i żalu. Czy ja kiedykolwiek będę dla niego kimś więcej niż tylko „następną”?
Wieczorem usiadłam z Pawłem przy stole.
– Musimy porozmawiać – zaczęłam drżącym głosem.
Spojrzał na mnie zaskoczony.
– O co chodzi?
– O Anię. O to, że ciągle mnie do niej porównujesz. Czuję się jakbyś cały czas patrzył na mnie przez pryzmat jej osoby. To boli.
Westchnął ciężko.
– Przesadzasz. Po prostu… ona była częścią mojego życia.
– Ale ja też jestem! – wybuchłam. – I mam prawo być sobą!
Zapanowała cisza. Paweł odwrócił wzrok.
– Nie wiem, czy potrafię inaczej – powiedział cicho.
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się myśli: czy warto walczyć o kogoś, kto ciągle ogląda się za siebie? Czy jestem w stanie żyć w cieniu kobiety, której nigdy nie poznam?
Następnego dnia zadzwoniła do mnie mama.
– Kasiu, co się dzieje? Słyszę po głosie, że coś jest nie tak.
Opowiedziałam jej wszystko przez łzy. Milczała przez chwilę.
– Kochanie, musisz postawić granice. Jeśli on cię nie widzi taką, jaka jesteś naprawdę, to może czas zastanowić się nad sobą…
Te słowa długo dźwięczały mi w uszach. Zaczęłam chodzić na terapię. Uczyłam się mówić „nie” i walczyć o siebie. Zaczęłam spotykać się z przyjaciółkami, wróciłam do malowania – czegoś, co zawsze sprawiało mi radość.
Paweł początkowo był zły.
– Zmieniłaś się – zarzucał mi. – Jesteś egoistką!
Ale ja wiedziałam już jedno: jeśli nie zawalczę o siebie teraz, stracę siebie na zawsze.
Po kilku miesiącach rozmów i kłótni Paweł zaczął rozumieć. Przestał wspominać Anię przy każdej okazji. Jego mama rzadziej nas odwiedzała – a jeśli już była, potrafiłam jasno powiedzieć: „Dziękuję za radę, ale zrobię po swojemu”.
Nie wiem jeszcze, jak potoczy się nasze małżeństwo. Ale wiem jedno: już nigdy nie pozwolę nikomu decydować o mojej wartości.
Czy naprawdę musimy żyć w cieniu przeszłości naszych bliskich? A może czasem trzeba po prostu wybrać siebie?