Mąż nie chce się wyprowadzić od teściowej – jak poradziłam sobie z rozczarowaniem i samotnością
– Znowu? – szepnęłam przez zaciśnięte zęby, kiedy usłyszałam trzask drzwi wejściowych. Była 22:30, a Paweł wracał od mamy. Znowu. W kuchni czekała na niego kolacja, którą przygotowałam, ale wiedziałam już, że nie tknie nawet kromki chleba. – Jadłem u mamy – rzucił beznamiętnie, zdejmując buty.
W tej chwili poczułam, jak coś we mnie pęka. To nie był pierwszy raz. Od czterech lat mieszkaliśmy w trzypokojowym mieszkaniu na warszawskim Bródnie razem z jego matką, panią Haliną. Miało być tylko „na chwilę”, dopóki nie uzbieramy na własne. Ta chwila trwała już 1460 dni.
– Paweł, musimy porozmawiać – powiedziałam cicho, ale stanowczo.
– Teraz? Jestem zmęczony.
– Właśnie teraz. Bo ja już nie mogę tak żyć.
Usiadł przy stole, nie patrząc mi w oczy. Wiedziałam, że zaraz zacznie się ta sama rozmowa co zawsze: „Mama jest sama”, „Nie możemy jej zostawić”, „Przecież jest chora”. Ale Halina miała się świetnie – codziennie chodziła na nordic walking z sąsiadkami i plotkowała przez telefon do późnej nocy.
– Paweł, obiecałeś mi, że po ślubie będziemy mieli własny dom. Chciałam mieć rodzinę, a mam poczucie, że jestem tylko gościem w cudzym życiu.
Milczał. W końcu westchnął:
– Nie rozumiesz… Mama mnie potrzebuje.
A ja? Czy ja cię nie potrzebuję? – chciałam krzyknąć, ale głos ugrzązł mi w gardle. Przypomniałam sobie nasze początki – jak obiecywał mi gwiazdy z nieba, jak mówił, że zawsze będę dla niego najważniejsza. Teraz byłam na końcu listy.
Następnego dnia rano Halina już czekała w kuchni.
– Zrobiłam Pawłowi jajecznicę, bo wiem, że lubi z cebulką – powiedziała z uśmiechem triumfu.
– Dziękuję, ale ja też potrafię gotować – odpowiedziałam chłodno.
– Ale on lubi moją – odparła i spojrzała na mnie z wyższością.
Czułam się jak intruz we własnym domu. Każda decyzja – od koloru zasłon po wybór pasty do zębów – musiała być konsultowana z Haliną. Paweł nigdy nie stanął po mojej stronie. Nawet wtedy, gdy płakałam po nocach i błagałam go o rozmowę.
Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie mama:
– Kasiu, co się dzieje? Słyszę po głosie, że coś jest nie tak.
– Mamo… Ja już nie wiem, co robić. On nie chce się wyprowadzić. Wszystko kręci się wokół jego matki.
– A ty? Czy ty jesteś dla niego ważna?
To pytanie bolało najbardziej. Bo odpowiedź znałam od dawna.
Zaczęłam unikać domu. Po pracy szłam na długie spacery po parku Bródnowskim albo spotykałam się z koleżankami. Czułam się coraz bardziej samotna. Paweł tego nie zauważał albo nie chciał zauważyć. Wieczorami zamykał się z matką w salonie i oglądali seriale. Ja siedziałam w sypialni i płakałam w poduszkę.
W pracy też zaczęło mi się sypać. Szefowa zwróciła mi uwagę na spóźnienia i brak zaangażowania. Nie miałam siły na nic. Nawet na marzenia.
Któregoś dnia wróciłam wcześniej do domu i usłyszałam rozmowę Pawła z Haliną:
– Ona cię nie rozumie, synku. Ja zawsze będę przy tobie.
– Wiem, mamo… Ale ona też jest ważna…
– Ważna? Przecież nawet jajecznicy dobrze nie potrafi zrobić!
Zamarłam za drzwiami. Poczułam się jak dziecko słuchające kłótni rodziców. Wtedy podjęłam decyzję: muszę coś zmienić.
Wieczorem spakowałam walizkę i napisałam Pawłowi wiadomość: „Potrzebuję czasu dla siebie. Zamieszkam u mamy.”
Nie zadzwonił. Nie przyszedł. Przez tydzień milczał.
Dopiero ósmego dnia pojawił się pod drzwiami mojego rodzinnego domu.
– Kasiu… Przepraszam… Nie wiedziałem, że aż tak cię ranię.
– Paweł, ja już nie chcę być drugą kobietą w twoim życiu. Albo zaczniemy żyć razem, albo każdy osobno.
Patrzył na mnie długo w milczeniu. Widziałam w jego oczach strach i bezradność. Wiedziałam już wtedy, że jeśli sam nie podejmie decyzji, to ja będę musiała ją podjąć za nas oboje.
Minęły dwa miesiące odkąd zamieszkałam u mamy. Paweł odwiedza mnie czasem, mówi że szuka mieszkania, ale widzę jak bardzo jest rozdarty między mną a matką. Ja powoli odzyskuję siebie – zaczęłam biegać, zapisałam się na kurs angielskiego, spotykam się z przyjaciółkami.
Czasem patrzę na nasze wspólne zdjęcia i pytam siebie: czy można kochać kogoś, kto nigdy nie postawi cię na pierwszym miejscu? Czy warto czekać na cud, czy lepiej zawalczyć o siebie?
A wy? Co byście zrobili na moim miejscu?