Testament bez mojego imienia: Prawda, która rozbiła mój świat

– Nie wierzę, że to zrobiłeś, Piotrze! – krzyknęłam w pustym salonie, ściskając w dłoni kopertę z testamentem. Echo mojego głosu odbiło się od ścian, a cisza, która po nim zapadła, była gęsta jak mgła nad Wisłą w listopadzie.

Jeszcze wczoraj byłam żoną szanowanego przedsiębiorcy, matką dwójki dorosłych dzieci i kobietą, która wierzyła, że zna swojego męża na wylot. Dziś stałam się wdową bez dachu nad głową i bez grosza przy duszy. Wszystko przez jeden dokument, który zmienił całe moje życie.

Piotr zmarł nagle – zawał serca podczas służbowego wyjazdu do Krakowa. Pogrzeb był szybki, skromny, pełen łez i niedopowiedzeń. Nasza córka, Agnieszka, tuliła mnie przez cały czas, a syn Michał stał z boku, zaciśnięte usta i mokre oczy. Wszyscy byliśmy w szoku. Ale prawdziwy cios miał dopiero nadejść.

Pamiętam ten dzień jak przez mgłę. Notariusz zaprosił mnie do swojego gabinetu na ulicy Długiej. Siedziałam naprzeciwko niego, a on czytał testament Piotra spokojnym, beznamiętnym głosem. „Cały majątek – udziały w firmie, dom pod Warszawą, oszczędności – przekazuję pani Joannie Kwiatkowskiej.” Zamarłam. Joanna Kwiatkowska? Kim ona jest? Dlaczego nigdy o niej nie słyszałam?

– To chyba jakaś pomyłka – wyszeptałam drżącym głosem. – Przecież jestem jego żoną…

Notariusz tylko wzruszył ramionami. – Tak stanowi testament. Jeśli chce pani go podważyć, musi pani złożyć odpowiedni wniosek do sądu.

Wyszłam na ulicę jak lunatyczka. Ludzie mijali mnie obojętnie, samochody trąbiły, a ja czułam się jakby świat się zatrzymał. Zadzwoniłam do Agnieszki.

– Mamo? Co się stało?

– Twój ojciec… on wszystko zapisał jakiejś Joannie Kwiatkowskiej. Nic dla nas nie zostawił.

Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza.

– Może to jakaś pomyłka? – zapytała cicho Agnieszka.

– Nie wiem… Muszę się dowiedzieć kim ona jest.

Przez kolejne dni nie spałam prawie wcale. Przeglądałam dokumenty Piotra, szukałam śladów tej kobiety – rachunki, maile, zdjęcia. Nic. Jakby nie istniała. Michał próbował mnie uspokoić:

– Mamo, tata by cię nie skrzywdził. Może to jakaś stara znajoma? Może chciał jej pomóc?

Ale ja czułam w sercu lód. Zaczęłam podejrzewać najgorsze.

W końcu postanowiłam pojechać do firmy Piotra. Jego wspólnik, Marek Nowakowski, przyjął mnie z wymuszoną uprzejmością.

– Pani Anno… bardzo mi przykro z powodu Piotra. Był dla mnie jak brat.

– Marek, powiedz mi prawdę. Kim jest Joanna Kwiatkowska?

Zbladł. Odwrócił wzrok.

– To… była asystentka Piotra. Pracowała tu kilka lat temu.

– Asystentka? – powtórzyłam głucho.

– Tak… Byli sobie bliscy… Bardzo bliscy.

Zrozumiałam wszystko w jednej chwili. Zdrada. Tajemnica ukrywana przez lata. Mój mąż prowadził podwójne życie, a ja byłam ślepa.

Wróciłam do domu i zamknęłam się w sypialni. Przez kilka godzin płakałam bezgłośnie w poduszkę. Wspomnienia przelatywały mi przed oczami: nasze wspólne wakacje nad Bałtykiem, święta przy jednym stole, wieczory spędzone na rozmowach o przyszłości dzieci… Czy to wszystko było kłamstwem?

Agnieszka przyszła wieczorem.

– Mamo… co teraz zrobimy?

– Nie wiem, kochanie – odpowiedziałam szczerze. – Muszę się spotkać z tą kobietą.

Znalazłam adres Joanny w aktach firmy. Mieszkała na obrzeżach Warszawy, w nowoczesnym apartamentowcu. Pojechałam tam następnego dnia.

Drzwi otworzyła mi kobieta mniej więcej w moim wieku – zadbana, elegancka, z chłodnym spojrzeniem.

– Pani Joanna Kwiatkowska?

– Tak? W czym mogę pomóc?

– Nazywam się Anna Zielińska. Byłam żoną Piotra Zielińskiego.

Jej twarz stężała.

– Proszę wejść – powiedziała po chwili.

Usiadłyśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole.

– Chcę wiedzieć prawdę – zaczęłam drżącym głosem. – Kim była pani dla mojego męża?

Joanna spuściła wzrok.

– Byliśmy razem przez ostatnie pięć lat… Piotr obiecał mi nowy początek. Wiedziałam o pani istnieniu, ale on twierdził, że wasze małżeństwo to tylko formalność…

Zatkało mnie. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu.

– Czy on… czy on miał z panią dziecko?

Joanna pokręciła głową.

– Nie… Ale planowaliśmy wspólną przyszłość. Piotr chciał odejść od pani już dawno temu, ale zawsze coś go powstrzymywało.

Wyszłam stamtąd jak we śnie. Czułam się upokorzona i zdradzona przez człowieka, któremu oddałam całe swoje życie.

Przez kolejne tygodnie walczyłam o spadek w sądzie. Prawnicy Joanny byli bezwzględni – mieli wszystkie dokumenty, dowody na to, że Piotr świadomie przepisał jej wszystko jeszcze przed śmiercią. Ja zostałam z niczym.

Rodzina zaczęła się ode mnie odwracać. Teściowa zarzucała mi, że nie dbałam o Piotra:

– Gdybyś była lepszą żoną, nie szukałby szczęścia gdzie indziej!

Brat Piotra przestał odbierać moje telefony. Nawet niektórzy znajomi zaczęli mnie unikać – jakbym była winna tej zdrady.

Agnieszka i Michał trzymali się blisko mnie, ale widziałam w ich oczach strach i niepewność o przyszłość.

Pewnego wieczoru Michał przyszedł do mnie do kuchni.

– Mamo… może spróbujemy zacząć od nowa? Może to szansa na coś innego?

Popatrzyłam na niego przez łzy.

– Synku… ja już nie wiem kim jestem bez twojego ojca. Całe życie byłam tylko jego żoną…

Minęły miesiące zanim zaczęłam powoli podnosić się z kolan. Znalazłam pracę jako księgowa w małej firmie transportowej na Pradze. Wynajęłam niewielkie mieszkanie i zaczęłam uczyć się żyć na nowo – bez luksusów, bez poczucia bezpieczeństwa, ale za to z własną godnością.

Czasem spotykam Joannę na mieście – zawsze odwraca wzrok albo udaje, że mnie nie widzi. Nie czuję już do niej nienawiści – tylko żal i pustkę po straconych latach.

Dziś wiem jedno: nigdy nie można być pewnym drugiego człowieka do końca. Nawet jeśli śpi obok nas przez trzydzieści lat.

Czy można wybaczyć taką zdradę? Czy można jeszcze zaufać komukolwiek po czymś takim? Czekam na wasze historie i wasze odpowiedzi.