Miłość bez słów: Czy można kochać, nie mówiąc tego głośno?
– Znowu nie powiedziałaś mu, co czujesz? – głos mojej siostry, Magdy, rozbrzmiał w kuchni jak wystrzał. Stałam przy zlewie, z rękami zanurzonymi w zimnej wodzie, szorując kubek Pawła, jakby od tego zależało moje życie.
– Po co mam mówić? – odpowiedziałam cicho, nie patrząc jej w oczy. – Przecież widzi. Gotuję mu obiady, pamiętam o jego ulubionej kawie, prasuję koszule. To chyba wystarczy, prawda?
Magda westchnęła ciężko i usiadła przy stole. – Ty zawsze wszystko tłumaczysz czynami. Ale czasem ludzie potrzebują słów.
Zamilkłam. W mojej głowie kłębiły się myśli. Czy naprawdę trzeba mówić „kocham cię”, żeby ktoś poczuł się kochany? Przecież Paweł nigdy nie był wylewny. Odkąd się poznaliśmy na studiach w Krakowie, nasze relacje opierały się na drobnych gestach: on przynosił mi czekoladę w sesji, ja zostawiałam mu karteczki z przypomnieniem o ważnych sprawach. Tak wyglądała nasza codzienność przez dziesięć lat małżeństwa.
Ale od kilku miesięcy coś się zmieniło. Paweł wracał coraz później z pracy, był zamyślony i nieobecny. Próbowałam go zatrzymać obiadem, ulubionym sernikiem, ciepłym szalikiem na zimę. On jednak coraz częściej milczał.
Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę Pawła przez telefon. Stałam w korytarzu, a on rozmawiał w salonie:
– Tak, wiem… Nie wiem, jak jej to powiedzieć… Ona nigdy nie mówi o uczuciach… Tak, chyba już nie potrafię tak żyć.
Serce mi zamarło. O kim mówił? O mnie? Czy naprawdę aż tak bardzo zawiodłam?
Następnego dnia próbowałam z nim rozmawiać. Usiadłam naprzeciwko niego przy stole.
– Paweł… wszystko w porządku?
Podniósł wzrok znad gazety i spojrzał na mnie obojętnie.
– Tak, wszystko dobrze.
Chciałam powiedzieć coś więcej, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Zamiast tego nalałam mu herbaty i podałam talerz z kanapkami.
Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Wpatrywałam się w sufit i zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd. Przecież robiłam wszystko, by mu pokazać, że go kocham. Czy naprawdę powinnam była częściej mówić „kocham cię”? Czy to by coś zmieniło?
W pracy byłam rozkojarzona. Koleżanka z biura, Ania, zapytała:
– Coś się stało? Wyglądasz na przygnębioną.
Uśmiechnęłam się blado.
– To tylko zmęczenie.
Ale prawda była inna. Czułam się jakby ktoś powoli wyciągał ze mnie życie.
W weekend Magda przyszła z dziećmi. Siedziałyśmy w kuchni, a ona patrzyła na mnie z troską.
– Musisz z nim porozmawiać. Powiedz mu wprost, co czujesz. Ludzie nie są jasnowidzami.
Pokręciłam głową.
– Nie umiem… Boję się, że zabrzmi to sztucznie. Że on i tak już nic nie poczuje.
Magda złapała mnie za rękę.
– Lepiej żałować tego, co się powiedziało, niż tego, czego się nie powiedziało.
Wieczorem długo siedziałam przy oknie. Paweł wrócił późno. Wszedł do sypialni bez słowa i położył się spać tyłem do mnie. Poczułam łzy pod powiekami.
Następnego dnia postanowiłam zrobić coś innego. Kupiłam jego ulubione ciastka i napisałam krótką wiadomość: „Dziękuję, że jesteś”. Położyłam ją na jego biurku.
Kiedy wrócił z pracy, spojrzał na mnie zdziwiony.
– Co to?
Wzruszyłam ramionami.
– Po prostu chciałam ci przypomnieć, że jesteś dla mnie ważny.
Uśmiechnął się lekko i pocałował mnie w czoło. Przez chwilę poczułam ulgę.
Ale kilka dni później znalazłam w jego kurtce bilet do teatru – dwa miejsca, data za tydzień. Nie powiedział mi o tym ani słowa.
Wieczorem zapytałam:
– Idziesz gdzieś?
Zawahał się.
– Tak… Z koleżanką z pracy. Muszę ci coś powiedzieć…
Serce mi stanęło. Wiedziałam już wszystko bez słów.
Usiadłam na łóżku i zaczęłam płakać. Paweł podszedł do mnie i usiadł obok.
– Przepraszam… Po prostu… Czułem się niewidzialny. Jakbyśmy byli obok siebie, ale osobno. Potrzebowałem usłyszeć coś więcej niż tylko gesty.
Nie potrafiłam odpowiedzieć. Wszystko we mnie krzyczało: „Kocham cię! Nie odchodź!”. Ale nie umiałam tego wypowiedzieć na głos.
Paweł spakował walizkę i wyszedł tej samej nocy. Zostałam sama w pustym mieszkaniu pełnym niewypowiedzianych słów i gestów bez odpowiedzi.
Minęły tygodnie. Każdego dnia próbowałam zrozumieć, gdzie popełniłam błąd. Czy naprawdę trzeba mówić „kocham cię”, żeby ktoś poczuł się kochany? Czy gesty to za mało?
Czasem patrzę na nasze wspólne zdjęcia i zastanawiam się: czy gdybym wtedy zdobyła się na odwagę i wypowiedziała te dwa proste słowa – wszystko potoczyłoby się inaczej? A może są ludzie, którzy nigdy nie nauczą się mówić o uczuciach? Co wy o tym myślicie – czy miłość bez słów ma szansę przetrwać?