Cienie prawdy: koniec pewnej miłości
– Jestem w domu! – krzyknąłem, zamykając za sobą drzwi i strzepując z ramion resztki zimowego śniegu. W kuchni unosił się zapach pieczonego kurczaka z rozmarynem, a na stole stały dwa kieliszki czerwonego wina. Przez chwilę poczułem się jak dawniej, jak wtedy, gdy Halina czekała na mnie z uśmiechem i ciepłym obiadem. Ale dziś jej twarz była napięta, a oczy nie patrzyły na mnie, tylko gdzieś ponad moim ramieniem.
– Co za okazja? – zapytałem, próbując nadać głosowi lekkości. Przecież ostatnio rzadko mieliśmy okazję do wspólnych kolacji. Zazwyczaj wracałem późno, a Halina już spała albo siedziała w salonie z książką.
– Żadna okazja – odpowiedziała chłodno. – Po prostu chciałam porozmawiać.
Usiadłem naprzeciwko niej, czując jak napięcie w powietrzu gęstnieje. Przez chwilę żadne z nas się nie odzywało. Słychać było tylko tykanie zegara i odgłos przejeżdżającego tramwaju za oknem.
– Witold… – zaczęła cicho Halina, bawiąc się obrączką na palcu. – Myślę, że powinniśmy przestać udawać.
Zamarłem. Przez głowę przebiegły mi wszystkie nasze wspólne lata: ślub w małym kościele na Bałutach, narodziny naszej córki Marty, pierwsze wspólne wakacje nad morzem. Czy to wszystko miało się skończyć?
– O czym ty mówisz? – zapytałem, choć odpowiedź była oczywista.
– O nas – powiedziała stanowczo. – O tym, że od dawna jesteśmy tylko współlokatorami. Że nie rozmawiamy już o niczym ważnym. Że nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio się śmialiśmy razem.
Poczułem, jak coś ściska mi gardło. Chciałem zaprzeczyć, powiedzieć, że przesadza, że to tylko chwilowy kryzys. Ale prawda była taka, że od miesięcy czułem się samotny nawet wtedy, gdy siedzieliśmy obok siebie na kanapie.
– To przez moją pracę? – spytałem bezradnie. – Przecież wiesz, że muszę… – Przerwała mi gestem ręki.
– To nie tylko praca. To wszystko. Twoje milczenie. Moje rozczarowanie. Nasza codzienność, która stała się pusta i przewidywalna.
Wtedy usłyszałem cichy płacz dochodzący z pokoju Marty. Nasza córka miała dopiero trzynaście lat i ostatnio coraz częściej zamykała się w swoim świecie. Zawsze myślałem, że chronimy ją przed naszymi problemami, ale teraz zrozumiałem, że dzieci widzą więcej niż nam się wydaje.
Halina wstała od stołu i podeszła do okna. Patrzyła na ciemne podwórko, gdzie śnieg przykrył stare huśtawki i ławki.
– Spotykasz się z kimś? – zapytałem nagle, sam nie wierząc w to pytanie.
Odwróciła się powoli.
– Nie – odpowiedziała spokojnie. – Ale czasem myślę, że byłoby mi łatwiej odejść, gdybym kogoś miała.
Zrobiło mi się zimno. Przez chwilę chciałem wyjść z mieszkania i nigdy nie wracać. Ale wiedziałem, że muszę zostać i zmierzyć się z tym wszystkim.
– Co chcesz zrobić? – spytałem cicho.
– Chcę się rozstać – powiedziała bez wahania. – Chcę zacząć żyć na nowo. Dla siebie i dla Marty.
Nie potrafiłem odpowiedzieć. W głowie miałem mętlik: strach przed samotnością, żal za straconymi latami i gniew na siebie za to, że nie zauważyłem wcześniej sygnałów ostrzegawczych.
Następne dni były jak życie pod wodą. Chodziliśmy po mieszkaniu jak duchy, wymieniając tylko najpotrzebniejsze słowa. Marta patrzyła na nas szeroko otwartymi oczami i zadawała pytania, na które nie umiałem odpowiedzieć: „Czy już mnie nie kochacie? Czy to moja wina?”
Pewnego wieczoru usiadłem przy jej łóżku i próbowałem wyjaśnić:
– Kochamy cię bardzo, Marto. To nie twoja wina. Czasem dorośli przestają być szczęśliwi razem i muszą podjąć trudne decyzje.
Patrzyła na mnie długo w milczeniu.
– A ty jesteś szczęśliwy? – zapytała nagle.
Nie potrafiłem odpowiedzieć od razu. Może pierwszy raz w życiu przyznałem przed sobą samym, że nie jestem szczęśliwy od dawna.
Halina wyprowadziła się miesiąc później do swojej matki na Retkinię. Mieszkanie stało się puste i ciche jak nigdy wcześniej. Wieczorami siadałem przy stole i patrzyłem na zdjęcia z dawnych lat: uśmiechnięta Halina w białej sukni ślubnej, ja trzymający Martę na rękach tuż po jej narodzinach…
Czułem żal i ulgę jednocześnie. Żal za tym wszystkim, co straciłem; ulgę, że nie muszę już udawać przed sobą i innymi.
Próbowałem poukładać życie na nowo: nauczyć się gotować coś więcej niż jajecznicę, rozmawiać z Martą o jej problemach w szkole, spotykać się z przyjaciółmi, których zaniedbałem przez lata pracy i domowych obowiązków.
Czasami spotykam Halinę na ulicy albo podczas przekazywania Marty na weekendy. Rozmawiamy spokojnie, bez pretensji i żalu. Oboje wiemy, że tak musiało być.
Czy można odbudować siebie po takim rozstaniu? Czy można jeszcze uwierzyć w miłość? Czasem myślę o tym długo nocami i zastanawiam się: czy gdybym wcześniej zauważył te cienie prawdy między nami, wszystko potoczyłoby się inaczej?