Pierścień z szafirem – cena rodzinnych sekretów

– Tamaro, podejdź tutaj! – głos prowadzącego przebił się przez gwar rozmów i śmiechów. Stałam w centrum sali, otoczona przez ludzi, którzy przez lata byli częścią mojego życia. Wszyscy patrzyli na mnie z uśmiechami, a ja czułam, jak serce bije mi szybciej niż zwykle. To miał być mój dzień – pięćdziesiąte piąte urodziny, jubileusz, który Witold postanowił uczcić z rozmachem. Restauracja nad Wisłą, świece, muzyka na żywo, stoły uginające się od jedzenia. Goście – rodzina, przyjaciele, współpracownicy – wszyscy przyszli, by świętować ze mną.

Witold podszedł do mnie z eleganckim pudełeczkiem. W jego oczach widziałam dumę i coś jeszcze – cień niepokoju? Otworzyłam pudełko i zobaczyłam pierścionek z szafirem. Kamień lśnił w świetle lamp jak kropla nocnego nieba. Goście wybuchnęli oklaskami, ktoś krzyknął: „Ależ masz szczęście, Tamaro!”

Uśmiechnęłam się, choć w środku czułam dziwny chłód. Witold pocałował mnie w policzek i szepnął: – Wszystkiego najlepszego, kochanie. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze.

W tej chwili poczułam ukłucie niepokoju. Przez lata nauczyłam się czytać jego gesty i spojrzenia. Ten prezent był zbyt wystawny, zbyt demonstracyjny. Witold nigdy nie był rozrzutny. Co chciał mi wynagrodzić? Co próbował ukryć?

Zanim zdążyłam się nad tym zastanowić, podeszła do mnie moja córka, Marta. – Mamo, piękny pierścionek – powiedziała cicho, ale jej oczy były chłodne. – Tylko szkoda, że nie zawsze pamiętasz o tym, co naprawdę ważne.

Zamarłam. Marta od miesięcy była zdystansowana. Próbowałam z nią rozmawiać, ale zawsze ucinała temat. Teraz jej słowa zabolały mnie bardziej niż mogłabym się spodziewać.

– Marto, co masz na myśli? – zapytałam szeptem.

– Nic, mamo. Ciesz się prezentem – odparła i odeszła do swojego męża.

Starałam się wrócić do świętowania, ale w głowie kłębiły mi się myśli. Przypomniałam sobie ostatnie miesiące: ciche dni w domu, coraz rzadsze rozmowy z Witoldem, Martę zamkniętą w sobie i syna Pawła wiecznie nieobecnego. Czy naprawdę wszystko było w porządku? Czy ten pierścionek miał być symbolem miłości czy raczej próbą zagłuszenia wyrzutów sumienia?

Po kilku godzinach zabawy wyszłam na taras restauracji. Potrzebowałam chwili samotności. Za mną cicho zamknęły się drzwi i usłyszałam znajomy głos:

– Tamaro…

Odwróciłam się. To była Ewa, moja przyjaciółka od lat szkolnych.

– Wszystko w porządku? – zapytała.

– Sama nie wiem – odpowiedziałam szczerze. – Czuję się… jakby coś miało się wydarzyć.

Ewa spojrzała na mnie uważnie.

– Tamaro… muszę ci coś powiedzieć. Coś ważnego.

Zamarłam. Ewa nigdy nie była tajemnicza. Zawsze mówiła wprost.

– Chodzi o Witolda – zaczęła powoli. – Od kilku miesięcy widuję go często w kawiarni na Starym Mieście… Nie zawsze jest sam.

Poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg.

– Z kim? – wyszeptałam.

– Z kobietą… młodszą od nas. Nie chciałam ci mówić wcześniej, bo myślałam, że to przypadek… Ale dziś widziałam ich razem przed restauracją.

Zacisnęłam dłonie na balustradzie tarasu tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. Przez chwilę nie mogłam oddychać.

– Dziękuję ci, Ewo – powiedziałam cicho. – Muszę to przemyśleć.

Wróciłam do sali z wymuszonym uśmiechem. Witold rozmawiał z Pawłem i kilkoma kolegami z pracy. Spojrzał na mnie i uniósł kieliszek w toaście.

– Za Tamarę! Najlepszą żonę i matkę!

Goście znów zaczęli klaskać i wiwatować. Ja jednak czułam się jak aktorka w kiepskim przedstawieniu.

Po północy goście zaczęli się rozchodzić. Marta podeszła do mnie jeszcze raz.

– Mamo… przepraszam za wcześniejsze słowa – powiedziała cicho. – Po prostu… czuję się ostatnio zagubiona. Tata… on nie jest już taki jak dawniej.

Objęłam ją mocno.

– Wiem, kochanie. Ja też to czuję.

Kiedy wróciliśmy do domu, Witold był milczący. Usiadł w salonie z kieliszkiem whisky i patrzył w okno.

– Ładny wieczór – powiedział po chwili.

– Tak… bardzo ładny – odpowiedziałam chłodno.

Cisza między nami była gęsta jak mgła nad Wisłą o świcie.

W nocy długo nie mogłam zasnąć. Przekładałam pierścionek z palca na palec i zastanawiałam się: ile warte są te wszystkie gesty i prezenty, jeśli pod nimi kryje się kłamstwo? Czy można odbudować zaufanie po tylu latach wspólnego życia? Czy powinnam udawać dalej dla dobra rodziny?

Rano spojrzałam na siebie w lustrze. W oczach zobaczyłam zmęczenie i cień smutku, ale też coś nowego – determinację.

Może ten pierścionek miał być symbolem nowego początku? A może końca? Czy warto walczyć o prawdę za wszelką cenę?

Czasami jedno wydarzenie potrafi wywrócić całe życie do góry nogami. Czy lepiej żyć w iluzji szczęścia czy zmierzyć się z bolesną prawdą? Co wy byście zrobili na moim miejscu?