Między wstydem a wolnością: Moje życie po zdradzie męża
– Maria, nie rób sceny. Ludzie patrzą – syknęła mama, ściskając mnie za ramię tak mocno, że aż poczułam ból. Stałyśmy na środku kuchni, a zza drzwi dobiegały odgłosy rozmów i śmiechu – goście jeszcze nie wiedzieli, że mój świat właśnie się rozpadł.
Wiedziałam już wszystko. O Ani z pracy, o tych nocach, kiedy wracał później i tłumaczył się korkami. O wiadomościach na Messengerze, które przypadkiem zobaczyłam, kiedy zostawił telefon na stole. W jednej z nich napisał: „Tęsknię za tobą bardziej niż za domem”.
Dom. To słowo nagle straciło sens.
– Mamo, ja nie mogę tak żyć! – wyszeptałam, czując jak łzy cisną mi się do oczu. – On mnie zdradził. To nie jest normalne.
Mama spojrzała na mnie z mieszaniną litości i gniewu. – Maria, w naszej rodzinie się nie rozwodzi. Twój ojciec by tego nie przeżył. Co ludzie powiedzą? Pomyśl o dzieciach.
Dzieci. Michał i Zosia, siedmio- i dziesięciolatka. Patrzyły na mnie z portretu wiszącego nad stołem. Czy naprawdę miałam poświęcić siebie dla ich spokoju? Czy może właśnie przez to nauczyłabym je życia w kłamstwie?
Kiedy wróciłam do salonu, Andrzej – mój mąż – siedział przy stole z moim ojcem i bratem. Rozmawiali o polityce, jakby nic się nie stało. Spojrzał na mnie przelotnie, a potem odwrócił wzrok. W jego oczach zobaczyłam cień winy, ale też ulgę – wiedział, że nie odejdę. Przynajmniej nie teraz.
Wieczorem, gdy dzieci już spały, usiadłam na łóżku i patrzyłam w ciemność. Andrzej wszedł do pokoju, cicho zamknął drzwi.
– Maria…
– Nie mów nic – przerwałam mu. – Wiem wszystko.
Usiadł obok mnie, spuścił głowę.
– To był błąd…
Zaśmiałam się gorzko.
– Błąd? Przez pół roku?
Milczał długo. W końcu powiedział:
– Nie chciałem cię skrzywdzić.
– Ale skrzywdziłeś.
Cisza między nami była cięższa niż kiedykolwiek wcześniej.
Następnego dnia poszłam do pracy jak automat. W biurze wszyscy udawali, że nic się nie dzieje, choć plotki już krążyły. Koleżanka z działu kadr, Ewa, spojrzała na mnie ze współczuciem.
– Maria… jeśli chcesz pogadać…
Pokręciłam głową. Nie chciałam litości.
Wieczorami coraz częściej wychodziłam na długie spacery po osiedlu. Czułam się jak duch we własnym życiu. Zaczęłam pisać pamiętnik – jedyne miejsce, gdzie mogłam być szczera.
„Dziś znowu udawałam przed dziećmi, że wszystko jest w porządku. Michał zapytał, czemu tata śpi na kanapie. Skłamałam. Boję się, że kiedyś znienawidzą mnie za to kłamstwo.”
Rodzice coraz częściej dzwonili, pytali o Andrzeja, o dzieci. Nigdy o mnie.
Pewnego dnia odwiedziła mnie siostra, Agata. Usiadłyśmy w kuchni przy herbacie.
– Maria… dlaczego pozwalasz im decydować za siebie?
Spojrzałam na nią zaskoczona.
– Przecież sama słyszałaś mamę…
Agata pokręciła głową.
– Mama zawsze myślała o tym, co ludzie powiedzą. Ale to twoje życie. Chcesz być nieszczęśliwa do końca? Dla tradycji?
Nie odpowiedziałam. Bałam się odpowiedzi.
W pracy zaczęłam popełniać błędy. Szef wezwał mnie na rozmowę.
– Maria, co się dzieje? Zawsze byłaś sumienna…
Zacisnęłam dłonie na kolanach.
– Przepraszam… Mam trudny czas w domu.
Spojrzał na mnie uważnie.
– Jeśli potrzebujesz wolnego… albo pomocy…
Pokręciłam głową. Nie chciałam litości ani plotek.
W domu Andrzej coraz częściej wychodził wieczorami. Czułam się niewidzialna. Dzieci zaczęły zadawać pytania:
– Mamo, czemu tata nie je z nami kolacji?
– Mamo, czemu jesteś smutna?
Nie umiałam im odpowiedzieć.
Pewnej nocy obudziłam się z płaczem. Poszłam do łazienki i spojrzałam w lustro – zobaczyłam kobietę zmęczoną życiem, której oczy straciły blask.
Następnego dnia podjęłam decyzję.
Po pracy poszłam do prawnika. Siedziałam w poczekalni z bijącym sercem i myślami pełnymi strachu i nadziei jednocześnie.
– Pani Mario, proszę wejść – usłyszałam głos sekretarki.
W gabinecie opowiedziałam wszystko: o zdradzie, o presji rodziny, o dzieciach.
Prawnik spojrzał na mnie poważnie.
– Rozwód to trudna decyzja, ale czasem konieczna dla własnego dobra i dzieci.
Wróciłam do domu z dokumentami w torebce. Wieczorem powiedziałam Andrzejowi:
– Składam pozew o rozwód.
Patrzył na mnie długo w milczeniu. W końcu skinął głową.
Rodzina była w szoku. Mama płakała przez telefon:
– Maria! Co ty robisz? Zniszczysz rodzinę!
Ojciec nie odezwał się do mnie przez tydzień.
Ale ja po raz pierwszy od miesięcy poczułam ulgę.
Dziś mieszkam sama z dziećmi w małym mieszkaniu na obrzeżach miasta. Nie jest łatwo – są dni pełne zwątpienia i lęku o przyszłość. Ale kiedy patrzę na Michała i Zosię, wiem, że zrobiłam to dla nich i dla siebie.
Czasem pytam siebie: czy naprawdę mamy prawo do szczęścia wbrew rodzinie i tradycji? Czy odwaga bycia sobą jest ważniejsza niż opinia innych? Może to właśnie jest prawdziwa wolność?