Między Dwojgiem: Matczyna Walka o Syna – Czy Moja Miłość Przekroczyła Granicę?

– Znowu nie przyszliście na obiad, Michał! – mój głos drżał, gdy trzymałam telefon przy uchu. W kuchni pachniało rosołem, a stół był nakryty dla czterech osób, choć od godziny wiedziałam już, że będziemy tylko we dwoje z mężem. – Mama, przecież mówiłem, że Marta ma dyżur w szpitalu – odpowiedział cicho mój syn. Słyszałam w jego głosie zmęczenie, może nawet rezygnację. – Ale przecież mogłeś przyjść sam! – nie odpuszczałam. – To tylko dwie ulice dalej.

Odłożyłam słuchawkę z poczuciem porażki. Znowu. Michał był moim jedynym dzieckiem, moim oczkiem w głowie. Odkąd się ożenił z Martą, czułam, jakby ktoś powoli wyrywał mi go z rąk. Marta była miła, uprzejma, ale zawsze trzymała dystans. Nigdy nie powiedziała mi wprost, że coś jej przeszkadza, ale widziałam to w jej oczach – lekką niechęć, może nawet pogardę. „Ona chce go mieć tylko dla siebie” – powtarzałam sobie w myślach.

Zaczęło się niewinnie. Najpierw coraz rzadsze wizyty, potem krótkie rozmowy przez telefon. Michał tłumaczył się pracą, obowiązkami domowymi, ale ja wiedziałam swoje. To Marta ustalała zasady. Kiedyś zaproponowałam im wspólny wyjazd nad morze – odmówili. „Musimy odpocząć sami” – powiedziała Marta z uśmiechem. Poczułam wtedy ukłucie zazdrości i żalu.

Zaczęłam szukać pretekstów, by być bliżej syna. Przynosiłam im domowe ciasta, dzwoniłam z pytaniami o zdrowie, czasem nawet bez zapowiedzi wpadałam z zakupami. Marta zawsze była uprzejma, ale widziałam jej skrępowanie. Pewnego dnia usłyszałam przez uchylone drzwi ich rozmowę:

– Michał, musisz coś powiedzieć mamie. Nie możemy tak żyć.
– Przesadzasz, Marta. Ona po prostu się troszczy.
– To nie jest troska, to kontrola.

Te słowa uderzyły mnie jak policzek. Wróciłam do domu ze łzami w oczach. Przez kilka dni nie mogłam spać. Czy naprawdę byłam aż tak zaborcza? Przecież chciałam tylko ich szczęścia…

Ale nie potrafiłam przestać. Każda kolejna niedziela bez nich bolała coraz bardziej. Mąż próbował mnie uspokoić:

– Grażyna, daj im trochę przestrzeni. Michał jest dorosły.
– Ale ja czuję się niepotrzebna! – wybuchłam któregoś wieczoru.
– On cię kocha, tylko musi żyć własnym życiem.

Nie umiałam tego zaakceptować. Zaczęłam podświadomie rywalizować z Martą o uwagę syna. Kiedy przyszli na Wigilię, specjalnie przygotowałam jego ulubione potrawy i opowiadałam anegdoty z jego dzieciństwa, ignorując Martę przy stole. Ona siedziała cicho, bawiąc się widelcem.

Po kolacji Michał poprosił mnie na bok:
– Mamo, proszę… Nie rób tego więcej.
– Czego? – udawałam zdziwienie.
– Nie stawiaj Marty w złym świetle. Ona się stara.

Poczułam się upokorzona i zdradzona. Czy naprawdę stanęłam się dla niego ciężarem? Przez kolejne tygodnie unikałam kontaktu. Michał dzwonił rzadziej, a ja coraz częściej płakałam po nocach.

Pewnego dnia zadzwoniła Marta:
– Pani Grażyno… Czy możemy porozmawiać?
Byłam zaskoczona jej propozycją. Spotkałyśmy się w kawiarni na rynku. Patrzyła mi prosto w oczy:
– Wiem, że jest pani trudno… Ale proszę nam zaufać. Kocham Michała i chcę dla niego dobrze.
– A ja? – zapytałam drżącym głosem.
– Pani też jest ważna. Ale musi pani pozwolić mu dorosnąć.

Wróciłam do domu rozbita. Przez kilka dni analizowałam każde słowo tej rozmowy. Może rzeczywiście przekroczyłam granicę? Może moja miłość stała się egoizmem?

Z czasem zaczęłam się wycofywać. Przestałam dzwonić codziennie, nie wpadałam bez zapowiedzi. Michał sam zaczął częściej się odzywać, a Marta zaprosiła mnie na wspólny spacer po parku. Powoli odbudowywaliśmy relacje.

Dziś wiem jedno: strach przed utratą bliskich potrafi być silniejszy niż zdrowy rozsądek. Ale czy naprawdę można kochać za bardzo? Czy troska matki zawsze musi oznaczać kontrolę?

Może Wy mi powiecie: gdzie kończy się miłość matki, a zaczyna egoizm? Czy można nauczyć się odpuszczać?