Mama sprzedała dom za moimi plecami – myślałam, że jesteśmy rodziną, której można ufać
– Co ty zrobiłaś?! – krzyknęłam, czując jak głos więźnie mi w gardle. Stałam na środku kuchni, tej samej, w której babcia lepiła ze mną pierogi, a mama z dumą mówiła: „To wszystko kiedyś będzie twoje, Marto”. Teraz patrzyła na mnie z chłodnym spokojem, jakby nie rozumiała, o co robię taki dramat.
– Sprzedałam dom. Musiałam – powiedziała cicho, nie patrząc mi w oczy. – Nie było innego wyjścia.
Nie było innego wyjścia? Przez chwilę miałam ochotę roześmiać się jej w twarz. Przecież jeszcze tydzień temu planowałyśmy remont salonu, wybierałyśmy farby i śmiałyśmy się z tego, jak bardzo nie możemy się dogadać w sprawie koloru ścian. Teraz wszystko runęło. Poczułam się jak dziecko, któremu ktoś wyrwał ulubioną zabawkę.
– Jak mogłaś? – szepnęłam. – Przecież to był dom babci. Obiecałaś…
Mama westchnęła ciężko i usiadła przy stole. Jej dłonie drżały, choć próbowała to ukryć. Przez chwilę milczałyśmy. Słyszałam tylko tykanie starego zegara i własne serce bijące jak oszalałe.
– Marta, ja… Nie rozumiesz. Po śmierci taty wszystko się zmieniło. Długi, kredyty… Nie chciałam cię martwić.
– Nie chciałaś mnie martwić? – powtórzyłam z niedowierzaniem. – Myślisz, że teraz nie jestem zmartwiona?
Wstałam gwałtownie, przewracając krzesło. Wybiegłam na podwórko, gdzie jeszcze niedawno zrywałam jabłka z babcią. Teraz drzewa wydawały się obce, jakby już nie należały do mnie. Usiadłam na ławce i ukryłam twarz w dłoniach.
Wspomnienia wracały falami: zapach świeżego chleba, śmiech babci, wieczory przy kominku. Wszystko to miało zniknąć, bo mama podjęła decyzję za moimi plecami. Zawsze wierzyłam, że jesteśmy rodziną, której można ufać. Że nawet jeśli się kłócimy, to zawsze jesteśmy razem.
Telefon zadzwonił nagle, wyrywając mnie z zamyślenia. To była Anka, moja młodsza siostra.
– Słyszałam… – zaczęła niepewnie. – Mama mi powiedziała. Przepraszam, że nie zadzwoniłam wcześniej.
– Wiedziałaś? – zapytałam ostro.
– Dowiedziałam się wczoraj. Jestem w szoku tak samo jak ty.
Zawsze byłam tą starszą, odpowiedzialną. To ja zostawałam z mamą po śmierci taty, to ja pomagałam jej ogarniać rachunki i remonty. Anka wyjechała do Warszawy na studia i wracała tylko na święta. Teraz czułam się zdradzona przez obie.
– Co teraz? – spytała cicho Anka.
– Nie wiem – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Wieczorem wróciłam do domu i zobaczyłam mamę siedzącą przy stole z dokumentami. Wyglądała na starszą niż zwykle. Przez chwilę miałam ochotę ją przytulić, ale gniew był silniejszy.
– Kto kupił dom? – zapytałam chłodno.
– Jacyś ludzie z miasta. Podobno chcą tu zrobić agroturystykę.
Poczułam ukłucie zazdrości i żalu. Obcy ludzie będą chodzić po moim pokoju, spać w łóżku babci, śmiać się na naszym podwórku?
– A gdzie my teraz pójdziemy?
Mama wzruszyła ramionami.
– Wynajmiemy coś w mieście. Będzie nam łatwiej…
Łatwiej? Dla kogo? Dla niej? Dla mnie? Przecież całe moje życie było tu – w tej wsi pod Radomiem, gdzie każdy znał każdego, gdzie czułam się bezpieczna.
Następne dni były jak koszmar na jawie. Ludzie zaczęli plotkować. Sąsiadka zza płotu zagadnęła mnie w sklepie:
– Słyszałam, że sprzedajecie dom… Szkoda takiego miejsca.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Wszyscy patrzyli na mnie jak na zdrajczynię rodzinnych tradycji.
W nocy nie mogłam spać. Wpatrywałam się w sufit i myślałam o babci. Co by powiedziała? Czy byłaby rozczarowana? Czy może zrozumiałaby mamę?
Pewnego ranka znalazłam mamę płaczącą w kuchni. Usiadłam obok niej i przez chwilę milczałyśmy.
– Przepraszam – wyszeptała nagle. – Nie chciałam ci tego robić. Ale nie miałam wyboru.
Spojrzałam na nią i zobaczyłam kobietę zmęczoną życiem, samotną po śmierci męża, przytłoczoną problemami finansowymi. Może rzeczywiście nie miała wyboru?
Ale czy to usprawiedliwia zdradę?
– Mogłaś mi powiedzieć – powiedziałam cicho. – Razem byśmy coś wymyśliły.
Mama pokiwała głową i otarła łzy.
– Bałam się twojej reakcji…
Wtedy po raz pierwszy poczułam współczucie zamiast gniewu. Ale żal pozostał.
Ostatni dzień w domu był najgorszy. Pakowałyśmy rzeczy do kartonów, a każdy przedmiot przypominał mi o dzieciństwie: stare zdjęcia, książki babci, zasuszone kwiaty z ogródka. Anka przyjechała pomóc i przez chwilę znów byłyśmy rodziną – choć już inną niż kiedyś.
Przed wyjazdem wyszłam jeszcze raz do ogrodu. Dotknęłam kory starej jabłoni i poczułam łzy na policzkach.
– Żegnaj, babciu – szepnęłam. – Przepraszam…
Dziś mieszkamy z mamą w małym mieszkaniu w Radomiu. Jest ciasno i głośno, brakuje mi ciszy i zapachu świeżego chleba o poranku. Czasem odwiedzam wieś i patrzę na nasz dawny dom zza płotu. Nowi właściciele rzeczywiście zrobili tam agroturystykę – jest kolorowo i gwarno, ale dla mnie to już nie jest dom.
Często zastanawiam się: czy rodzina naprawdę znaczy dziś cokolwiek? Czy można wybaczyć zdradę dla dobra bliskich? A może czasem trzeba odejść od przeszłości, żeby zacząć żyć naprawdę?