Kiedy miłość staje się ciężarem: Opowieść o synowej, synu i niewypowiedzianych oczekiwaniach

– Mamo, ja już nie daję rady – głos Magdy drżał, a ja słyszałam w słuchawce jej cichy szloch. – Tomek wraca z pracy i siada przed telewizorem. Wszystko jest na mojej głowie. Pranie, gotowanie, dzieci… Ja już nie mam siły.

Zamarłam. Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. Przecież ostrzegałam ją jeszcze przed ślubem: „Magda, nie rób wszystkiego za niego. Jeśli się przyzwyczai, potem będzie ci ciężko.” Ale wtedy patrzyła na mnie z uśmiechem i mówiła: „Pani Zosiu, ja sobie poradzę. Tomek jest inny.”

Teraz siedzę w kuchni, patrzę na parującą herbatę i czuję ciężar na sercu. Czy to moja wina? Czy powinnam była bardziej stanowczo rozmawiać z Tomkiem? Może to ja go tak wychowałam – zawsze miał wszystko podane pod nos. Jego ojciec był wiecznie w pracy, a ja… Ja chciałam mu wynagrodzić brak ojca. Może przesadziłam?

– Magda, spróbuj z nim porozmawiać – mówię cicho do słuchawki. – Powiedz mu, jak się czujesz.

– Próbowałam! – wybucha. – On mówi, że jest zmęczony. Że zarabia na dom. Ale ja też pracuję! I jeszcze wszystko inne jest na mojej głowie.

Słyszę w jej głosie rozpacz i złość. Znam to uczucie. Ile razy sama czułam się niewidzialna dla własnej rodziny? Ile razy płakałam po nocach, bo nikt nie zauważał mojego zmęczenia?

Wieczorem dzwonię do Tomka. Odbiera po kilku sygnałach.

– Cześć, mamo. Co tam?

– Tomek… Magda do mnie dzwoniła. Mówiła, że jest jej ciężko.

– Mamo, nie zaczynaj… – przerywa mi zirytowanym tonem. – Pracuję po dziesięć godzin dziennie. Chcę mieć trochę spokoju w domu.

– Ale Magda też pracuje. I jeszcze zajmuje się domem i dziećmi.

– No to niech powie, czego chce! – rzuca. – Nie jestem jasnowidzem.

Czuję narastającą frustrację. Chciałabym potrząsnąć nim przez telefon.

– Tomek, ona ci mówi! Tylko ty nie słuchasz.

Zapada cisza. Słyszę jego ciężki oddech.

– Dobra, pogadam z nią – burknął i rozłączył się.

Zostaję sama z myślami. Przypominają mi się czasy, gdy byłam młodą żoną. Też miałam nadzieję, że mąż mnie zrozumie bez słów. Też czekałam na gesty, których nigdy się nie doczekałam.

Nazajutrz Magda dzwoni ponownie.

– Rozmawiałam z Tomkiem – mówi cicho. – Powiedział, że przesadzam. Że inne kobiety mają gorzej.

Czuję gniew i bezsilność jednocześnie.

– Magda… Może powinniście pójść do kogoś porozmawiać? Do psychologa?

– On się tylko zaśmiał – odpowiada gorzko. – Powiedział, że nie jest wariatem.

Siedzę wieczorem przy stole i patrzę na stare zdjęcia. Mały Tomek na kolanach u mnie w kuchni, z uśmiechem od ucha do ucha. Zawsze był moim oczkiem w głowie. Może za bardzo? Może przez to teraz nie potrafi być partnerem dla swojej żony?

Kilka dni później spotykam Magdę na zakupach. Wygląda na zmęczoną i przygaszoną.

– Magda…

Patrzy na mnie ze łzami w oczach.

– Pani Zosiu… Ja już nie wiem, co robić. Czasem mam ochotę spakować rzeczy i wyjechać z dziećmi do mamy.

Przytulam ją mocno.

– Nie jesteś sama – szepczę jej do ucha.

Ale wiem, że to niewiele zmienia.

Wieczorem próbuję jeszcze raz porozmawiać z Tomkiem.

– Synu… Ja wiem, że jesteś zmęczony. Ale Magda też potrzebuje wsparcia. Nie możesz wszystkiego zrzucać na nią.

– Mamo, ja naprawdę nie mam siły na te rozmowy – odpowiada chłodno. – Każdy ma swoje obowiązki.

– A twoje obowiązki wobec rodziny? Wobec żony?

Milczy przez chwilę.

– Może masz rację… Ale ja nie umiem inaczej.

I wtedy dociera do mnie cała prawda: on naprawdę nie umie inaczej. Nigdy go tego nie nauczyłam. Zawsze robiłam wszystko za niego, żeby miał łatwiej niż ja kiedyś.

W nocy długo nie mogę zasnąć. Przewracam się z boku na bok i myślę o tym, jak bardzo nasze wybory wpływają na życie naszych dzieci. Czy można naprawić błędy wychowawcze po latach? Czy można nauczyć dorosłego człowieka empatii i odpowiedzialności?

Następnego dnia idę do Magdy z ciastem drożdżowym.

– Magda… Chciałabym ci jakoś pomóc. Może zabiorę dzieci na weekend? Odpoczniesz trochę.

Patrzy na mnie z wdzięcznością i smutkiem jednocześnie.

– Dziękuję… Ale to tylko plaster na ranę. Ja chciałabym mieć męża partnera, a nie kolejnego syna do opieki.

Te słowa bolą mnie bardziej niż cokolwiek innego.

Wieczorem siedzę sama w kuchni i płaczę nad herbatą. Czuję się winna i bezradna jednocześnie. Chciałabym cofnąć czas i wychować Tomka inaczej – nauczyć go odpowiedzialności za drugiego człowieka, a nie tylko za siebie samego.

Czy można jeszcze coś zmienić? Czy miłość matki może być czasem ciężarem dla własnego dziecka? A może to właśnie przez tę miłość popełniamy największe błędy?