Zapach świeżego chleba i gorycz niewypowiedzianych słów – historia, która rozdarła moje małżeństwo

– Znowu nie kupiłaś tego chleba, co lubię? – głos Jacka przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy zlewie, z dłonią zanurzoną w zimnej wodzie, próbując zmyć resztki dnia z talerzy i z siebie.

– Byłam zmęczona, Jacek. Wzięłam pierwszy lepszy, bo chciałam już wrócić do domu – odpowiedziałam cicho, nie odwracając się.

– Zawsze jesteś zmęczona. Zawsze coś. – Usłyszałam, jak rzuca torbę na blat. – Czy naprawdę tak trudno zapamiętać, co lubię?

W tej chwili poczułam, jak coś we mnie pęka. To nie był pierwszy raz, kiedy rozmowa o chlebie stawała się rozmową o wszystkim, czego nie potrafiliśmy sobie powiedzieć. Przez lata nauczyłam się milczeć, tłumić własne potrzeby, byle tylko nie wywoływać burzy. Ale tego wieczoru burza przyszła sama.

Wyszłam z kuchni, zostawiając za sobą zapach świeżego chleba i gorycz niewypowiedzianych słów. W salonie siedziała nasza córka, Zosia, z nosem w podręczniku do biologii. Spojrzała na mnie pytająco, ale tylko uśmiechnęłam się blado. Nie chciałam, żeby widziała, jak bardzo jestem rozbita.

Jacek wszedł za mną. – Nie uciekaj od rozmowy. Zawsze uciekasz.

– Bo nie dajesz mi dojść do słowa – odpowiedziałam, czując jak głos mi drży. – Wszystko musi być po twojemu. Nawet chleb.

– Przestań robić ze mnie tyrana! – krzyknął. – Chcę tylko trochę normalności po pracy. Czy to tak wiele?

Zosia podniosła wzrok znad książki. – Możecie przestać? – powiedziała cicho. – Mam jutro sprawdzian.

Zamilkliśmy oboje. Przez chwilę słychać było tylko tykanie zegara i szum ulicy za oknem. Jacek wyszedł trzaskając drzwiami. Ja usiadłam na kanapie i poczułam, jak łzy same napływają mi do oczu.

To nie był pierwszy raz, kiedy kłóciliśmy się o drobiazgi. Ale tym razem coś się zmieniło. Poczułam, że nie mam już siły walczyć o pozory normalności. Przez lata próbowałam być idealną żoną: gotowałam, sprzątałam, dbałam o dom i o to, żeby Jacek miał wszystko, czego potrzebuje. A jednak zawsze czegoś brakowało.

Pamiętam nasze początki. Poznaliśmy się na studiach w Krakowie. On – pewny siebie, wygadany, zawsze w centrum uwagi. Ja – cicha, nieśmiała, zakochana w nim po uszy. Wydawało mi się wtedy, że przy nim będę kimś więcej. Że jego siła doda mi odwagi.

Przez pierwsze lata było dobrze. Mieliśmy marzenia: dom z ogródkiem, dwójkę dzieci, wspólne wakacje nad Bałtykiem. Ale życie szybko zweryfikowało nasze plany. Jacek dostał pracę w dużej firmie budowlanej, ja zatrudniłam się jako nauczycielka w podstawówce. Zosia pojawiła się szybciej, niż planowaliśmy. Kredyt na mieszkanie, wieczne oszczędzanie, zmęczenie – to wszystko zaczęło nas przytłaczać.

Jacek coraz częściej wracał późno do domu. Tłumaczył się pracą, ale czułam, że coś jest nie tak. Zaczęły się ciche dni, niedopowiedzenia, pretensje o drobiazgi. Ja zamykałam się w sobie, on szukał ucieczki w pracy i spotkaniach z kolegami.

Tamtego wieczoru, po kłótni o chleb, długo nie mogłam zasnąć. Słyszałam, jak Jacek krząta się w kuchni, jak przeklina pod nosem. W końcu wyszedł na balkon i długo palił papierosa. Zosia spała już od dawna.

Następnego dnia rano atmosfera była ciężka jak powietrze przed burzą. Przy śniadaniu nikt się nie odzywał. Jacek zabrał kanapki i wyszedł bez słowa. Zosia spojrzała na mnie ze smutkiem.

– Mamo… czy wy się rozwiedziecie? – zapytała nagle.

Zatkało mnie. – Skąd ci to przyszło do głowy?

– Słyszałam was wczoraj…

Przytuliłam ją mocno. – Kocham cię, Zosiu. Cokolwiek się stanie, zawsze będę przy tobie.

Ale sama nie wiedziałam już, co dalej.

W pracy nie mogłam się skupić. Dzieciaki były rozbrykane jak nigdy, a ja myślami byłam gdzie indziej. Po lekcjach poszłam na spacer po Plantach. Próbowałam poukładać sobie wszystko w głowie.

Czy naprawdę jestem taka beznadziejna? Czy to wszystko moja wina? Czy powinnam bardziej się starać?

Wróciłam do pustego domu. Na stole leżała kartka: „Nie czekaj z kolacją”.

Wieczorem zadzwoniła moja mama.

– Marzenko, wszystko w porządku? – zapytała od razu.

– Tak, mamo… – skłamałam.

– Słyszałam od cioci Krysi, że Jacek był ostatnio na imprezie firmowej bez ciebie…

Zacisnęłam zęby. Mama zawsze wiedziała wszystko pierwsza.

– Mamo, proszę…

– Wiem, że nie jest łatwo – westchnęła – ale musicie rozmawiać. Nie możesz ciągle ustępować.

Po rozmowie długo siedziałam w kuchni, patrząc na bochenek chleba leżący na stole. Przypomniały mi się wszystkie te razy, kiedy robiłam coś wbrew sobie tylko po to, żeby Jacek był zadowolony.

Tydzień później dowiedziałam się prawdy. Przypadkiem zobaczyłam wiadomość na jego telefonie: „Dziękuję za wczoraj… Było cudownie”. Nadawcą była Aneta – koleżanka Jacka z pracy.

Serce mi stanęło. Przez chwilę nie mogłam oddychać. Wszystko stało się jasne: jego nieobecność, chłód, pretensje o chleb…

Wieczorem czekałam na niego w kuchni.

– Musimy porozmawiać – powiedziałam stanowczo.

Jacek spojrzał na mnie zaskoczony.

– O czym?

– O Anecie.

Zbladł. Przez chwilę milczał, potem usiadł naprzeciwko mnie.

– To nic takiego… – zaczął.

– Nie kłam – przerwałam mu. – Wiem wszystko.

Siedzieliśmy tak długo w ciszy. W końcu Jacek powiedział:

– Nie wiem, co się z nami stało…

– Ja wiem – odpowiedziałam cicho. – Przestaliśmy ze sobą rozmawiać. Przestaliśmy być dla siebie ważni.

Zosia podsłuchiwała za drzwiami. Usłyszałam jej cichy płacz i serce mi pękło.

Przez kolejne tygodnie próbowaliśmy ratować nasze małżeństwo dla niej. Chodziliśmy na terapię, rozmawialiśmy godzinami. Ale coś we mnie umarło tamtego wieczoru przy kuchennym stole.

W końcu podjęliśmy decyzję o rozstaniu. Zosia została ze mną, Jacek wynajął mieszkanie niedaleko.

Minęły dwa lata. Dziś jestem inną kobietą niż wtedy. Nadal pracuję jako nauczycielka, ale nauczyłam się dbać o siebie i swoje potrzeby. Zosia dorasta i coraz częściej pyta mnie o tamten czas.

Czasem piekę chleb sama – taki, jaki lubię ja i ona. Zapach świeżego chleba już nie kojarzy mi się z bólem i kompromisem za wszelką cenę.

Często zastanawiam się: ile jeszcze kobiet w Polsce żyje w cieniu cudzych oczekiwań? Ile z nas zapomina o sobie dla świętego spokoju?

Czy naprawdę warto poświęcać siebie dla kogoś, kto nawet nie zauważa naszego wysiłku? Co wy byście zrobili na moim miejscu?