„Mój zięć to nieudacznik, a córka go kocha. Czy powinnam była ją ostrzec?”
– Mamo, proszę cię, przestań! – krzyknęła Ania, trzaskając drzwiami kuchni. Stałam z kubkiem zimnej już herbaty, czując, jak łzy napływają mi do oczu. To nie pierwszy raz, kiedy rozmowa o jej mężu kończy się awanturą. Ale dziś… dziś coś we mnie pękło.
Pamiętam dzień, kiedy przyprowadziła do domu Tomka. Był cichy, trochę nieśmiały, z tym swoim wiecznym uśmiechem i rozczochraną grzywką. Ania patrzyła na niego jak na ósmy cud świata. Myślałam wtedy: „Może nie jest przebojowy, ale jeśli ją uszczęśliwia…”
Minęły lata. Tomek zmieniał pracę co kilka miesięcy – raz był magazynierem, raz kierowcą, potem próbował swoich sił jako grafik komputerowy. Nic nie wychodziło. Zawsze miał wymówkę: „Szef był toksyczny”, „Nie płacili na czas”, „To nie dla mnie”. Ania pracowała w szkole jako nauczycielka matematyki i to ona utrzymywała dom. Gdy urodził się ich syn, Kuba, liczyłam, że Tomek się ogarnie. Ale on… jakby jeszcze bardziej się pogubił.
– Mamo, on się stara! – powtarzała mi Ania. – Pomaga mi w domu, zajmuje się Kubą, gotuje obiady.
– Ale Aniu, ty harujesz na dwa etaty! – odpowiadałam. – On powinien cię wspierać!
– Wspiera mnie! Tylko ty tego nie widzisz!
Nie widziałam. Widziałam za to zmęczoną córkę, która wieczorami zasypiała nad książkami do sprawdzania i męża, który godzinami grał na komputerze albo rozmawiał przez telefon z matką.
A ta matka… Pani Halina. Kobieta z pretensjami do całego świata. Po śmierci męża została sama z długami i dwójką dorosłych dzieci. Tomek co miesiąc wysyłał jej pieniądze – z pensji Ani. Gdy próbowałam z nią rozmawiać, słyszałam tylko: „Pani córka to złoto! Dobrze, że Tomuś trafił na taką kobietę”.
Wszystko we mnie krzyczało: „Ania, uciekaj!”. Ale ona była ślepa na wady męża. Kochała go bezwarunkowo.
Pewnego dnia przyszła do mnie zapłakana.
– Mamo… Tomek znowu stracił pracę.
Przytuliłam ją mocno.
– Może czas coś zmienić? Może powinnaś pomyśleć o sobie?
Spojrzała na mnie z wyrzutem.
– Mamo! On jest dobrym człowiekiem! Nie zostawię go!
Zacisnęłam usta. Nie chciałam jej stracić. Ale czułam narastającą frustrację.
Kiedy Kuba zachorował na zapalenie płuc i Ania musiała brać wolne w pracy, Tomek… pojechał do matki. Bo „potrzebowała pomocy przy remoncie łazienki”. Ania została sama z chorym dzieckiem i stertą rachunków.
Wieczorem zadzwoniła do mnie.
– Mamo… czy możesz przyjechać? Jestem wykończona.
Pojechałam natychmiast. Zastałam ją bladą, z podkrążonymi oczami. Kuba spał niespokojnie.
– Gdzie Tomek? – spytałam ostro.
– U mamy…
Nie wytrzymałam.
– Aniu! Ile jeszcze będziesz to znosić?! On cię wykorzystuje!
Zerwała się z kanapy.
– Przestań! Nie rozumiesz! On miał trudne dzieciństwo! Jego ojciec pił, matka była sama… On potrzebuje wsparcia!
– A ty? Ty też potrzebujesz wsparcia!
Zamilkła. Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w ciszy.
– Mamo… ja go kocham. I nic tego nie zmieni.
Wróciłam do domu ze ściśniętym sercem. Przez kolejne tygodnie unikałyśmy trudnych tematów. Spotykałyśmy się na kawie, rozmawiałyśmy o Kubie, o pracy… Ale czułam mur między nami.
Któregoś dnia zadzwoniła do mnie Pani Halina.
– Pani Aniu… czy mogłaby mi pani pożyczyć trochę pieniędzy? Tomuś mówił, że ma pani oszczędności…
Zatkało mnie.
– Przykro mi, ale nie mogę pomóc – odpowiedziałam chłodno.
Rozłączyła się bez słowa podziękowania.
Wieczorem Tomek przyszedł do nas do domu.
– Dlaczego pani nie chce pomóc mojej mamie? – zapytał bez ogródek.
Spojrzałam mu prosto w oczy.
– Bo od lat żyjecie kosztem Ani. Moja córka zasługuje na coś więcej niż wieczne pożyczki i twoje obietnice bez pokrycia.
Wyszedł bez słowa. Następnego dnia Ania zadzwoniła z płaczem.
– Mamo… dlaczego to zrobiłaś? Teraz Tomek jest na mnie zły…
Czułam się winna. Ale czy naprawdę zrobiłam coś złego?
Minęły miesiące. Ania coraz rzadziej dzwoniła. Widziałam ją tylko przy okazji rodzinnych świąt – zawsze zmęczoną, zawsze zabieganą. Tomek siedział wtedy cicho w kącie albo rozmawiał przez telefon z matką.
Ostatnio spotkałyśmy się przypadkiem w sklepie. Była blada i chuda jak nigdy wcześniej.
– Aniu… wszystko w porządku?
Uśmiechnęła się smutno.
– Tak, mamo… wszystko dobrze.
Ale widziałam łzy w jej oczach.
Dziś siedzę sama w kuchni i myślę: czy powinnam była mocniej walczyć o jej szczęście? Czy mogłam zrobić coś więcej? A może to ja czegoś nie rozumiem? Może miłość naprawdę potrafi wybaczyć wszystko?
Czy wy też kiedyś baliście się powiedzieć swoim dzieciom prawdę? Czy powinnam była powiedzieć jej: „Uciekaj” zanim było za późno?