Mój zięć znowu stracił pracę przez swoje zasady. Czy rodzina wytrzyma jeszcze jedną burzę?
– Bartek, czy ty naprawdę musiałeś znowu się wtrącać? – zapytałam, ledwo powstrzymując łzy, kiedy moja córka Ania po raz kolejny zadzwoniła do mnie z wiadomością, że jej mąż stracił pracę. Siedziałam przy kuchennym stole, ściskając w dłoni kubek zimnej już herbaty. W słuchawce słyszałam tylko cichy szloch Ani i głos Bartka w tle: – Nie mogłem inaczej, mamo. Nie mogłem patrzeć, jak szef oszukuje ludzi na wypłatach.
To nie był pierwszy raz. Bartek od zawsze miał silne poczucie sprawiedliwości – tak przynajmniej mówiła Ania. Ale dla mnie to była raczej naiwność albo brak rozsądku. W dzisiejszych czasach każdy walczy o swoje, a on… On zawsze musi być tym jedynym sprawiedliwym. I za każdym razem kończy się tak samo: zwolnienie dyscyplinarne, kłótnie w domu, nieprzespane noce i coraz większe długi.
Pamiętam pierwszy raz, gdy Bartek wrócił do domu bez pracy. Byli wtedy świeżo po ślubie, Ania była w ciąży z ich pierwszą córką, Zosią. Pracował wtedy w dużej hurtowni spożywczej pod Warszawą. Pewnego dnia zadzwoniła do mnie Ania – płakała tak bardzo, że ledwo mogłam ją zrozumieć. Bartek posprzeczał się z kierownikiem o to, że ten zmuszał pracowników do zostawania po godzinach bez dodatkowego wynagrodzenia. Zamiast przemilczeć sprawę albo zgłosić ją anonimowo, Bartek wykrzyczał wszystko przy wszystkich. Następnego dnia już nie miał pracy.
Wtedy jeszcze myślałam: młody jest, nauczy się. Ale lata mijały, a on nie zmieniał się ani trochę. Pracował jako magazynier, potem jako kierowca w firmie kurierskiej, nawet próbował swoich sił jako przedstawiciel handlowy. Wszędzie to samo: konflikt z przełożonymi, bo ktoś źle traktował ludzi albo oszukiwał klientów. Bartek nie potrafił przejść obojętnie.
Najgorsze było to, że Ania zawsze stawała po jego stronie. Nawet kiedy nie mieli już pieniędzy na czynsz i musieli pożyczać ode mnie na rachunki. – Mamo, Bartek ma rację. Przynajmniej nie jest tchórzem – powtarzała mi za każdym razem.
Ale ja widziałam coś innego: zmęczoną córkę, która coraz częściej płakała w poduszkę nocami; wnuczkę Zosię, która zaczęła pytać, dlaczego tata jest taki smutny i dlaczego nie mogą jechać na wakacje jak inne dzieci z klasy; Bartka zamkniętego w sobie i coraz bardziej rozgoryczonego światem.
Pewnego wieczoru zaprosiłam ich na obiad. Chciałam porozmawiać spokojnie, bez pretensji i łez. Przy stole panowała napięta cisza. Zosia bawiła się klockami pod stołem, a ja zebrałam się na odwagę:
– Bartek… czy ty naprawdę musisz walczyć ze wszystkimi? Może czasem warto odpuścić? Dla Ani… dla Zosi…
Bartek spojrzał na mnie z bólem w oczach:
– Pani Mario… Ja wiem, że to trudne. Ale jak mam patrzeć w lustro, jeśli będę udawał, że wszystko jest w porządku? Jak mam wychować Zosię na porządnego człowieka?
Ania ścisnęła go za rękę:
– Mamo… ja wiem, że jest ciężko. Ale ja go kocham takim, jaki jest.
Nie wiedziałam już, co powiedzieć. Z jednej strony rozumiałam Bartka – świat potrzebuje ludzi z zasadami. Ale z drugiej… czy naprawdę warto poświęcać dla nich rodzinne szczęście?
Kilka dni później zadzwoniła do mnie sąsiadka: widziała Bartka na rynku, jak rozdawał ulotki o prawach pracowniczych i rozmawiał z ludźmi o tym, jak walczyć o swoje. Z jednej strony byłam dumna – może znajdzie w tym sens życia? Z drugiej strony bałam się o przyszłość mojej córki i wnuczki.
Wkrótce potem Ania przyszła do mnie sama. Była blada i wyczerpana:
– Mamo… ja już nie wiem, co robić. Kocham go… ale boję się o naszą przyszłość. Zosia zaczyna rozumieć coraz więcej…
Przytuliłam ją mocno:
– Córeczko… może czas postawić granice? Może Bartek musi zrozumieć, że rodzina też jest ważna?
Ania tylko pokiwała głową i wyszła bez słowa.
Dziś siedzę sama przy stole i zastanawiam się: czy można być szczęśliwym w rodzinie, gdzie zasady są ważniejsze niż bezpieczeństwo? Czy miłość wystarczy tam, gdzie brakuje stabilizacji? A może to ja jestem zbyt pragmatyczna i nie rozumiem świata młodych?
Czasem patrzę na Bartka i myślę: czy on kiedyś znajdzie miejsce dla siebie? Czy moja córka będzie szczęśliwa u boku człowieka, który nigdy nie przymknie oka na niesprawiedliwość?
A Wy… co byście zrobili na moim miejscu? Czy warto poświęcać wszystko dla zasad?