„Zdrada mojego męża rozdarła naszą rodzinę. Czy powinnam była go zostawić?” – Moja historia o miłości, zdradzie i rodzinnych tajemnicach
– Gdzie byłeś wczoraj do północy? – zapytałam Pawła, ledwo powstrzymując drżenie głosu. Stał w progu kuchni, z kurtką jeszcze na ramieniu, a ja czułam, jak serce wali mi jak młotem.
– Przecież mówiłem, że mam spotkanie z klientem – odpowiedział zbyt szybko, zbyt pewnie. Znałam go na tyle dobrze, by wyczuć fałsz.
To był ten moment, kiedy wszystko się zaczęło sypać. Miałam 34 lata, dwójkę dzieci i dom pod Warszawą, który budowaliśmy przez lata. Paweł był moją pierwszą miłością – poznaliśmy się na studiach w Łodzi. Byłam wtedy cicha, nieśmiała, a on – dusza towarzystwa, zawsze otoczony ludźmi. Wydawało mi się niemożliwe, że wybrał właśnie mnie. Ale wybrał. Przez pierwsze lata byliśmy nierozłączni. Potem przyszła praca, dzieci, kredyt hipoteczny i codzienność.
Ostatnie miesiące były inne. Paweł coraz częściej wracał późno, coraz częściej patrzył w telefon i coraz rzadziej patrzył na mnie. Zaczęłam podejrzewać najgorsze, ale nie chciałam tego przyznać nawet przed sobą. Aż do tamtego wieczoru.
Zebrałam się na odwagę i przeszukałam jego telefon. Wiem, to nie było fair. Ale znalazłam wiadomości od „Agi z pracy”. Słodkie słówka, zdjęcia, plany na wspólne weekendy. Poczułam się tak, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg.
Przez kilka dni chodziłam jak cień. Nie jadłam, nie spałam. Dzieci pytały: „Mamo, wszystko w porządku?”, a ja tylko przytakiwałam i uśmiechałam się sztucznie. W końcu powiedziałam Pawłowi wprost:
– Wiem o Agnieszce. Wiem o wszystkim.
Zbladł. Próbował zaprzeczać, potem się tłumaczyć. Że to tylko chwila słabości, że nic nie znaczyła, że kocha tylko mnie. Ale ja już nie wierzyłam.
Zadzwoniłam do mamy. Zawsze była moją opoką – twarda kobieta z małego miasta pod Radomiem, która przeszła przez niejedno piekło z ojcem alkoholikiem. Myślałam, że powie: „Nie pozwól się tak traktować! Pakuj walizki!” Ale ona tylko westchnęła:
– Dziecko… Każdy facet czasem błądzi. Najważniejsze to trzymać rodzinę razem.
Poczułam się zdradzona po raz drugi – tym razem przez własną matkę.
Ojciec był jeszcze bardziej stanowczy:
– Rozwód? A co powiesz dzieciom? Co powiesz ludziom? Nie rób wstydu rodzinie!
Wtedy po raz pierwszy poczułam gniew. Dlaczego moje szczęście ma być mniej ważne niż opinia sąsiadów? Dlaczego mam udawać przed dziećmi i przed sobą?
Przez kolejne tygodnie żyliśmy jak współlokatorzy. Paweł próbował się starać – kwiaty bez okazji, kolacje, nawet zaproponował wspólny wyjazd nad morze. Ale ja nie umiałam już mu zaufać. Każdy jego gest wydawał mi się fałszywy.
Pewnego wieczoru usiadłam z córką przy stole. Zosia miała wtedy 9 lat.
– Mamo… dlaczego płaczesz?
Nie umiałam odpowiedzieć.
W pracy też zaczęły się problemy – szefowa zauważyła moją rozkojarzoną minę i zaczęła dopytywać. Koleżanki szeptały za plecami. Czułam się osaczona ze wszystkich stron.
W końcu zebrałam się na odwagę i poszłam do psychologa. Tam po raz pierwszy powiedziałam na głos: „Chcę rozwodu”.
Ale potem wracałam do domu i widziałam dzieci śpiące w swoich łóżkach… I Pawła siedzącego w kuchni z kubkiem herbaty, patrzącego w pustkę.
Któregoś dnia Paweł przyszedł do mnie wieczorem:
– Przepraszam cię za wszystko. Wiem, że cię zraniłem. Ale nie chcę cię stracić… Nie chcę stracić dzieci.
Patrzyłam na niego długo w milczeniu. Czy można wybaczyć zdradę? Czy można odbudować coś, co zostało tak brutalnie zniszczone?
Rodzice naciskali: „Daj mu szansę! Dzieci potrzebują ojca!”
Ale ja coraz częściej myślałam o sobie – o tym, czego pragnę i co mnie uszczęśliwia.
Minął rok od tamtej nocy. Nadal jesteśmy razem – ale już nigdy nie będziemy tacy sami. Czasem myślę o rozwodzie. Czasem o nowym początku gdzieś daleko stąd.
Czy rodzina naprawdę jest ważniejsza niż własne szczęście? Czy lepiej żyć w kłamstwie dla dobra dzieci? A może czasem trzeba wybrać siebie?
Może ktoś z Was zna odpowiedź…