Odkryłam zdradę męża. Zostawiłam mu list w walizce i wszystko się zmieniło…

– Gdzie idziesz, Michał? – zapytałam, patrząc jak nerwowo pakuje koszulę do walizki. Był piątek wieczór, dzieci już spały, a w kuchni pachniało jeszcze rosołem z obiadu. Michał nawet nie spojrzał mi w oczy. – Służbowy wyjazd, mówiłem ci przecież – burknął, zerkając na telefon. Widziałam, jak drżą mu ręce.

Wiedziałam. Wiedziałam od tygodnia. Przypadkiem zobaczyłam wiadomość na jego telefonie: „Nie mogę się doczekać naszego weekendu. Kocham cię”. Podpis: Aneta. Najpierw myślałam, że to pomyłka, głupi żart. Ale potem zaczęłam łączyć fakty: późne powroty, tajemnicze spotkania „z klientem”, coraz mniej rozmów przy kolacji. Przez kilka dni chodziłam jak cień, próbując zrozumieć, gdzie popełniłam błąd. Czy to ja byłam za mało czuła? Czy za bardzo skupiałam się na dzieciach i pracy?

Nie spałam całą noc. Wpatrywałam się w sufit i słuchałam jego spokojnego oddechu. Chciałam go obudzić i wykrzyczeć wszystko, ale nie miałam siły. Rano zrobiłam śniadanie jak zwykle – jajecznica dla dzieci, kawa dla Michała. Patrzył na mnie z niepokojem, jakby przeczuwał, że coś wiem.

W piątek wieczorem, kiedy pakował się do „Poznania”, podjęłam decyzję. Nie będę robić scen. Nie będę płakać przy dzieciach. Zostawię mu list w walizce – niech przeczyta go tam, gdzie będzie szczęśliwy z inną kobietą.

Usiadłam przy biurku i zaczęłam pisać:

„Michał,
Wiem o wszystkim. Wiem o Anecie i waszym weekendzie. Nie wiem, kiedy przestałeś mnie kochać, ale wiem, że nie zasłużyłam na kłamstwa. Przez 12 lat byliśmy rodziną – my, ty i nasze dzieci. Chciałam tylko szczerości. Jeśli chcesz odejść – odejdź. Ale miej odwagę powiedzieć mi to w oczy.
Kasia”

Złożyłam kartkę i wsunęłam ją między jego koszule. Potem usiadłam na łóżku i czekałam, aż wyjdzie z domu.

– Wracam w niedzielę wieczorem – rzucił przez ramię. – Ucałuj dzieci ode mnie.
– Jasne – odpowiedziałam cicho.

Kiedy drzwi się zamknęły, poczułam ulgę i przerażenie jednocześnie. Przez dwa dni żyłam jak automat: odrabiałam lekcje z Olą, gotowałam obiad dla Jasia, udawałam przed sąsiadką, że wszystko jest w porządku.

W niedzielę wieczorem Michał wrócił wcześniej niż zwykle. Był blady i roztrzęsiony.

– Musimy porozmawiać – powiedział od progu.
– Wiem – odpowiedziałam spokojnie.

Usiedliśmy naprzeciwko siebie w kuchni. Dzieci bawiły się w pokoju obok.

– Przepraszam – zaczął cicho. – Nie wiem, co mi odbiło… To nie miało tak wyglądać…
– To dlaczego to zrobiłeś? – zapytałam bez łez, bez krzyku.
– Czułem się… niewidzialny. Ty ciągle zajęta dziećmi, pracą… A Aneta po prostu mnie słuchała…
– A ja? Ja też chciałam być wysłuchana! Ale ty zawsze byłeś zmęczony albo zajęty telefonem!

Milczeliśmy długo. W końcu Michał powiedział:

– Zerwałem z nią. Tam, na miejscu… Po twoim liście zrozumiałem, co tracę.
– Myślisz, że wystarczy przeprosić?
– Nie wiem… Ale chcę spróbować to naprawić.

Nie odpowiedziałam od razu. Przez kolejne tygodnie żyliśmy obok siebie jak współlokatorzy. Michał starał się bardziej: pomagał dzieciom w lekcjach, gotował kolacje, przynosił mi kwiaty bez okazji. Ale ja już nie byłam tą samą Kasią sprzed zdrady.

Pewnego dnia Ola zapytała:
– Mamo, dlaczego tata płakał wczoraj wieczorem?
Zatkało mnie. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć ośmioletniej dziewczynce.

Wieczorem usiadłam z Michałem przy stole.
– Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć – powiedziałam szczerze.
– Ale chcę spróbować… dla dzieci.
– Ja też…

Minęły miesiące. Czasem myślę o Anecie i o tym liście w walizce. Czy gdybym wtedy zrobiła awanturę albo po prostu odeszła bez słowa – byłoby nam łatwiej? Czy można odbudować zaufanie po zdradzie?

Czasami patrzę na Michała i widzę tego samego chłopaka, którego pokochałam na studiach. Innym razem widzę obcego człowieka.

Czy można naprawdę wybaczyć zdradę? Czy warto walczyć o rodzinę za wszelką cenę? Co wy byście zrobili na moim miejscu?