Kiedy sąsiadka otwiera ci oczy: Prawda, której nie chciałam znać
– Wiesz, Aniu… nie chcę się wtrącać, ale powinnaś wiedzieć – głos pani Grażyny, mojej sąsiadki z trzeciego piętra, był cichy, lecz słowa wbijały się we mnie jak szpilki. Stałam na klatce schodowej, z siatkami pełnymi zakupów, a ona patrzyła na mnie z troską i czymś jeszcze – współczuciem? – Twój Michał… przyprowadza do waszego mieszkania jakąś kobietę, kiedy cię nie ma. Widziałam ich już kilka razy. Przepraszam, ale nie mogłam dłużej milczeć.
Zamarłam. Przez chwilę miałam wrażenie, że zaraz upuszczę wszystko na podłogę. Moje myśli wirowały jak szalone. Michał? Mój Michał? Przecież jesteśmy razem od dziesięciu lat, mamy córkę, wspólne plany na przyszłość… Nie mogłam wydusić z siebie słowa. Skinęłam tylko głową i niemal uciekłam na swoje piętro.
W mieszkaniu panowała cisza. Michał siedział przy stole i przeglądał coś na laptopie. – Cześć, kochanie. Jak było w pracy? – zapytał beznamiętnie, nawet nie podnosząc wzroku znad ekranu. Przeszłam obok niego jak cień i zamknęłam się w łazience. Dopiero tam pozwoliłam sobie na łzy. Dławiły mnie od środka, a w głowie dudniło jedno pytanie: „Dlaczego?”
Tej nocy nie zmrużyłam oka. Każdy szmer zza ściany wydawał mi się podejrzany. Przewracałam się z boku na bok, analizując każde wspomnienie: jego późne powroty z pracy, nagłe wyjazdy służbowe, tajemnicze wiadomości na telefonie, które zawsze szybko kasował. Czy naprawdę byłam aż tak ślepa?
Następnego dnia próbowałam zachowywać się normalnie. Przygotowałam śniadanie dla naszej córki Oliwii, odprowadziłam ją do przedszkola i wróciłam do domu. Michał już wyszedł. Przeszukałam jego szuflady i kieszenie marynarki – nic. Telefon miał przy sobie nawet pod prysznicem.
Po południu znów spotkałam panią Grażynę na klatce. – Aniu… dziś znowu była ta kobieta. Blondynka, wysoka, w czerwonym płaszczu. Nie widziałam jej wcześniej w bloku – powiedziała cicho. – Jeśli chcesz, mogę ci dać znać, gdy znów przyjdzie.
Podziękowałam jej i wróciłam do mieszkania z głową pełną myśli. Chciałam znać prawdę, ale bałam się jej bardziej niż czegokolwiek innego.
Wieczorem Michał wrócił później niż zwykle. Pachniał drogimi perfumami – nie moimi ulubionymi, które mu kupiłam na urodziny. – Musimy porozmawiać – powiedziałam stanowczo.
Spojrzał na mnie z irytacją. – Teraz? Jestem zmęczony.
– Nie później! Teraz! – głos mi zadrżał.
Usiadł ciężko przy stole i spojrzał mi prosto w oczy. – O co chodzi?
– Czy to prawda, że przyprowadzasz do naszego mieszkania inną kobietę? – zapytałam cicho.
Zamarł na chwilę, a potem wybuchnął śmiechem. – Zwariowałaś? Kto ci to nagadał? Grażyna? Ta stara plotkara? Daj spokój…
Ale widziałam jego drżące ręce i wzrok uciekający gdzieś w bok. – Michał, proszę… powiedz mi prawdę. Po tylu latach zasługuję chociaż na to.
Nie odpowiedział. Wstał i wyszedł trzaskając drzwiami tak mocno, że aż obrazek z komunii Oliwii spadł ze ściany.
Przez kolejne dni był coraz bardziej obcy. Wracał późno, unikał rozmów ze mną i z córką. Czułam się jak powietrze.
Pewnego dnia dostałam SMS-a od pani Grażyny: „Są teraz razem u was”. Serce mi stanęło. Wzięłam wolne w pracy i pobiegłam do domu.
Drzwi były uchylone. Weszłam cicho do środka i usłyszałam śmiech kobiety dochodzący z salonu. Zamarłam w progu: Michał siedział na kanapie obok blondynki w czerwonym płaszczu, trzymając ją za rękę.
– Co tu się dzieje?! – mój głos był lodowaty.
Kobieta zerwała się na równe nogi i zaczęła zbierać swoje rzeczy. Michał patrzył na mnie bez słowa.
– Aniu… to nie tak jak myślisz…
– Nie tak? To jak?! Kim ona jest?!
Kobieta wybiegła z mieszkania bez słowa, a Michał został sam ze mną i moim bólem.
– Chciałem ci powiedzieć… ale nie wiedziałem jak… – zaczął szeptem.
– Jak długo to trwa?
Cisza.
– Prawie rok… – wyszeptał.
Poczułam się tak, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi. Wszystko runęło: nasze wspólne święta, wakacje nad morzem, plany na przyszłość.
– Dlaczego? Czy ja ci nie wystarczałam? Czy nasza córka nie była dla ciebie wystarczającym powodem?
Nie odpowiedział. Siedział tylko ze spuszczoną głową.
Tej nocy spakowałam walizkę i pojechałam z Oliwią do rodziców. Mama tuliła mnie jak małą dziewczynkę, a ja płakałam bez końca.
Minęły tygodnie. Michał pisał wiadomości, dzwonił, błagał o rozmowę. Ale ja już nie wierzyłam w żadne słowo.
Czasem zastanawiam się: czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy za bardzo ufałam? A może za mało słuchałam własnej intuicji?
Może ktoś z was był kiedyś w podobnej sytuacji… Co byście zrobili na moim miejscu? Czy po takiej zdradzie można jeszcze zaufać drugiemu człowiekowi?