Co robi mój mąż w czwartkowe wieczory? Mój świat runął po anonimowym liście…
– Znowu wychodzisz? – zapytałam, starając się, by mój głos nie drżał. Stałam w kuchni, ściskając w dłoni kubek z zimną już herbatą. Michał spojrzał na mnie z lekkim zniecierpliwieniem.
– Przecież mówiłem, że mam spotkanie z chłopakami. Czwartek, jak zawsze – odpowiedział, zakładając kurtkę.
Wiedziałam, że kłamie. Od tygodnia nie mogłam spać spokojnie. Wszystko przez ten list, który znalazłam w skrzynce na listy. Bez znaczka, bez adresu zwrotnego, tylko kilka słów napisanych drukowanymi literami: „Twój mąż nie jest tym, za kogo go uważasz. Sprawdź czwartki.”
Od tamtej pory każdy czwartek był dla mnie jak tortura. Próbowałam sobie tłumaczyć, że to żart, że ktoś chce namieszać w naszym życiu. Ale Michał zaczął się zmieniać. Wracał późno, często czułam od niego obcy zapach perfum. Unikał mojego wzroku, a kiedy pytałam o szczegóły – zbywał mnie półsłówkami.
Moja mama mówiła zawsze: „Zaufanie to podstawa małżeństwa”. Ale jak ufać, kiedy serce wali jak młot, a w głowie kłębią się najgorsze scenariusze?
W czwartek postanowiłam działać. Michał wyszedł jak zwykle o dziewiętnastej. Ubrałam się szybko i wyszłam za nim, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Szłam za nim przez pół miasta, aż dotarł do starej kamienicy na Pradze. Wszedł do środka i zniknął za drzwiami na drugim piętrze.
Stałam pod klatką przez godzinę, zmarznięta i przerażona. W końcu zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do drzwi. Otworzyła mi kobieta – może pięć lat młodsza ode mnie, z długimi rudymi włosami i smutnym spojrzeniem.
– Szukam Michała – powiedziałam cicho.
Spojrzała na mnie uważnie, po czym skinęła głową i wpuściła mnie do środka. W salonie siedział Michał, trzymając na kolanach małego chłopca. Chłopiec miał może cztery lata i był do niego podobny jak dwie krople wody.
– Aniu… – Michał zbladł na mój widok.
– Kim on jest? – zapytałam, wskazując na dziecko, choć odpowiedź była oczywista.
Ruda kobieta spuściła wzrok. Michał milczał przez długą chwilę, po czym zaczął mówić:
– To mój syn. Zanim się poznaliśmy… Byłem z Martą przez chwilę. Kiedy dowiedziała się o ciąży, już byliśmy osobno. Pomagam jej finansowo i staram się być obecny w życiu Kacpra. Nie chciałem cię ranić… Bałem się, że mnie zostawisz.
Poczułam, jak świat usuwa mi się spod nóg. Przez tyle lat żyliśmy razem, budowaliśmy dom, planowaliśmy przyszłość – a on miał drugie życie, o którym nie miałam pojęcia.
Wróciłam do domu sama. Całą noc płakałam, nie mogąc uwierzyć w to, co się stało. Rano zadzwoniła moja mama.
– Aniu, co się dzieje? Słyszę po głosie, że coś jest nie tak.
Opowiedziałam jej wszystko. Milczała przez chwilę.
– Córko… Każdy ma swoje tajemnice. Ale jeśli Michał cię kocha i nie zdradza cię teraz… Może warto spróbować to zrozumieć?
Nie potrafiłam jej odpowiedzieć. Przez kolejne dni Michał próbował ze mną rozmawiać. Przynosił kwiaty, gotował obiady, opiekował się naszym synem Kubą bardziej niż zwykle.
Ale ja nie mogłam zapomnieć tego obrazu: on i tamto dziecko. Zaczęłam analizować nasze życie od początku – każde spóźnienie, każdą tajemnicę, każdy telefon odbierany w łazience.
Pewnego wieczoru usiedliśmy razem przy stole.
– Aniu… Proszę cię tylko o jedno: nie zabieraj mi Kuby. Kocham was obu. Wiem, że zawiodłem twoje zaufanie, ale nie potrafię żyć bez was.
Patrzyłam na niego długo. Widziałam w jego oczach strach i żal. Widziałam też miłość – tę samą, którą czułam do niego przez tyle lat.
Ale czy można wybaczyć taką tajemnicę? Czy można żyć dalej ze świadomością, że ktoś tak bliski ukrywał przede mną coś tak ważnego?
Minęły tygodnie pełne rozmów i łez. Spotkałam się z Martą – matką Kacpra. Okazała się ciepłą kobietą, która nie chciała rozbijać naszej rodziny. Chciała tylko, by jej syn znał ojca.
Dziś wiem jedno: życie nigdy nie jest czarno-białe. Każdy z nas nosi w sobie tajemnice i lęki. Najważniejsze to znaleźć w sobie siłę do rozmowy i przebaczenia – albo odejścia.
Czasem zastanawiam się: czy lepiej żyć w błogiej nieświadomości czy znać całą prawdę? Czy wy bylibyście w stanie wybaczyć taką tajemnicę swojemu partnerowi?