Sobotni poranek, który roztrzaskał moje zaufanie – Historia Zofii z osiedlowego supermarketu

– Proszę pani, karta czy gotówka? – zapytała kasjerka, patrząc na mnie z lekkim zniecierpliwieniem. Za mną już ustawiła się kolejka, ktoś chrząknął, ktoś inny spojrzał na zegarek. Sięgnęłam do torebki, jak zawsze – ruch automatyczny, wyuczony przez lata. I wtedy poczułam, jakby ktoś wylał mi na głowę kubeł lodowatej wody. Portfela nie było.

Przeszukałam torebkę jeszcze raz, potem jeszcze i jeszcze. W końcu zaczęłam wyciągać wszystko na ladę: klucze, chusteczki, telefon, stary paragon, nawet dziecięcy lizak sprzed tygodnia. Nic. Portfela nie było. Czułam, jak twarz mi płonie ze wstydu. Ludzie za mną zaczęli szeptać. Kasjerka spojrzała na mnie z politowaniem.

– Przepraszam… chyba… chyba zgubiłam portfel – wydukałam, czując łzy pod powiekami.

– Może zostawiła go pani w domu? – zaproponowała kasjerka, ale wiedziałam, że to nieprawda. Rano płaciłam za bilet autobusowy. Portfel był ze mną.

Musiałam zostawić zakupy i wyjść. Przechodziłam przez sklep jak przez mgłę, słysząc za sobą szepty: „Znowu ktoś bez pieniędzy”, „Pewnie chciała ukraść”.

Na zewnątrz usiadłam na ławce i zadzwoniłam do męża. – Michał… zgubiłam portfel. Wszystko tam było: dowód, karty, pieniądze…

– Znowu? – usłyszałam w słuchawce chłodny głos. – Zawsze jesteś taka roztrzepana. Ile razy ci mówiłem, żebyś pilnowała swoich rzeczy?

Zacisnęłam powieki. Chciałam usłyszeć wsparcie, a dostałam tylko wyrzut. Przez chwilę miałam ochotę się rozpłakać, ale wokół kręcili się ludzie z osiedla. Nie chciałam być tą „panią Zosią”, która płacze na ławce pod supermarketem.

Wróciłam do domu na drżących nogach. Michał siedział przy komputerze, nawet nie spojrzał na mnie, gdy weszłam.

– I co teraz? – rzucił przez ramię.

– Muszę zastrzec karty… zadzwonić na policję…

– Może najpierw naucz się pilnować swoich rzeczy – mruknął.

W kuchni córka Ola spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami.

– Mamo, to znaczy, że nie kupiłaś mi płatków?

– Przepraszam, kochanie…

Ola wzruszyła ramionami i wróciła do telefonu. Poczułam się niewidzialna. Jakby nikogo nie obchodziło to, co przeżywam.

Zadzwoniłam na policję. Rozmowa była rutynowa: gdzie, kiedy, co było w portfelu. Pani po drugiej stronie głosu brzmiała znudzona.

– Takich zgłoszeń mamy dziennie kilkanaście – powiedziała. – Proszę czekać na kontakt.

Czekałam cały dzień. Nikt nie zadzwonił. Wieczorem Michał wrócił do kuchni.

– Wiesz co? Może ktoś cię okradł specjalnie? Może to ktoś z sąsiadów? Ostatnio widziałem tego nowego chłopaka spod piątki…

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.

– Michał, naprawdę myślisz, że ktoś z naszych sąsiadów mógłby…?

– A czemu nie? Teraz każdy patrzy tylko na siebie.

Zaczęliśmy się kłócić. O portfel, o sąsiadów, o to, że nie mam pracy od pół roku i „niczego nie ogarniam”. Ola zamknęła się w swoim pokoju i puściła muzykę na cały regulator.

Noc była bezsenna. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym wszystkim: o tym, jak bardzo jestem sama ze swoim strachem i wstydem; o tym, jak łatwo można stracić poczucie bezpieczeństwa przez jeden moment nieuwagi.

Następnego dnia poszłam do sklepu jeszcze raz – może ktoś znalazł portfel i oddał do informacji? Pani przy kasie pokręciła głową.

– Nic nie było… Ale wie pani co? Ostatnio tu kręci się taki chłopak… Wszyscy mówią, że to on kradnie.

Poczułam narastającą paranoję. Każdy wydawał mi się podejrzany: sąsiadka z naprzeciwka, która zawsze patrzy spod byka; pan Marek spod trójki, który nigdy się nie uśmiecha; nawet dzieciaki bawiące się pod blokiem.

Zaczęłam zamykać drzwi na dwa zamki nawet wtedy, gdy byłam w domu. Michał śmiał się ze mnie:

– Przesadzasz! To tylko portfel!

Ale dla mnie to nie był „tylko portfel”. To było moje poczucie bezpieczeństwa. Moje zaufanie do ludzi i świata.

Kilka dni później dostałam telefon ze sklepu: portfel się znalazł. Leżał za regałem z pieczywem. Ktoś go tam podrzucił albo upadł mi wcześniej i nikt nie zauważył.

Pieniądze zniknęły, ale dokumenty były całe. Powinnam poczuć ulgę – a jednak czułam tylko pustkę.

Wróciłam do domu i położyłam portfel na stole.

– No widzisz? – powiedział Michał z triumfem w głosie. – A tyle było szumu o nic.

Ola nawet nie spojrzała znad telefonu.

A ja poczułam, że coś we mnie pękło na zawsze. Że już nigdy nie będę ufać ludziom tak jak wcześniej. Że nawet wśród najbliższych jestem sama ze swoim lękiem i rozczarowaniem.

Czasem zastanawiam się: czy naprawdę można odbudować zaufanie po czymś takim? Czy jeden portfel może roztrzaskać całe życie rodzinne? A może to tylko pretekst do tego, by zobaczyć prawdę o sobie i innych?