Oddałam córce dom, który budowałam latami. Teraz jej mąż chce go sprzedać – czy naprawdę wszystko można przeliczyć na pieniądze?

– Mamo, musimy porozmawiać – usłyszałam głos Agaty przez telefon. Było coś w jej tonie, co sprawiło, że serce zabiło mi szybciej. Ostatnio rzadko dzwoniła, zawsze zabiegana, z dwójką dzieci i pracą na głowie. Ale tym razem czułam, że to nie będzie zwykła rozmowa.

Siedziałam przy kuchennym stole, patrząc na stare zdjęcie Agaty z dzieciństwa. Miała wtedy pięć lat, uśmiechała się szeroko, trzymając w rękach pluszowego misia. To właśnie wtedy postanowiłam, że zrobię wszystko, by zapewnić jej lepszy start w życiu niż miałam ja. Zaczęłam odkładać każdą złotówkę – pracowałam wieczorami w sklepie spożywczym, sprzątałam u sąsiadów, szyłam na zamówienie. Każdy grosz szedł na konto „dom dla Agaty”.

Kiedy skończyła studia i poznała Pawła, byłam dumna. Byli młodzi, zakochani, pełni planów. Wtedy podjęłam decyzję – kupiłam dla nich mieszkanie w starej kamienicy na Pradze. Wymagało remontu, ale miałam nadzieję, że wspólna praca przy urządzaniu zbliży nas jeszcze bardziej. Malowałyśmy ściany, wybierałyśmy kafelki do łazienki, śmiałyśmy się z nieudanych prób składania mebli z IKEI. To były nasze chwile – matki i córki.

Wprowadziła się tam z Pawłem tuż po ślubie. Pomogłam im kupić nowe meble, wyposażyć kuchnię. Czułam dumę i radość – spełniłam swoje marzenie. Agata miała własny kąt, bez kredytów i długów.

A teraz siedzę naprzeciwko niej i Pawła w ich salonie. Paweł unika mojego wzroku, bawi się kluczami od samochodu. Agata patrzy na mnie niepewnie.

– Mamo… Paweł dostał propozycję pracy w Gdańsku. To duża szansa…

– Rozumiem – przerywam jej, choć już czuję ścisk w żołądku.

– Chcielibyśmy sprzedać mieszkanie i kupić coś tam…

Cisza. Słyszę tylko tykanie zegara na ścianie. Przez chwilę nie mogę wydobyć z siebie głosu.

– Sprzedać? – powtarzam głucho. – To mieszkanie… To przecież wasz dom. Wasz początek.

Paweł wzdycha ciężko.

– Pani Zosiu, rozumiemy, że to dla pani ważne. Ale to nasza przyszłość. Potrzebujemy pieniędzy na nowy start.

Patrzę na Agatę. Widzę w jej oczach niepewność i poczucie winy.

– Mamo… Przecież to nasze mieszkanie…

Czuję, jak narasta we mnie gniew i żal.

– Wasze? – mówię cicho. – A czyje były te wszystkie lata wyrzeczeń? Czyje były te noce bez snu, kiedy martwiłam się, czy starczy na rachunki? Czyje były te ręce obdarte od szorowania podłóg?

Agata spuszcza wzrok.

– Wiem… Ale przecież dałaś nam ten dom…

– Dałam wam DOM, nie pieniądze! – wybucham. – Dom to coś więcej niż ściany i dach! To wspomnienia, bezpieczeństwo…

Paweł wzrusza ramionami.

– Dla pani to sentymenty, dla nas to szansa na lepsze życie.

Przez chwilę mam ochotę krzyczeć. Ale zamiast tego czuję tylko pustkę.

Wychodzę z mieszkania bez słowa. Idę przez miasto jak we śnie. W głowie kłębią mi się myśli: czy naprawdę wszystko można przeliczyć na pieniądze? Czy moje poświęcenie nic nie znaczy? Czy jestem egoistką, bo nie chcę pozwolić im odejść?

Wieczorem dzwoni Agata.

– Mamo… Przepraszam. Wiem, jak bardzo ci zależało na tym mieszkaniu. Ale my musimy żyć po swojemu…

Nie odpowiadam od razu. Wiem, że ma rację – dzieci muszą żyć własnym życiem. Ale dlaczego boli mnie to tak bardzo?

Przez kolejne dni nie mogę spać. Wspominam wszystkie chwile spędzone w tym mieszkaniu: pierwsze święta, narodziny wnuczki, wspólne gotowanie pierogów… Czy to wszystko ma teraz zniknąć?

Spotykam się z przyjaciółką, Marylą.

– Zosiu – mówi cicho – musisz puścić dzieci wolno. To ich wybór.

Ale jak pogodzić się z tym, że dom mojego życia stanie się tylko kolejną pozycją w bankowym przelewie?

W końcu zapraszam Agatę na herbatę.

– Córciu… Jeśli naprawdę tego chcecie… Niech tak będzie. Ale proszę cię o jedno: zachowajcie choć jedno wspomnienie z tego domu. Może zdjęcie? Może stary fotel z salonu?

Agata płacze.

– Mamo… Dziękuję ci za wszystko. Obiecuję, że nigdy nie zapomnę tego domu.

Patrzę na nią i czuję ulgę pomieszaną ze smutkiem. Może właśnie tak wygląda dorosłość – pozwolić odejść temu, co kochamy najbardziej?

Czasem zastanawiam się: czy naprawdę można przeliczyć miłość i poświęcenie na pieniądze? Czy dom to tylko mury i adres? A może to coś znacznie więcej? Co wy byście zrobili na moim miejscu?