Gdy własna córka odbiera ci dom – opowieść o zdradzie i sile przetrwania

— Mamo, podpisz tutaj, to tylko formalność — powiedziała Julia, podając mi długopis i plik dokumentów. Siedziałyśmy przy moim starym stole w kuchni, na którym jeszcze leżały okruchy po cieście drożdżowym. Julia była spięta, jej palce nerwowo bębniły w blat. Przez okno wpadało popołudniowe światło, rozświetlając jej twarz – twarz mojej córki, którą kiedyś tuliłam do snu. Teraz patrzyła na mnie z wyraźną niecierpliwością.

— Juleczko, jesteś pewna, że to dla mnie dobre? — zapytałam cicho, próbując odczytać coś z jej spojrzenia.

— Mamo, przecież wiesz, że chcę tylko twojego dobra. Chcę ci pomóc z tym wszystkim. Zaufaj mi — odpowiedziała z wymuszonym uśmiechem. Podpisałam. Nie wiedziałam wtedy, że właśnie oddaję jej wszystko: mieszkanie po rodzicach, oszczędności życia i prawo do decydowania o sobie.

Kilka tygodni później wróciłam z zakupów i zastałam obcych ludzi w moim salonie. — Przepraszam panią, ale to już nie jest pani mieszkanie — powiedział młody mężczyzna z agencji nieruchomości. Zamarłam. Zadzwoniłam do Julii. Nie odbierała. Dopiero wieczorem napisała mi SMS-a: „Mamo, musiałam to zrobić. Potrzebuję pieniędzy na spłatę długów. Przepraszam.”

Zostałam z jedną torbą ubrań i portfelem. Przez pierwsze noce spałam u sąsiadki, pani Marii. — Dziecko, jak ona mogła ci to zrobić? — pytała ze łzami w oczach. Sama nie znałam odpowiedzi. Próbowałam się z nią skontaktować, ale Julia unikała rozmów. Mój syn, Michał, mieszkał w Norwegii i nie mógł mi pomóc od razu.

W urzędzie powiedziano mi, że podpisałam wszystko dobrowolnie. — Przykro mi, ale nie możemy nic zrobić — usłyszałam od urzędniczki. Czułam się jak w koszmarnym śnie. Każdego dnia budziłam się z nadzieją, że to tylko zły sen.

Pewnego wieczoru zadzwonił Michał. — Mamo, przylecę za tydzień. Nie martw się, coś wymyślimy — mówił przez łzy. Wtedy po raz pierwszy pozwoliłam sobie na płacz. Płakałam całą noc, wspominając dzieciństwo Julii: jak tuliła się do mnie po upadku z roweru, jak przynosiła laurki na Dzień Matki.

Przez kolejne tygodnie szukałam pracy i miejsca do życia. W moim wieku nikt nie chciał mnie zatrudnić. Czułam się upokorzona prosząc o pomoc w ośrodku pomocy społecznej. — Proszę pani, takich historii mamy coraz więcej — powiedziała pracownica socjalna. — Rodzina potrafi być okrutna.

W końcu Michał przyleciał i zabrał mnie do siebie na kilka miesięcy do Oslo. — Mamo, musisz walczyć o siebie — powtarzał codziennie. Dzięki niemu zaczęłam chodzić na terapię dla osób po traumie rodzinnej. Poznałam tam panią Krystynę, która również została oszukana przez własne dzieci.

— Wie pani co? Najgorsza jest ta pustka po zaufaniu — powiedziała Krystyna podczas jednej z rozmów. Miała rację. Nie chodziło tylko o mieszkanie czy pieniądze. Chodziło o to, że ktoś, kogo kochałam najbardziej na świecie, potraktował mnie jak przeszkodę.

Po kilku miesiącach wróciłam do Polski i wynajęłam mały pokój w starej kamienicy na Pradze. Zaczęłam pracować jako pomoc w przedszkolu. Dzieci przypominały mi o tym, że życie potrafi być dobre nawet po największej burzy.

Julia nigdy nie przeprosiła osobiście. Słyszałam od znajomych, że popadła w jeszcze większe długi i wyjechała do Niemiec za pracą. Próbowałam jej wybaczyć dla własnego spokoju, ale rana pozostała.

Często pytam siebie: gdzie popełniłam błąd? Czy za bardzo ufałam? Czy mogłam przewidzieć tę zdradę? Dziś wiem jedno: nawet jeśli zostaniesz zdradzony przez własną krew, możesz się podnieść i zacząć od nowa.

Czy można jeszcze zaufać ludziom po takiej zdradzie? Czy matka powinna wybaczyć córce wszystko? Co wy byście zrobili na moim miejscu?