„Wiem, że nie jestem doskonały, ale ty też nie jesteś tym, o czym marzyłem!” – Oświadczył mi mąż

Katarzyna siedziała twarzą w twarz z Aleksandrem w ich słabo oświetlonym salonie, napięcie między nimi było tak gęste, że można było je kroić nożem. Powietrze było ciężkie od niewypowiedzianych niezadowoleń, takich, które gromadzą się przez lata zaniedbania i wadliwej komunikacji. Była to ich dziesiąta rocznica, ale zamiast świętować, znaleźli się na rozdrożu, zastanawiając się nad samymi fundamentami ich małżeństwa.

„Wiesz, Katarzyna, dużo myślałem,” zaczął Aleksander, jego głos był stanowczy, ale z niezaprzeczalną krawędzią. „Wiem, że nie jestem doskonały. Boże, wiem, że popełniłem swoją część błędów. Ale stało się boleśnie jasne, że ty też nie jesteś tym, o czym marzyłem.”

Katarzyna poczuła, jakby dostała policzek. Słowa bolały, nie dlatego, że były całkowicie niespodziewane, ale dlatego, że potwierdzały jej najgłębsze niepewności. Zawsze obawiała się, że nie jest wystarczająca dla Aleksandra, że jej dziwactwa i wady ostatecznie go od niej oddalą. A oto on, wyrażający te obawy na głos.

„I czego dokładnie sobie marzyłeś, Aleksander?” zapytała Katarzyna, jej głos drżał lekko. „Robota bez błędów, który spełnia każdy twój kaprys bez pytania czy narzekań?”

„Nie, to nie to mam na myśli,” westchnął Aleksander, przeczesując rękami włosy w frustracji. „Po prostu… myślałem, że będziemy szczęśliwsi, wiesz? Myślałem, że będziemy bardziej zgrani z potrzebami i pragnieniami drugiej osoby. Ale czuje się, jakbyśmy tylko współistnieli, nie żyjąc naprawdę.”

Katarzyna nie mogła zaprzeczyć prawdzie w jego słowach. Ich małżeństwo stało się serią rutyn i obowiązków, pozbawionych pasji i połączenia, które kiedyś dzielili. Było, jakby byli obcymi mieszkającymi pod tym samym dachem, każdy zbyt pochłonięty własnym światem, aby zauważyć rosnącą między nimi odległość.

„Może masz rację,” przyznała Katarzyna, jej głos ledwie przekraczał szept. „Może oboje pozwoliliśmy sobie zadowolić się mniej niż zasługujemy. Ale co teraz, Aleksander? Czy jest coś, co można uratować?”

Aleksander spojrzał na nią, jego oczy szukały odpowiedzi, której żadne z nich nie miało. Następująca cisza była ogłuszająca, brutalnym przypomnieniem przepaści, która się między nimi utworzyła.

„Nie wiem, Katarzyna. Naprawdę nie wiem,” w końcu powiedział Aleksander, jego głos ciężki od rezygnacji. „Może nadszedł czas, aby zaakceptować, że nasze marzenie o doskonałym małżeństwie było tylko tym – marzeniem. I może nadszedł czas, aby obudzić się do rzeczywistości.”

Rozmowa tej nocy nie doprowadziła do rozwiązania ani do odnowionego zaangażowania w ich małżeństwo. Zamiast tego, oznaczała początek końca dla Katarzyny i Aleksandra. W miesiącach, które nastąpiły, oddalili się od siebie jeszcze bardziej, każdy zagubiony we własnym świecie żalu i tego, co mogło być.

Ostatecznie zdecydowali się pójść osobnymi drogami, decyzja równie bolesna, co nieunikniona. Gdy Katarzyna pakowała swoje rzeczy, nie mogła się oprzeć zastanawianiu, czy mogło być inaczej, gdyby byli bardziej szczerzy względem siebie od początku. Ale gdy zamknęła za sobą drzwi po raz ostatni, wiedziała, że niektóre pytania lepiej pozostawić bez odpowiedzi.

Ich historia nie miała szczęśliwego zakończenia, ale być może była to konieczna konkluzja dla rozdziału, który został napisany z nerealistycznymi oczekiwaniami i marzeniami, które nie były przeznaczone do spełnienia.