„Zostałam sama z dwójką chorych dzieci, bo mąż wybrał rodziców. Czy naprawdę jestem aż tak nieważna?”

— Mamo, a gdzie tata? — zapytała Zosia, ocierając łzy z policzka, kiedy po raz kolejny próbowałam zmierzyć jej gorączkę. Szymek leżał obok na kanapie, kaszląc i wtulając się w swoją ukochaną maskotkę. W kuchni dzwonił telefon. To był Michał.

— Kochanie, nie dam rady wrócić dzisiaj. Czuję się coraz gorzej, mama zrobiła mi herbatę z malinami i każe mi leżeć. Lepiej, żebym nie wracał, bo zarazimy dzieci — powiedział przez słuchawkę, a ja poczułam, jak narasta we mnie złość i bezradność.

— Michał, ja tu mam dwójkę chorych dzieci! Sama! Ty jesteś dorosły, możesz się sobą zająć. Ja nie mam wyboru — syknęłam przez zaciśnięte zęby, starając się nie podnieść głosu przy dzieciach.

— Przecież sama mówiłaś, że nie chcesz, żebyśmy wszyscy byli chorzy — odpowiedział spokojnie, jakby nie rozumiał, że zostawił mnie na pastwę losu.

Odłożyłam telefon i poczułam łzy napływające do oczu. Nie mogłam sobie pozwolić na słabość. Zosia miała 39 stopni gorączki, Szymek płakał przez ból gardła. W apteczce kończyły się leki, a ja nie miałam siły nawet wyjść po zakupy. Próbowałam zadzwonić do mamy, ale była na dyżurze w szpitalu. Teściowa nie odebrała.

Noc była koszmarem. Dzieci budziły się co godzinę, płakały, domagały się picia i przytulania. Siedziałam na podłodze między ich łóżkami, modląc się, żeby gorączka spadła. O czwartej nad ranem zasnęłam na chwilę przy łóżku Zosi. Obudził mnie dźwięk SMS-a od Michała: „Jak dzieci? Mama mówi, żebym został jeszcze dzień”.

Wtedy coś we mnie pękło. Przypomniałam sobie wszystkie te sytuacje, gdy Michał wybierał wygodę zamiast odpowiedzialności. Gdy po pracy jechał do rodziców na obiad, a ja zostawałam z dziećmi i obowiązkami. Gdy tłumaczył się zmęczeniem, a ja nie miałam prawa być zmęczona.

W południe zadzwoniła teściowa.

— Kasiu, Michał naprawdę źle się czuje. Daj mu odpocząć, przecież dzieci są już większe, dasz sobie radę — powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu.

— Pani Aniu, Zosia ma wysoką gorączkę, Szymek kaszle bez przerwy. Ja też już ledwo stoję na nogach. Potrzebuję pomocy — odpowiedziałam drżącym głosem.

— Przesadzasz. My też kiedyś byliśmy młodzi i dawaliśmy radę — usłyszałam w odpowiedzi.

Po tej rozmowie poczułam się jeszcze bardziej samotna. Przez kolejne dwa dni walczyłam z chorobą dzieci i własnym wyczerpaniem. Michał dzwonił rzadko, zawsze z kuchni rodziców, gdzie w tle słychać było śmiech i rozmowy. Ani razu nie zapytał, czy czegoś potrzebuję.

W końcu sama zachorowałam. Gorączka rozłożyła mnie na łopatki. Leżałam na podłodze w łazience, próbując zebrać siły, żeby wrócić do dzieci. Wtedy zadzwoniła moja mama.

— Kasiu, słyszę po głosie, że jest źle. Przyjadę po pracy — powiedziała bez wahania.

Pojawiła się wieczorem z torbą pełną leków i jedzenia. Pomogła mi ogarnąć dzieci i dom. Przez łzy opowiedziałam jej o wszystkim: o samotności, o tym jak Michał zawsze wybiera rodziców zamiast nas.

— Kasiu, musisz z nim porozmawiać. To nie jest normalne — powiedziała cicho.

Kiedy Michał wrócił po pięciu dniach, wyglądał na wypoczętego i zdziwionego moją złością.

— Przecież chciałem dobrze! Nie chciałem was zarazić! — tłumaczył się nerwowo.

— A ja chciałam mieć męża przy sobie wtedy, kiedy najbardziej go potrzebowałam! — wykrzyczałam w końcu całą swoją frustrację.

Przez chwilę patrzył na mnie bez słowa.

— Moja mama mówiła…

— Twoja mama nie mieszka z nami! To ja tu jestem sama z dziećmi! — przerwałam mu płacząc.

Michał milczał długo. Widziałam w jego oczach zagubienie i strach. Może pierwszy raz dotarło do niego, jak bardzo mnie zranił.

Od tamtej pory minęło kilka tygodni. Michał stara się bardziej angażować w życie domu, ale ja już nie potrafię mu ufać tak jak dawniej. Często zastanawiam się: czy naprawdę jestem aż tak nieważna? Czy rodzina to tylko wygoda dla jednej strony? A może powinnam postawić granice i zawalczyć o siebie?

Czy ktoś z was też czuł się kiedyś tak samotny w swoim małżeństwie? Jak poradziliście sobie z poczuciem bycia niewidzialnym dla najbliższych?