Wczoraj znowu przyszły do mnie razem: matka i teściowa – ich prośby łamią mi serce, ale nie mogę już dłużej milczeć
Wczoraj wieczorem, kiedy deszcz bębnił o parapet, usłyszałam znajome kroki na klatce schodowej. Zanim zdążyłam wyłączyć czajnik, zadzwonił dzwonek. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam je obie – moją matkę, Danutę, i teściową, Jadwigę. Stały obok siebie jak dwa cienie przeszłości, z twarzami pełnymi troski i uporu. Wiedziałam już, po co przyszły. To nie była pierwsza taka wizyta. Ale tym razem czułam, że coś we mnie pęknie.
– Marto, musimy porozmawiać – zaczęła mama, ściskając torebkę tak mocno, że pobielały jej knykcie.
– Proszę cię, dziecko – dodała teściowa. – Nie rób tego rodzinie. Nie rób tego dzieciom.
Nazywam się Marta Nowicka. Mam czterdzieści trzy lata i mieszkam w bloku na obrzeżach Torunia. Jeszcze trzy lata temu myślałam, że moje życie jest zwyczajne: praca w szkole podstawowej jako nauczycielka matematyki, mąż – Tomasz, dwójka dzieci: Lena i Michał. Zawsze wydawało mi się, że jestem silna. Ale kiedy Tomasz wrócił pewnego dnia późno do domu i powiedział mi prosto w oczy: „Marto, zakochałem się w innej”, świat rozpadł mi się pod stopami.
Początkowo myślałam, że to żart. Tomasz nigdy nie był typem romantyka, raczej pragmatyczny, zamknięty w sobie. Ale widziałam w jego oczach coś obcego. Nie prosił o wybaczenie. Nie tłumaczył się. Po prostu oznajmił fakt i poszedł spać na kanapę do salonu.
Przez kilka tygodni żyliśmy obok siebie jak współlokatorzy. Dzieci czuły napięcie. Lena przestała się uczyć, Michał zamknął się w sobie. Ja próbowałam udawać przed nimi, że wszystko jest w porządku. Ale nocami płakałam w poduszkę tak cicho, by nie usłyszeli.
W końcu zebrałam się na odwagę i powiedziałam mamie. Myślałam, że mnie przytuli i powie: „Dasz radę”. Ale ona tylko westchnęła:
– Marta… W każdym małżeństwie są kryzysy. Musisz być mądra. Nie rób głupstw.
Teściowa była jeszcze bardziej stanowcza:
– Tomasz to dobry chłop. Pracuje, nie pije, dzieciom niczego nie brakuje. Każdemu może się zdarzyć potknięcie.
A potem zaczęły przychodzić razem. Przynosiły ciasto drożdżowe i herbatę z cytryną – jakby słodycz mogła przykryć gorycz zdrady.
– Marta – mówiła mama – pomyśl o dzieciach! Rozwód to wstyd! Co ludzie powiedzą? Sąsiadka z trzeciego piętra już pytała…
– A ja ci powiem – wtrącała teściowa – że jak zostaniesz sama z dwójką dzieci, nikt ci nie pomoże. Tomasz wróci do rozumu. Musisz mu wybaczyć.
Czułam się jak w potrzasku. Każde ich słowo wbijało się we mnie jak szpilka. Próbowałam tłumaczyć:
– Mamo, on mnie zdradził! Nie chcę żyć z kimś, kto mnie nie kocha!
– A ty myślisz, że ja twojego ojca zawsze kochałam? – syknęła mama. – Ale wytrwałam! Bo rodzina jest najważniejsza!
Teściowa tylko kiwała głową:
– Moja matka mówiła: „Zamknij oczy i rób swoje”. Tak trzeba żyć.
Wtedy poczułam gniew. Czy naprawdę mam poświęcić swoje życie dla pozorów? Czy mam być kolejną kobietą z pokolenia na pokolenie przekazującą dzieciom lekcję milczenia i uległości?
Tomasz coraz rzadziej bywał w domu. Widywałam go tylko rano przy kawie albo wieczorem, gdy odbierał rzeczy do pracy. Dzieci pytały:
– Mamo, dlaczego tata jest smutny?
Nie umiałam im odpowiedzieć.
Pewnego dnia Lena wróciła ze szkoły zapłakana:
– Koleżanki mówią, że tata ma nową panią…
Serce mi pękło.
Wieczorem usiadłam z Tomkiem przy kuchennym stole.
– Chcę rozwodu – powiedziałam cicho.
Spojrzał na mnie bez emocji:
– Jak chcesz…
To bolało bardziej niż sama zdrada.
Kiedy powiedziałam o tym mamie i teściowej, rozpętało się piekło.
– Ty egoistko! – krzyczała mama. – Myślisz tylko o sobie!
– Zrujnujesz dzieciom życie! – wtórowała teściowa.
Przez kolejne tygodnie byłam bombardowana telefonami, wizytami, listami zostawianymi pod drzwiami. Nawet ksiądz z parafii przyszedł „porozmawiać”.
Zaczęły się plotki na osiedlu. Sąsiadki szeptały na klatce schodowej:
– Widzisz? Ta Nowicka…
Dzieci coraz częściej płakały nocami. Michał moczył się do łóżka. Lena zamknęła się w swoim pokoju i przestała rozmawiać ze mną o czymkolwiek.
Czułam się winna wszystkiemu: zdradzie męża, cierpieniu dzieci, rozczarowaniu rodziców. Ale wiedziałam jedno – nie mogę dłużej żyć w kłamstwie.
Pewnego dnia po pracy spotkałam koleżankę z liceum – Anię. Zawsze była odważna i bezkompromisowa.
– Marta, ty musisz pomyśleć o sobie! Ile jeszcze będziesz się poświęcać? Dzieci zobaczą silną matkę albo zobaczą ofiarę. Wybierz sama.
Te słowa dały mi siłę.
Kiedy następnego dnia mama i teściowa znów przyszły razem, postanowiłam nie milczeć.
– Mamo… Pani Jadwigo… Ja już podjęłam decyzję. Rozwodzę się z Tomkiem.
Mama zerwała się z fotela:
– Ty nie masz serca! Zniszczysz nas wszystkich!
Teściowa zaczęła płakać:
– Przecież on cię kocha…
Spojrzałam im prosto w oczy:
– On mnie nie kocha. I ja już też nie chcę żyć dla innych kosztem siebie.
Wyszły obrażone. Przez kilka dni nie odbierały telefonu.
Dzieci powoli zaczęły zadawać pytania:
– Mamo… czy będziemy mieszkać tylko we troje?
– Tak – odpowiedziałam drżącym głosem – ale damy radę.
– A tata?
– Tata zawsze będzie was kochał… Ale czasem dorośli muszą się rozstać.
Nie wiem, czy zrobiłam dobrze. Czasem budzę się w nocy zlana potem i myślę: „Może powinnam była wytrwać?” Ale potem patrzę na Lenę i Michała i wiem jedno: nie chcę uczyć ich życia w kłamstwie.
Dziś jestem sama. Mama rzadko dzwoni, teściowa przestała mnie odwiedzać. Sąsiedzi patrzą z ukosa. W pracy szepczą za plecami.
Ale pierwszy raz od lat czuję spokój.
Czy naprawdę kobieta musi zawsze poświęcać siebie dla innych? Czy szczęście matki nie jest równie ważne jak szczęście dzieci? Może czas zacząć mówić głośno o tym, co nas boli?
Co wy byście zrobili na moim miejscu?