„Przestań grymasić, jestem głodny!” – historia o tym, jak jeden dzień przeziębienia zmienił moje życie

– Przestań grymasić, jestem głodny! – usłyszałam przez zamknięte drzwi kuchni. Głos mojego męża, Pawła, był ostry jak brzytwa. Leżałam pod kołdrą, z gorączką, dreszczami i bólem gardła tak silnym, że nie mogłam przełknąć śliny. To był drugi dzień mojego przeziębienia, a on zachowywał się, jakby to była moja fanaberia.

– Paweł, proszę… ledwo wstaję z łóżka – wychrypiałam.

– No i co z tego? – warknął. – Przecież nie umierasz! Zrobiłabyś chociaż kanapki, bo do pracy muszę lecieć!

Wtedy usłyszałam trzask szafki i głośne westchnienie. Wiedziałam, że zaraz zacznie się codzienny rytuał: obrażanie się, trzaskanie drzwiami i ciche komentarze pod nosem. Ale tego dnia nie miałam już siły walczyć. Zwinęłam się w kłębek i pozwoliłam łzom spływać po policzkach.

Nie zawsze tak było. Kiedyś Paweł był czuły, troskliwy, potrafił zrobić mi herbatę i przykryć kocem, gdy byłam chora. Ale od kiedy jego matka, pani Halina, zaczęła do nas przychodzić niemal codziennie, wszystko się zmieniło.

– Synku, kobieta powinna dbać o dom! – powtarzała z uśmiechem pełnym jadu. – Jak ci żona nie gotuje, to znaczy, że jej nie zależy.

Paweł chłonął te słowa jak gąbka. Z dnia na dzień stawał się coraz bardziej wymagający i coraz mniej wyrozumiały. Ja natomiast czułam się coraz bardziej samotna w naszym własnym mieszkaniu.

Tego dnia zadzwoniła moja mama.

– Aniu, jak się czujesz? – zapytała cicho.

– Źle… Paweł znowu się czepia. Mamo, ja już nie mam siły…

– Przyjedź do nas na kilka dni. Odpoczniesz. Tata ci zrobi rosół, a ja upiekę twoje ulubione drożdżówki.

Chciałam się zgodzić, ale wiedziałam, co by to oznaczało: kolejną awanturę w domu.

Wieczorem Paweł wrócił z pracy. Rzucił torbę w przedpokoju i wszedł do sypialni.

– I co? Nadal leżysz? – zapytał z pogardą.

– Mam gorączkę…

– Wielkie mi rzeczy! Ja też czasem źle się czuję, a jakoś chodzę do pracy! Ty to masz dobrze – cały dzień w domu i jeszcze narzekasz!

Wstałam z łóżka i chwiejnym krokiem poszłam do kuchni. Zrobiłam mu jajecznicę i kanapki. Stałam przy blacie i patrzyłam na swoje odbicie w oknie – blada twarz, podkrążone oczy. Czy to naprawdę ja?

Następnego dnia rano obudziło mnie głośne stukanie w drzwi. To była pani Halina.

– Oho! Chora? – spojrzała na mnie z wyższością. – W moich czasach kobiety nie chorowały! A jak już musiały leżeć, to przynajmniej wszystko było posprzątane!

Zacisnęłam pięści.

– Pani Halino, naprawdę źle się czuję…

– Oj tam! Wymyślasz sobie choroby! Pawełek mówił mi rano przez telefon, że nawet śniadania mu nie zrobiłaś!

Wtedy coś we mnie pękło.

– Może pani sama mu zrobi śniadanie? – wyrzuciłam z siebie drżącym głosem.

Pani Halina spojrzała na mnie jak na wariatkę.

– Co ty sobie wyobrażasz?!

Wróciłam do łóżka i przykryłam się kołdrą po uszy. Słyszałam jeszcze przez drzwi jej głos:

– Pawełku! Twoja żona jest leniwa! Ja bym jej już dawno pokazała miejsce w szeregu!

Wieczorem Paweł przyszedł do sypialni z miną obrażonego dziecka.

– Mama mówiła mi wszystko. Wiesz co? Ty naprawdę przesadzasz! Może powinnaś wrócić do swoich rodziców, skoro tak ci źle?

Spojrzałam na niego i poczułam zimno w sercu.

– Może masz rację – odpowiedziałam cicho.

Następnego dnia spakowałam walizkę. Zadzwoniłam do mamy:

– Mamo… Przyjadę dziś wieczorem.

W drodze na dworzec zadzwoniła do mnie teściowa:

– Aniu! Jak śmiesz zostawiać mojego syna samego?!

Rozłączyłam się bez słowa.

W domu rodziców poczułam ulgę. Mama tuliła mnie długo, tata podał rosół i patrzył na mnie z troską.

– Córeczko… Nie pozwól nikomu siebie niszczyć – powiedział cicho.

Przez kolejne dni Paweł dzwonił raz po raz:

– Kiedy wrócisz? Przecież nie będę sam gotował!

Nie odebrałam ani razu. Po tygodniu napisał mi SMS-a: „Jak wrócisz, pogadamy”.

Zamiast wracać, poszłam do prawnika. Rozwód był trudny – Paweł próbował mnie szantażować emocjonalnie, a teściowa rozpowiadała po rodzinie plotki o mojej „lenistwie” i „histerii”.

Moja siostra Basia przyjechała wtedy do rodziców:

– Anka, nie daj się! Wiesz ile kobiet tkwi w takich małżeństwach latami? Ty masz jeszcze szansę na normalne życie!

Pewnego dnia spotkałam Pawła na mieście. Był z matką. Spojrzał na mnie z wyrzutem:

– I co? Zadowolona jesteś? Rozwaliłaś rodzinę!

Pani Halina dodała:

– Wstydziłabym się na twoim miejscu!

Nie odpowiedziałam nic. Po raz pierwszy poczułam spokój.

Dziś minął rok od tamtych wydarzeń. Wynajmuję małe mieszkanie w centrum Krakowa. Pracuję jako nauczycielka angielskiego w szkole podstawowej. Mam nowych znajomych, chodzę na spacery nad Wisłę i powoli uczę się być szczęśliwa sama ze sobą.

Czasem jeszcze budzę się w nocy z lękiem – czy dobrze zrobiłam? Czy mogłam uratować to małżeństwo? Ale potem przypominam sobie tamten poranek: „Przestań grymasić, jestem głodny!”

Nie chcę już nigdy być tą kobietą z podkrążonymi oczami, która płacze po cichu pod kołdrą.

Czy naprawdę musimy poświęcać własne zdrowie i godność dla kogoś, kto nie potrafi nas docenić? A może czasem lepiej wybrać siebie?