Nie wszystko, co pęka, da się naprawić – opowieść o rodzinie, zdradzie i nadziei

Drzwi trzasnęły tak mocno, że aż zadrżały szyby w oknie. – „Nie wracaj!” – krzyknęłam za nim, choć wiedziałam, że już mnie nie słyszy. Stałam w przedpokoju, z pięściami zaciśniętymi tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. W głowie huczało mi od słów, które padły kilka minut wcześniej: „To nie twoja wina, Anka. Po prostu się wypaliło. Znalazłem kogoś innego.”

Mój świat rozpadł się w jednej chwili. Po dwudziestu dwóch latach małżeństwa zostałam sama – ja, Anna Wysocka z bloku na warszawskim Ursynowie, kobieta po czterdziestce, matka dorosłego syna i córka matki, która nigdy nie potrafiła mnie przytulić.

W kuchni czekała na mnie cisza i kubek zimnej kawy. Usiadłam przy stole, patrząc na ścianę pokrytą plamami po starych zdjęciach. Jeszcze niedawno wisiały tu fotografie z wakacji w Międzyzdrojach, święta u teściowej, urodziny syna. Teraz zostały tylko ślady po gwoździach i żółte prostokąty.

Telefon zadzwonił jakby na złość. Spojrzałam na wyświetlacz – mama. Przez chwilę miałam ochotę nie odbierać, ale wiedziałam, że jeśli tego nie zrobię, przyjdzie tu osobiście.

– Anka? – jej głos był jak zawsze chłodny i rzeczowy. – Słyszałam od sąsiadki, że Tomek wyprowadził się do tej swojej sekretarki. Mówiłam ci, żebyś bardziej o siebie dbała.

– Mamo, proszę cię…

– Nie przerywaj mi! – syknęła. – Gdybyś nie była taka naiwna, to by cię nie zostawił. Zawsze byłaś za miękka.

Zacisnęłam zęby. – Mamo, nie teraz. Proszę.

– No dobrze, nie będę ci przeszkadzać. Ale pamiętaj: życie to nie bajka. Musisz być twarda.

Rozłączyła się bez pożegnania. Oparłam głowę o blat stołu i pozwoliłam sobie na pięć minut płaczu. Tylko pięć minut – potem trzeba było wstać i zrobić obiad dla syna.

Bartek wrócił późnym popołudniem. Wszedł do kuchni bez słowa, rzucił plecak pod ścianę i nalał sobie wody z kranu.

– Tata dzwonił – powiedział cicho. – Chce się spotkać w weekend.

– I co mu powiedziałeś?

Wzruszył ramionami. – Że nie wiem.

Usiadł naprzeciwko mnie i przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu.

– Mamo…

– Tak?

– Ty się nie załamuj, dobra? Ja sobie poradzę.

Uśmiechnęłam się przez łzy. – Wiem, synku. Ale to nie jest takie proste.

Wieczorem zadzwoniła moja siostra, Iwona. Zawsze była tą silniejszą – miała własną firmę, dwóch synów i męża, który ją wielbił.

– Anka, musisz wyjść do ludzi! – przekonywała mnie przez telefon. – Przyjdź jutro do mnie na kawę. Pogadamy, może coś wymyślimy.

Nie miałam ochoty na żadne spotkania ani rozmowy o „nowym początku”. Ale wiedziałam, że jeśli odmówię, Iwona się nie odczepi.

Następnego dnia poszłam do niej z duszą na ramieniu. W salonie pachniało świeżo pieczonym ciastem i kawą z ekspresu – zupełnie inaczej niż w moim pustym mieszkaniu.

– Anka, ty musisz coś zmienić! – zaczęła od razu Iwona. – Zacznij chodzić na jogę albo zapisz się na kurs angielskiego. Nie możesz tak siedzieć i płakać!

– Łatwo ci mówić…

– Bo ja wiem, jak to jest! Pamiętasz, jak Krzysiek mnie zdradził? Wzięłam się w garść i zobacz – teraz jestem szczęśliwa!

Patrzyłam na nią z niedowierzaniem. Jej życie zawsze wydawało mi się idealne – dom pod Warszawą, dzieci w prywatnej szkole, wakacje za granicą dwa razy do roku.

– Iwona… ja nie jestem tobą.

Westchnęła ciężko i nalała mi kawy.

– Wiem. Ale musisz spróbować.

Wróciłam do domu jeszcze bardziej przygnębiona niż wcześniej. Wieczorem zadzwonił Tomek.

– Anka…

– Czego chcesz?

– Chciałem tylko powiedzieć… Przepraszam.

Zaśmiałam się gorzko.

– Za późno na przeprosiny.

– Wiem… Ale chciałem ci powiedzieć… Ona jest w ciąży.

Poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg.

– To już naprawdę koniec? – zapytałam cicho.

– Tak… Przepraszam.

Rozłączyłam się bez słowa. Przez całą noc przewracałam się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Rano obudził mnie dźwięk kapiącej wody w łazience. Poszłam sprawdzić – pękła rura pod umywalką. Woda sączyła się cienką strużką na podłogę.

– No pięknie – mruknęłam pod nosem. – Jeszcze tego brakowało.

Zadzwoniłam do administracji osiedla.

– Dzień dobry, tu Anna Wysocka z 34/7. Pękła mi rura pod umywalką…

– Hydraulik będzie za dwie godziny – usłyszałam w słuchawce znudzony głos kobiety.

Dwie godziny później zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam wysokiego mężczyznę po pięćdziesiątce z siwymi włosami i ciepłym spojrzeniem.

– Dzień dobry, jestem Paweł Nowicki, hydraulik z administracji.

Wpuściłam go do środka i pokazałam łazienkę.

– Oj, widzę że tu już dawno trzeba było wymienić te rury – mruknął pod nosem Paweł.

Przez chwilę pracował w milczeniu, a ja stałam obok niezręcznie bawiąc się rękoma.

– Ciężki dzień? – zapytał nagle.

Spojrzałam na niego zaskoczona.

– Skąd pan wie?

Uśmiechnął się lekko.

– Mam szósty zmysł do takich rzeczy. Sam kiedyś przez to przechodziłem…

Nie odpowiedziałam nic. Paweł skończył naprawiać rurę i zaczął zbierać narzędzia.

– Jeśli będzie jeszcze coś cieknąć albo pęknie kaloryfer – proszę dzwonić bezpośrednio do mnie. Zostawię pani numer.

Podał mi karteczkę z numerem telefonu i uśmiechnął się ciepło.

– Trzeba czasem pogadać z kimś obcym – powiedział cicho. – To pomaga bardziej niż rozmowa z rodziną.

Podziękowałam mu i zamknęłam drzwi za jego plecami. Przez chwilę stałam oparta o framugę drzwi, trzymając karteczkę w dłoni jak talizman.

Wieczorem zadzwoniła mama.

– I co? Naprawili ci tę rurę?

– Tak, mamo. Wszystko już dobrze.

– A ten hydraulik był porządny? Bo teraz to różni ludzie chodzą po domach…

Westchnęłam ciężko.

– Był bardzo uprzejmy i kompetentny.

Mama milczała przez chwilę.

– Anka… Może przyjedziesz jutro na rosół? Pogadamy spokojnie…

Zaskoczyła mnie ta propozycja. Moja matka nigdy nie zapraszała mnie ot tak po prostu na obiad.

– Dobrze… Przyjadę.

Następnego dnia siedziałyśmy razem przy stole w jej małym mieszkaniu na Ochocie. Mama podała mi talerz rosołu i patrzyła na mnie uważnie.

– Wiesz… Ja też kiedyś zostałam sama – powiedziała nagle cicho. – Twój ojciec odszedł do innej kobiety zanim skończyłaś dziesięć lat. Myślałam wtedy tylko o tym, żeby przetrwać kolejny dzień…

Spojrzałam na nią zdumiona. Nigdy wcześniej o tym nie rozmawiałyśmy tak otwarcie.

– Bałam się być słaba przy tobie… Może dlatego byłam taka surowa…

Łzy napłynęły mi do oczu. Po raz pierwszy poczułam, że naprawdę mnie rozumie.

Wróciłam do domu z dziwnym uczuciem ulgi i nadziei. Wieczorem napisałam SMS-a do Pawła: „Dziękuję za pomoc i rozmowę.” Odpisał niemal od razu: „Jeśli będzie pani chciała pogadać przy kawie – proszę dać znać.”

Patrzyłam długo na ekran telefonu, zanim odpisałam: „Może jutro?”

Czy można zacząć wszystko od nowa po czterdziestce? Czy da się odbudować siebie z kawałków po zdradzie i samotności? A może każda pęknięta rura to tylko pretekst do tego, by ktoś nowy pojawił się w naszym życiu?