Nie udawaj głupiej. Gdzie mama schowała pierścień? – Opowieść o rodzinnych tajemnicach, miłości i cenie prawdy
– Nie udawaj głupiej. Gdzie mama schowała pierścień? Czy to ty go wzięłaś? Mów! – głos mojego brata, Artura, odbił się echem po całym mieszkaniu. Stał nade mną, ściskając moje ramiona tak mocno, że poczułam łzy napływające do oczu.
Miałam wtedy dziewiętnaście lat i właśnie wróciłam z pracy w sklepie spożywczym na osiedlu. Byłam zmęczona, głodna i marzyłam tylko o tym, żeby na chwilę usiąść. Zamiast tego zastałam w domu matkę siedzącą na kanapie z twarzą ukrytą w dłoniach i Artura, który wyglądał jakby miał zaraz wybuchnąć.
– Nie wiem, o czym mówisz – wyszeptałam, próbując się wyrwać.
– Przestań kłamać! – krzyknął. – Mama zostawiła pierścień na komodzie. Teraz go nie ma. Tylko ty byłaś dziś w domu!
– Może go gdzieś przełożyłaś? – zwróciłam się do mamy, ale ona tylko pokręciła głową.
– Nie pamiętam… – wyszeptała. – Ale przecież nie mogłabyś…
Artur spojrzał na mnie z pogardą. – Zawsze byłaś zazdrosna o wszystko, co mama miała po babci. Myślisz, że nie widziałem, jak patrzysz na te stare rzeczy?
Zacisnęłam pięści. Od dziecka czułam się w tym domu obca. Moja siostra, Karolina, była oczkiem w głowie rodziców – piękna, zdolna, zawsze uśmiechnięta. Ja byłam tą drugą: cichą, zamkniętą w sobie, z wiecznie rozczochranymi włosami i książką pod pachą. Karolina dostawała nowe ubrania, ja nosiłam jej znoszone swetry. Nawet na zdjęciach rodzinnych stoję gdzieś z boku.
– Przeszukaj jej pokój! – Artur rzucił się do mojej szafy i zaczął wyciągać rzeczy na podłogę.
– Przestań! – krzyknęłam, ale nikt mnie nie słuchał.
Mama patrzyła na mnie z mieszaniną smutku i rezygnacji. W jej oczach widziałam pytanie: „Może naprawdę to zrobiłaś?”
Wtedy weszła Karolina. Zatrzymała się w progu i spojrzała na bałagan.
– Co tu się dzieje?
– Zginął pierścień babci! – wybuchnął Artur. – A ona go ukradła!
Karolina spojrzała na mnie uważnie. Przez chwilę miałam nadzieję, że stanie po mojej stronie.
– Może po prostu gdzieś się zawieruszył? – powiedziała cicho.
Ale nikt nie chciał słuchać rozsądku. Przez kolejne godziny przeszukiwali całe mieszkanie. Ja siedziałam na łóżku i płakałam z bezsilności. Wiedziałam, że nawet jeśli pierścień się znajdzie, coś między nami pękło na zawsze.
Wieczorem mama przyszła do mojego pokoju.
– Marto…
Spojrzałam na nią przez łzy.
– Wierzysz mi?
Usiadła obok mnie i pogładziła mnie po włosach.
– Chciałabym… Ale nie wiem już nic…
To bolało bardziej niż wszystkie oskarżenia Artura razem wzięte.
Następnego dnia poszłam do pracy jak zwykle. Klienci pytali o świeże bułki i mleko bez laktozy, a ja mechanicznie wykonywałam swoje obowiązki. Po południu zadzwoniła Karolina.
– Możemy się spotkać?
Spotkałyśmy się w parku przy fontannie. Karolina wyglądała na zdenerwowaną.
– Wiesz… Ja też czasem czuję się tu obco – powiedziała nagle. – Wszyscy myślą, że mam idealne życie, ale… Mama zawsze mówiła mi, żebym była przykładem dla ciebie. A ja chciałam być po prostu sobą.
Patrzyłam na nią z niedowierzaniem.
– Myślałam, że wszystko masz podane na tacy.
Karolina uśmiechnęła się smutno.
– Ty przynajmniej możesz być sobą. Ja muszę być tą „lepszą”.
Milczałyśmy przez chwilę.
– Wiesz… Może powinniśmy razem poszukać tego pierścienia? – zaproponowała nagle.
Wróciłyśmy do domu i zaczęłyśmy przeszukiwać wszystkie zakamarki. Po godzinie Karolina znalazła coś pod szafką w łazience.
– Marta! Chodź tu!
W jej dłoni błyszczał złoty pierścień z rubinem – ten sam, o który rozpętała się cała awantura.
Zadzwoniłyśmy po mamę i Artura. Mama rozpłakała się ze szczęścia, a Artur tylko burknął coś pod nosem i wyszedł z pokoju bez słowa przeprosin.
Myślałam, że wszystko wróci do normy, ale tak się nie stało. Przez kolejne dni czułam się coraz bardziej samotna. Mama próbowała być dla mnie milsza, ale między nami wisiała niewidzialna ściana. Artur unikał mnie jak ognia.
Pewnego wieczoru usiadłam z tatą przy kuchennym stole.
– Wiesz… Czasem rodzina to najtrudniejsza rzecz na świecie – powiedział cicho. – Ale to też jedyna rzecz, której nie możesz wybrać.
Popatrzyłam na niego ze łzami w oczach.
– A jeśli nie chcę już tu być?
Westchnął ciężko.
– Wtedy musisz znaleźć swoje miejsce gdzie indziej. Ale pamiętaj: nawet jeśli wyjedziesz daleko, twoje serce zawsze będzie tu wracać.
Kilka miesięcy później dostałam się na studia do Warszawy. Wyprowadziłam się z domu bez żalu. Zostawiłam za sobą wspomnienia dzieciństwa pełnego niedopowiedzeń i żalu. W nowym mieście zaczęłam od nowa: poznałam ludzi, którzy nie oceniali mnie przez pryzmat rodzinnych historii.
Czasem dzwoniłam do mamy i Karoliny. Z Arturem rozmawiałam rzadko – nasze relacje nigdy już nie wróciły do dawnej bliskości.
Po latach wróciłam do rodzinnego domu tylko raz – na pogrzeb taty. Wtedy mama podała mi ten sam pierścień babci.
– Chciałabym, żebyś go miała – powiedziała drżącym głosem. – To nie jest tylko biżuteria… To symbol naszej rodziny. I twojej siły.
Patrzyłam na ten pierścień przez długą chwilę. Był piękny i ciężki od wspomnień.
Dziś noszę go rzadko – tylko wtedy, gdy potrzebuję przypomnieć sobie, kim jestem i przez co przeszłam.
Czasem zastanawiam się: czy można naprawdę wybaczyć rodzinie wszystko? Czy blizny po słowach goją się kiedykolwiek? A może najważniejsze jest to, by znaleźć własną wartość niezależnie od tego, co myślą inni?
Co wy myślicie? Czy rodzinne rany naprawdę mogą się zabliźnić?