„Nie jestem tą gorszą córką!” – Moja spowiedź jako starsza siostra bliźniaków

– Znowu zapomniałaś o moim konkursie, mamo? – mój głos zadrżał, gdy patrzyłam, jak mama krząta się po kuchni, układając kanapki dla Hani i Zosi. Bliźniaczki śmiały się głośno, rozlewając kakao na świeżo wyprane obrusy. Mama nawet nie spojrzała w moją stronę.

– Kochanie, przecież wiesz, że dziewczynki mają dzisiaj balet. Nie mogę być wszędzie naraz – rzuciła przez ramię, jakby to wyjaśniało wszystko.

Zacisnęłam pięści. To nie był pierwszy raz. Od kiedy Hania i Zosia przyszły na świat, czułam się jak duch we własnym domu. Kiedyś byłam jej oczkiem w głowie – pamiętam, jak razem piekłyśmy ciasta i śmiałyśmy się do łez. Teraz byłam tylko tą starszą, która „powinna zrozumieć”.

Wieczorem leżałam w swoim pokoju, słysząc przez cienkie ściany śmiech bliźniaczek i głos mamy: „Moje kochane dziewczynki!”. Zastanawiałam się, czy kiedykolwiek jeszcze powie to do mnie.

W końcu zebrałam się na odwagę. Następnego dnia, gdy tata był w pracy, a siostry bawiły się w ogrodzie, weszłam do kuchni. Mama myła naczynia.

– Mamo, muszę z tobą porozmawiać – zaczęłam cicho.

Spojrzała na mnie z lekkim zniecierpliwieniem. – O co chodzi, Marto?

– Czuję się… niewidzialna. Jakbyś mnie nie zauważała odkąd są Hania i Zosia. Wszystko kręci się wokół nich. Ja też jestem twoją córką.

Mama odłożyła talerz i westchnęła ciężko. – Marto, przecież jesteś już prawie dorosła. One są małe, potrzebują mnie bardziej.

– Ale ja też cię potrzebuję! – głos mi się załamał. – Nie możesz tak po prostu mnie ignorować!

Wtedy weszły bliźniaczki. Hania spojrzała na mnie z wyrzutem:

– Znowu robisz mamie przykrość? Zawsze musisz być taka samolubna!

Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Mama objęła Hanię i Zosię, a ja stałam sama po drugiej stronie kuchni. W tej chwili poczułam się naprawdę obca.

Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta. Tata próbował ze mną rozmawiać:

– Wiesz, że mama ma teraz dużo na głowie…

– A ja nie mam? – przerwałam mu ostro. – Też mam swoje problemy! Szkoła, przyjaciele…

Tata spuścił wzrok. Wiedziałam, że nie rozumie.

W szkole też nie było łatwo. Moja przyjaciółka Ola próbowała mnie pocieszyć:

– Może twoja mama po prostu nie zauważa, jak bardzo cię rani? Pogadaj z nią jeszcze raz.

Ale ja już nie miałam siły.

Pewnego wieczoru podsłuchałam rozmowę rodziców. Mama płakała:

– Może rzeczywiście zaniedbałam Martę… Ale te małe są takie wymagające…

Tata próbował ją uspokoić:

– Musimy znaleźć sposób, żeby Marta poczuła się ważna.

Następnego dnia mama przyszła do mojego pokoju. Usiadła na łóżku i długo milczała.

– Przepraszam cię, Marto – powiedziała w końcu. – Chyba rzeczywiście zapomniałam, że ty też jesteś moją córką. Chciałabym to naprawić.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Chciałam jej wybaczyć, ale żal był zbyt świeży.

Przez kolejne tygodnie mama próbowała spędzać ze mną więcej czasu – razem gotowałyśmy kolację, chodziłyśmy na spacery. Ale bliźniaczki były zazdrosne.

– Dlaczego teraz Marta jest taka ważna? – pytała Zosia z płaczem.

Mama tłumaczyła im cierpliwie:

– Każda z was jest dla mnie ważna. Ale Marta długo czuła się samotna.

Zaczęły się kłótnie między nami siostrami. Hania oskarżała mnie o egoizm:

– Przez ciebie mama jest smutna! Wszystko musisz psuć!

Czułam się coraz gorzej. W szkole zaczęły krążyć plotki: „Marta pokłóciła się z rodziną”, „Marta jest czarną owcą”. Nawet nauczycielka zapytała mnie na osobności:

– Czy wszystko w porządku w domu?

Chciałam krzyczeć: „Nie! Nic nie jest w porządku!” Ale tylko skinęłam głową.

Pewnej nocy nie mogłam zasnąć. Wstałam i wyszłam na balkon. Patrzyłam na rozświetlone okna sąsiadów i zastanawiałam się, czy gdziekolwiek indziej dzieci czują się tak samo niewidzialne jak ja.

Następnego dnia postanowiłam napisać list do mamy:

„Mamo,
Nie chcę być czarną owcą tej rodziny. Chcę tylko czuć się kochana i ważna. Wiem, że masz dużo obowiązków i że Hania i Zosia są małe, ale ja też jestem twoją córką. Potrzebuję cię tak samo jak one.”

Położyłam list na jej poduszce i poszłam spać.

Rano mama przyszła do mnie ze łzami w oczach. Przytuliła mnie mocno i długo płakałyśmy razem.

Od tamtej pory powoli zaczęło się zmieniać. Nie było łatwo – bliźniaczki nadal bywały zazdrosne, a ja czasem czułam się winna za swoje uczucia. Ale przynajmniej już nie byłam niewidzialna.

Czasem zastanawiam się: czy naprawdę trzeba aż takiego wybuchu, żeby rodzina zobaczyła nasze emocje? Czy to źle chcieć być zauważoną i kochaną? Może ktoś z was też czuje się czasem czarną owcą…