Moja szwagierka obwinia mnie o głód swojej córki – a cała rodzina się rozpada

– To przez ciebie Zosia chodzi głodna! – krzyknęła Aneta do słuchawki, a ja poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. Stałam w kuchni, trzymając w ręku nóż do chleba, a kromka, którą właśnie smarowałam masłem dla mojego syna, nagle wydała mi się czymś obrzydliwym.

– O czym ty mówisz? – wyszeptałam, czując, jak łzy napływają mi do oczu.

– Dobrze wiesz! Gdybyś nie rozpowiadała wszystkim o tym, co się stało, Tomek by mnie nie zostawił! Teraz nie mam pieniędzy, a Zosia nie ma co jeść! – jej głos był pełen żalu i oskarżenia.

Zamknęłam oczy. Przed oczami stanęła mi scena sprzed kilku miesięcy: Aneta, moja szwagierka, siedzi na naszym balkonie z papierosem w ręku i płacze. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że jej małżeństwo z Tomkiem to tylko fasada. Że Zosia, ich ukochana córeczka, nie jest dzieckiem Tomka. Że Aneta zdradziła go z kolegą z pracy i zaszła w ciążę. Wszystko wyszło na jaw przypadkiem – testy DNA po chorobie Zosi. A potem już tylko lawina: kłótnie, płacz, wyprowadzka Tomka.

Mój mąż, Paweł, od tamtej pory chodził jak cień. To jego siostra. Próbował ją wspierać, ale był rozdarty – z jednej strony lojalność wobec rodziny, z drugiej gniew na Anetę za to, co zrobiła. Ja byłam tą „obcą”, która zawsze starała się łagodzić konflikty. Ale teraz to ja stałam się wrogiem numer jeden.

– Aneta, ja nikomu nic nie mówiłam! – próbowałam się bronić. – To Tomek sam powiedział rodzinie.

– Ale ty wiedziałaś! Powinnaś była mnie ostrzec! Pomóc mi! A teraz wszyscy się ode mnie odwrócili! Nawet Paweł!

Usiadłam na krześle i schowałam twarz w dłoniach. Słyszałam za drzwiami kroki mojego syna, który cicho zapytał:

– Mamo, czemu płaczesz?

Nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam, co powiedzieć dziecku. Jak wytłumaczyć mu, że czasem dorośli robią rzeczy tak głupie i bolesne, że nie da się ich naprawić?

Wieczorem Paweł wrócił z pracy. Był zmęczony i rozdrażniony. Ledwo przekroczył próg, już zaczął:

– Dzwoniła Aneta? Znowu?

Pokiwałam głową.

– Mówiła coś o Zosi… Że nie ma co jeść.

Paweł westchnął ciężko.

– Wiem… Mama też dzwoniła. Że powinniśmy pomóc Anecie. Ale jak? Ona sama sobie to zrobiła! A teraz wszyscy mają pretensje do nas!

Widziałam w jego oczach ból i bezsilność. Chciałam go przytulić, ale odsunął się.

– Może powinniśmy jej pomóc? – zaproponowałam cicho. – Chociaż Zosi…

Paweł spojrzał na mnie z wyrzutem.

– A co z nami? Ty też masz już dosyć tej sytuacji! Ja nie chcę być odpowiedzialny za błędy Anety!

Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta jak struna. Każdy telefon od Anety wywoływał kłótnie. Nasz syn zaczął się jąkać ze stresu. Ja przestałam spać po nocach.

W końcu zebrałam się na odwagę i pojechałam do Anety. Mieszkała w małym mieszkaniu na obrzeżach miasta. Drzwi otworzyła mi blada i zapuchnięta od płaczu.

– Czego chcesz? – zapytała bez cienia uprzejmości.

– Przyniosłam trochę jedzenia… dla Zosi – powiedziałam cicho.

Spojrzała na mnie z nienawiścią.

– Myślisz, że to wszystko załatwi? Że jak dasz mi makaron i mleko, to będę ci wdzięczna?

Zosia wybiegła z pokoju i rzuciła mi się na szyję.

– Ciociu! – krzyknęła radośnie.

Poczułam łzy pod powiekami. Przytuliłam ją mocno.

Aneta patrzyła na nas przez chwilę, potem odwróciła się i weszła do kuchni.

Usiadłyśmy przy stole. Próbowałam rozmawiać spokojnie:

– Aneta… Wiem, że jest ci ciężko. Ale musisz coś zrobić. Znaleźć pracę…

– Łatwo ci mówić! Masz męża, dom! Ja mam tylko siebie i Zosię!

– Ale to nie znaczy, że możesz obwiniać wszystkich wokół…

Aneta wybuchła płaczem.

– Ja już nie mam siły… Wszystko straciłam…

Siedziałyśmy tak długo w milczeniu. W końcu wyszłam, zostawiając zakupy na stole.

Wróciłam do domu wykończona psychicznie. Paweł siedział w salonie i patrzył w ścianę.

– I co? – zapytał bez emocji.

– Ona naprawdę sobie nie radzi… Ale nie możemy jej całkiem zostawić…

Paweł pokręcił głową.

– A kto nam pomoże? Kiedy to wszystko się skończy?

Nie miałam odpowiedzi.

Od tamtej pory pomagamy Anecie tyle, ile możemy – głównie dla Zosi. Ale relacje są napięte jak nigdy wcześniej. W rodzinie narasta żal i wzajemne pretensje. Każdy czuje się ofiarą tej sytuacji.

Czasem zastanawiam się: czy naprawdę jesteśmy odpowiedzialni za błędy innych? Gdzie kończy się współczucie, a zaczyna wykorzystywanie? Czy można jeszcze odbudować rodzinę po takim dramacie?