Moja sąsiadka oskarżyła mnie o zaniedbanie babci – czy naprawdę zawiodłam rodzinę?
– Pani Marto, musimy porozmawiać. – Głos pani Haliny, mojej sąsiadki z naprzeciwka, zabrzmiał przez drzwi z niepokojącą stanowczością. Otworzyłam, ścierając dłonie o fartuch. W środku czułam już znajome ukłucie niepokoju.
– Tak? – zapytałam, próbując się uśmiechnąć, choć wiedziałam, że nie będzie to zwykła rozmowa o pogodzie.
– Proszę się nie obrażać, ale… ja widzę, co się dzieje z pani babcią. Ona coraz częściej chodzi sama po klatce, czasem nawet boso. Wczoraj płakała pod moimi drzwiami. To nie jest normalne. – Pani Halina patrzyła na mnie z troską, ale i z czymś na kształt oskarżenia.
Zamurowało mnie. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie słowa. Babcia Zosia od dwóch lat choruje na Alzheimera. Odkąd mama wyjechała do pracy do Niemiec, a tata odszedł do innej kobiety, wszystko spadło na mnie. Mam 27 lat, pracuję na pół etatu w bibliotece i studiuję zaocznie pedagogikę. Opieka nad babcią to codzienna walka – z jej lękami, zapominaniem, czasem agresją. I z własnym zmęczeniem.
– Staram się… – wyszeptałam, czując jak łzy napływają mi do oczu. – Naprawdę się staram.
Pani Halina westchnęła ciężko. – Wiem, że to trudne. Ale może powinna pani pomyśleć o domu opieki? Albo poprosić rodzinę o pomoc?
Zatrzasnęłam drzwi i osunęłam się na podłogę. Przez chwilę tylko słyszałam własny oddech i cichy szloch babci z pokoju obok. „Dom opieki” – te słowa dźwięczały mi w głowie jak wyrok. Przecież obiecałam mamie, że się nią zaopiekuję. Że nie pozwolę jej odejść w samotności.
Wieczorem zadzwoniłam do mamy.
– Mamo, pani Halina mówi, że zaniedbuję babcię…
– Nie przejmuj się nią – przerwała mi mama zmęczonym głosem. – Ludzie zawsze gadają. Ty robisz wszystko, co możesz.
Ale czy naprawdę robiłam wszystko? Ostatnio coraz częściej traciłam cierpliwość. Kiedy babcia po raz kolejny pytała mnie, gdzie jest jej mąż (zmarł dziesięć lat temu), krzyczałam na nią, zamiast przytulić. Czasem zamykałam się w łazience i płakałam z bezsilności.
Następnego dnia rano znalazłam babcię w kuchni. Stała przy oknie w samej koszuli nocnej, patrząc w dal.
– Zosiu, chodź do łóżka – powiedziałam łagodnie.
– A gdzie jest mama? – zapytała cicho.
– Jestem tutaj – odpowiedziałam, choć wiedziałam, że dla niej jestem tylko obcą osobą.
Tego dnia postanowiłam poprosić o pomoc ciocię Basię. Zadzwoniłam do niej z drżącym głosem.
– Basia, ja już nie daję rady…
– Marto, przecież wiedziałaś, na co się piszesz! – usłyszałam zirytowany ton. – Ja mam swoje życie, dzieci… Nie mogę ci pomóc.
Poczułam się jeszcze bardziej samotna. Nawet mój chłopak Piotrek coraz rzadziej do mnie zaglądał. „Nie chcę patrzeć na to wszystko” – powiedział ostatnio i wyszedł trzaskając drzwiami.
Wieczorem usiadłam przy łóżku babci i trzymając ją za rękę, zaczęłam płakać.
– Przepraszam cię, babciu… Może powinnam zrobić więcej…
Babcia spojrzała na mnie nieobecnym wzrokiem i pogłaskała po głowie.
– Nie płacz dziecko…
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się myśli: czy jestem złą wnuczką? Czy powinnam oddać babcię do domu opieki? Czy to byłoby zdradą?
Następnego dnia spotkałam panią Halinę na schodach.
– Przepraszam za wczoraj – powiedziała cicho. – Może mogę jakoś pomóc?
Spojrzałam na nią z wdzięcznością i rozpaczą jednocześnie.
– Chyba po prostu potrzebuję kogoś, kto mnie wysłucha…
Usiadłyśmy razem na ławce przed blokiem i pierwszy raz od dawna poczułam ulgę. Opowiedziałam jej o wszystkim: o strachu przed przyszłością, o poczuciu winy i o tym, jak bardzo kocham babcię mimo jej choroby.
Pani Halina pokiwała głową.
– To nie jest twoja wina. Ale musisz też zadbać o siebie.
Od tamtej pory pani Halina czasem wpada do nas na herbatę i pomaga mi przypilnować babcię. Nadal jest ciężko, ale już nie czuję się tak bardzo sama.
Czasem patrzę na babcię i zastanawiam się: czy naprawdę można być dobrą wnuczką w świecie, który nie zostawia miejsca na słabość? Czy inni też czują się tak bezradni jak ja?