Kiedy babcia dowiedziała się, że jej wnuk czeka na jej dom – historia, która rozdarła moją rodzinę
– Marta, nie rozumiesz, ja już nie mam siły! – głos mojej mamy drżał, kiedy trzaskała drzwiami kuchennymi. Stałam w korytarzu, ściskając w ręku kubek z herbatą, a w powietrzu unosił się zapach świeżo upieczonego chleba i… czegoś jeszcze. Czegoś ciężkiego, co wisiało nad nami od tygodni.
To był ten dzień, kiedy wszystko się zaczęło. Babcia Zofia siedziała przy stole, patrząc przez okno na ogród, który sama sadziła przez lata. Jej dłonie były pomarszczone, ale wciąż silne. Mama krążyła wokół niej jak cień, a ja czułam się jak intruz we własnym domu.
– Mamo, przestań! – próbowałam ją uspokoić. – Przecież babcia nic złego nie zrobiła.
Mama spojrzała na mnie z wyrzutem. – Ty nic nie rozumiesz, Marto. Ty zawsze byłaś jej ulubienicą.
Nie wiedziałam wtedy jeszcze, o co tak naprawdę chodzi. Myślałam, że to kolejna sprzeczka o drobiazgi: o to, kto ma zrobić zakupy, kto powinien posprzątać po obiedzie. Ale tego wieczoru podsłuchałam rozmowę, która zmieniła wszystko.
Leżałam w swoim pokoju na piętrze, kiedy usłyszałam podniesione głosy z salonu. Zeszłam po cichu po schodach i stanęłam za drzwiami.
– Mamo, musisz w końcu zdecydować, co zrobisz z domem – mówiła mama do babci. – Nie możesz wiecznie odwlekać tej sprawy.
– To mój dom – odpowiedziała babcia spokojnie. – Jeszcze żyję.
– Ale przecież wiesz, że Tomek już czeka… On ma rodzinę, dzieci. Potrzebują miejsca.
Tomek. Mój młodszy brat. Zawsze był oczkiem w głowie mamy. Odkąd się ożenił i urodził mu się syn, mama nie mówiła o niczym innym jak o tym, że „Tomek powinien dostać dom po babci”.
Babcia milczała przez chwilę. – A Marta? Ona też jest moją wnuczką.
– Marta sobie poradzi. Zawsze była samodzielna. Tomek ma gorzej.
Poczułam, jak coś ściska mnie w gardle. Czy naprawdę byłam dla nich tylko tą „samodzielną”, której można nic nie dać? Czy naprawdę Tomek już czekał na śmierć babci?
Wróciłam do swojego pokoju i długo nie mogłam zasnąć. Następnego dnia próbowałam porozmawiać z mamą.
– Mamo, czy to prawda? Czy naprawdę chcesz oddać dom Tomkowi?
Mama spojrzała na mnie chłodno. – To nie twoja sprawa, Marto. Ty masz swoje życie w Warszawie. Tomek został tutaj.
– Ale to też mój dom! Tu się wychowałam!
– Przestań dramatyzować.
Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Zawsze myślałam, że rodzina jest najważniejsza. Że dom babci to nasze wspólne miejsce. Tymczasem okazało się, że jestem tylko przeszkodą w planach mamy i Tomka.
Przez kolejne tygodnie atmosfera w domu była coraz gorsza. Babcia coraz częściej zamykała się w swoim pokoju, a mama chodziła naburmuszona i rzucała kąśliwe uwagi pod moim adresem.
Pewnego dnia Tomek przyjechał z żoną i synkiem. Wszyscy usiedliśmy do obiadu, ale rozmowa była sztywna i pełna niedopowiedzeń.
– Babciu – odezwał się Tomek nagle – my z Kasią zastanawialiśmy się… Może byśmy tu zamieszkali? Pomagalibyśmy ci we wszystkim.
Babcia spojrzała na niego smutno. – A Marta?
Tomek wzruszył ramionami. – Marta przecież mieszka w Warszawie. Ma swoje życie.
Poczułam łzy napływające do oczu. Wstałam od stołu i wybiegłam do ogrodu. Siedziałam na ławce pod jabłonią i płakałam jak dziecko.
Po chwili przyszła do mnie babcia. Usiadła obok i pogładziła mnie po włosach.
– Wiem, co czujesz, Marto – powiedziała cicho. – Ale pamiętaj: dom to nie tylko mury. To ludzie.
– Ale ja nie chcę go stracić! – szlochałam.
Babcia westchnęła ciężko. – Ja też nie chcę stracić was wszystkich przez ten dom.
Następnego dnia babcia zachorowała. Trafiła do szpitala z zapaleniem płuc. Mama obwiniała mnie o wszystko: że ją zdenerwowałam, że nie pomagam wystarczająco w domu.
Tomek przyjeżdżał codziennie do szpitala i rozmawiał z lekarzami. Ja siedziałam przy łóżku babci i trzymałam ją za rękę.
– Marto… – wyszeptała pewnego dnia – obiecaj mi jedno: nie pozwól, żeby dom was poróżnił na zawsze.
Obiecałam jej to ze łzami w oczach.
Babcia wróciła do domu po dwóch tygodniach. Była słaba, ale uparcie powtarzała, że chce być u siebie.
Pewnego wieczoru zebrała nas wszystkich w salonie.
– Chcę wam coś powiedzieć – zaczęła powoli. – Dom zostanie sprzedany po mojej śmierci, a pieniądze podzielone równo między Martę i Tomka.
Mama wybuchła płaczem. Tomek zacisnął pięści ze złością.
– To niesprawiedliwe! – krzyknął. – Przecież ja tu zostanę!
Babcia spojrzała na niego surowo. – Nikt nie powinien czekać na czyjąś śmierć dla własnej wygody.
Po tej rozmowie nic już nie było takie samo. Mama przestała się do mnie odzywać na kilka miesięcy. Tomek wyprowadził się do teściów i zerwał ze mną kontakt.
Czasem patrzę na zdjęcia z dzieciństwa i zastanawiam się: czy warto było tak walczyć o dom? Czy rodzina może się jeszcze posklejać po takiej zdradzie?
Może ktoś z was miał podobne doświadczenia? Czy można wybaczyć bliskim taką chciwość?