Drzwi otworzyły się, ciężka torba wpadła do środka, a z pokoju rozległ się głos. Życie na krawędzi wytrzymałości – historia Magdy i jej rodziny
Drzwi otworzyły się z trzaskiem, a ciężka torba z zakupami wpadła do przedpokoju, rozlewając po podłodze kilka jabłek. Z pokoju rozległ się głos: – Magda! Ile można czekać na ten obiad? Głodny jestem jak wilk! – Piotr nawet nie oderwał wzroku od telewizora.
Zamarłam na chwilę w progu. Palce bolały mnie od plastikowych uchwytów, a w głowie dudniło mi od hałasu miasta i własnych myśli. Przez chwilę miałam ochotę rzucić wszystkim i wyjść, ale wiedziałam, że nie mogę. W kuchni czekała sterta naczyń, w łazience pranie, a w pokoju dziesięcioletnia córka Zosia próbowała odrabiać lekcje przy dźwiękach meczu.
– Tato, możesz ściszyć? – zapytała cicho Zosia.
– Daj spokój, dziecko! Zaraz końcówka! – odburknął Piotr.
Zebrałam jabłka z podłogi i weszłam do kuchni. Zanim zaczęłam rozpakowywać zakupy, usłyszałam znajome pukanie do drzwi. To była moja teściowa, pani Halina – kobieta o stalowym spojrzeniu i języku ostrym jak brzytwa.
– Magda, znowu późno wracasz? Dziecko głodne, mąż głodny… Ty chyba nie umiesz sobie życia zorganizować – powiedziała na powitanie, nawet nie zdejmując płaszcza.
Zacisnęłam zęby. – Byłam w pracy, potem po zakupy…
– Praca pracą, ale dom to twoje królestwo! – przerwała mi teściowa i ruszyła do pokoju, żeby „pomóc” Zosi z lekcjami. Wiedziałam, jak to się skończy: Zosia będzie płakać nad zadaniem z matematyki, Piotr będzie narzekał na zimny obiad, a ja… ja będę próbowała nie wybuchnąć.
W kuchni rozpakowywałam zakupy z coraz większą frustracją. Każdy dźwięk – szuranie krzesła, stukot talerza – był jak uderzenie młotkiem w głowę. W końcu nie wytrzymałam:
– Piotrze! Może byś chociaż raz pomógł mi z zakupami albo posprzątał po sobie? – krzyknęłam przez ścianę.
Odpowiedziała mi cisza. Po chwili Piotr pojawił się w drzwiach kuchni.
– Ty chyba żartujesz? Pracuję cały dzień! – rzucił.
– Pracujesz? Siedziałeś dziś w domu! Ja wróciłam po ośmiu godzinach na kasie i jeszcze muszę wszystko ogarnąć!
Piotr wzruszył ramionami i wrócił do telewizora. Teściowa spojrzała na mnie z pogardą:
– Mężczyzna musi odpocząć. Ty jesteś kobietą, twoja rola to dom.
Chciało mi się płakać. Ale nie mogłam sobie na to pozwolić – nie przy niej.
Wieczorem Zosia przyszła do mnie do kuchni.
– Mamo… dlaczego tata nigdy nie pomaga? Dlaczego babcia zawsze mówi, że wszystko jest twoją winą?
Przytuliłam ją mocno.
– Kochanie… czasem dorośli są niesprawiedliwi. Ale pamiętaj: to nie twoja wina.
Zosia spojrzała na mnie poważnie:
– Chciałabym mieć taką rodzinę jak Ola z klasy. Tam tata gotuje obiady i sprząta…
Zabolało mnie to bardziej niż wszystkie słowa teściowej razem wzięte.
Następnego dnia sytuacja się powtórzyła. Piotr spał do południa, potem narzekał na hałas remontu u sąsiadów i zamknął się w łazience z telefonem. Teściowa przyszła „na kawę”, ale tak naprawdę przyszła kontrolować, czy dobrze wyprasowałam koszule syna.
W pracy koleżanka zapytała mnie:
– Magda, czemu jesteś taka przygaszona?
Nie odpowiedziałam. Bałam się przyznać nawet przed sobą, że jestem nieszczęśliwa.
Wieczorem Piotr wrócił do domu podenerwowany. Rzucił kluczami o stół.
– Dostałem wypowiedzenie! – krzyknął.
Zamarłam.
– I co teraz? – zapytałam cicho.
– Ty zarabiasz grosze! Jak my przeżyjemy?!
Teściowa natychmiast się wtrąciła:
– Mówiłam ci, Magda! Kobieta powinna mieć oszczędności! A ty tylko wydajesz!
Poczułam się jak worek treningowy. Każde słowo bolało coraz bardziej.
Przez kolejne tygodnie Piotr coraz częściej wychodził „na piwo” z kolegami. Wracał późno, czasem czuć było od niego alkohol. Zosia zaczęła mieć problemy w szkole – nauczycielka wezwała mnie na rozmowę:
– Pani Magdo, Zosia jest smutna, zamknięta w sobie…
Wróciłam do domu i zobaczyłam Piotra śpiącego na kanapie. Obok leżały puste puszki po piwie.
– Tak dalej być nie może – pomyślałam pierwszy raz od lat.
Wieczorem spróbowałam porozmawiać z Piotrem:
– Musimy coś zmienić. Zosia cierpi przez nasze kłótnie…
Piotr spojrzał na mnie nieprzytomnym wzrokiem:
– To ty ciągle marudzisz! Może znajdź sobie innego męża!
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. W głowie miałam tysiące myśli: czy to ja zawiniłam? Czy mogłam zrobić coś inaczej?
Kilka dni później zadzwoniła do mnie moja siostra Anka:
– Magda… widziałam Piotra z jakąś kobietą pod galerią…
Serce mi stanęło.
– Jesteś pewna?
– Tak… trzymali się za ręce.
Nie spałam całą noc. Rano spojrzałam na śpiącą Zosię i podjęłam decyzję: muszę zawalczyć o siebie i córkę.
Po pracy poprosiłam Piotra o rozmowę.
– Wiem o wszystkim – powiedziałam spokojnie.
Piotr pobladł.
– To nie tak…
– Nie chcę słuchać wymówek. Albo idziemy razem na terapię i próbujemy naprawić nasze życie, albo odchodzę.
Piotr milczał długo. W końcu powiedział:
– Daj mi czas…
Dałam mu czas. Ale przez kolejne tygodnie nic się nie zmieniło. Piotr coraz częściej znikał z domu, teściowa coraz bardziej mnie poniżała, a Zosia zamykała się w swoim świecie.
Pewnego dnia wróciłam wcześniej z pracy i zobaczyłam Piotra całującego tamtą kobietę na klatce schodowej.
Wtedy coś we mnie pękło.
Spakowałam siebie i Zosię do jednej walizki i pojechałyśmy do Anki na drugi koniec Warszawy. Tej nocy pierwszy raz od lat spałam spokojnie.
Dziś mija rok od tamtego dnia. Wynajmuję małe mieszkanie na Targówku, pracuję dalej na kasie, ale wieczorami chodzę na kurs księgowości. Zosia znów się uśmiecha. Czasem jest ciężko – brakuje pieniędzy, tęsknię za tym, co było dobre w moim małżeństwie… Ale wiem jedno: już nigdy nie pozwolę nikomu sobą pomiatać.
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: ile jeszcze kobiet tkwi w takich historiach jak moja? Czy naprawdę trzeba upaść na samo dno, żeby znaleźć w sobie siłę do zmian?