Cud czy przekleństwo? Historia, która podzieliła moją rodzinę
– Nie wracaj dziś do domu – usłyszałam w słuchawce głos mojej matki, drżący i obcy. Stałam na przystanku tramwajowym, zmarznięta, z siatką zakupów i głową pełną myśli o jutrzejszym egzaminie. – Mamo, co się stało? – zapytałam, czując jak serce zaczyna mi walić. – Po prostu… nie wracaj. Daj mi czas.
To był początek końca mojego dzieciństwa. Nazywam się Agnieszka Sokołowska i do tamtego dnia myślałam, że jestem zwyczajną dziewczyną z warszawskiej Pragi. Miałam 21 lat, studiowałam polonistykę, dorabiałam w kawiarni i marzyłam o spokojnym życiu. Ale tego wieczoru wszystko się zmieniło.
Zadzwoniłam do starszego brata, Pawła. – Co się dzieje w domu? – spytałam, ledwo powstrzymując łzy. – Lepiej nie pytaj. Mama pokłóciła się z tatą. Strasznie… Chyba chodzi o ciebie. – O mnie? – powtórzyłam bez tchu. – Tak. Ale nie przez telefon. Przyjedź do mnie na Ochotę.
Wsiadłam do tramwaju jak w transie. W głowie miałam mętlik: czy coś przeskrobałam? Czy ktoś mnie o coś oskarżył? Paweł czekał na mnie pod blokiem, blady jak ściana. – Chodź – powiedział tylko i zaprowadził mnie do swojego mieszkania.
Usiedliśmy w kuchni. Paweł nalał mi herbaty, a potem długo milczał. W końcu wyjąkał: – Mama powiedziała tacie, że… że nie jesteś jego córką.
Zamarłam. – Co ty mówisz? – wyszeptałam. – Podsłuchałem ich kłótnię. Mama krzyczała, że przez całe życie żyła w kłamstwie i już nie może dłużej udawać. Że twój ojciec… to nie tata.
Poczułam się jakby ktoś wyrwał mi grunt spod nóg. Przez chwilę miałam nadzieję, że to jakiś chory żart, ale Paweł patrzył na mnie ze łzami w oczach.
– Musisz z nią porozmawiać – powiedział cicho.
Następnego dnia wróciłam do rodzinnego mieszkania na Grochowie. Mama siedziała przy stole, blada i zapuchnięta od płaczu. Tata zamknął się w sypialni i nie chciał ze mną rozmawiać.
– To prawda? – zapytałam matkę drżącym głosem.
– Tak… Przepraszam cię, Agnieszko. Byłam młoda, głupia… Twój ojciec był wtedy za granicą, a ja… Poznałam kogoś na weselu kuzynki. To był tylko jeden raz… Ale potem wrócił twój tata i postanowiliśmy wychować cię razem.
– Kim on był? – zapytałam przez łzy.
– Nazywał się Andrzej Kaczmarek. Zginął w wypadku rok po twoich narodzinach.
Nie mogłam tego pojąć. Całe życie byłam przekonana, że jestem córką Stanisława Sokołowskiego, mojego taty – tego samego, który nauczył mnie jeździć na rowerze i chodził ze mną na mecze Legii.
W domu zapanowała cisza grobowa. Tata przestał się do mnie odzywać. Przechodził obok mnie jak obok powietrza. Mama zamknęła się w sobie, a Paweł próbował być mediatorem, ale sam nie wiedział jak się zachować.
Najgorsze były święta Bożego Narodzenia. Siedzieliśmy przy stole jak obcy ludzie. Tata nawet nie spojrzał w moją stronę podczas dzielenia się opłatkiem.
– Przepraszam cię za wszystko – szepnęła mama, gdy zostałyśmy same przy zmywaniu naczyń.
– Nie wiem czy potrafię ci wybaczyć – odpowiedziałam szczerze.
Przez kolejne miesiące żyłam jak w zawieszeniu. Na uczelni udawałam, że wszystko jest w porządku, ale w środku czułam się pusta i zdradzona. Zaczęły się plotki w rodzinie – ciotka Halina zadzwoniła do mamy z pretensjami: – Jak mogłaś tyle lat ukrywać taki sekret?!
Babcia ze strony taty przestała do mnie dzwonić. Nawet kuzynka Magda zaczęła mnie unikać na Messengerze.
Wtedy pojawił się Michał – chłopak z mojej pracy w kawiarni. Zauważył, że jestem przygaszona i pewnego dnia po zamknięciu lokalu zapytał:
– Coś się stało?
Nie wytrzymałam i wybuchłam płaczem.
– Moja rodzina się rozpadła… Tata nie chce mnie znać…
Michał objął mnie ramieniem i powiedział: – Rodzina to nie tylko krew. To ci, którzy cię kochają.
Jego słowa dały mi trochę otuchy, ale nie zmieniły faktu, że w domu byłam intruzem.
Pewnego wieczoru tata wrócił pijany do domu i wykrzyczał: – Nie jesteś moją córką! Nigdy nie byłaś!
Zamknęłam się w łazience i płakałam tak długo, aż zabrakło mi łez.
Zaczęłam coraz częściej nocować u Michała. Jego rodzice przyjęli mnie ciepło, choć widziałam w oczach jego mamy cień niepewności.
– Agnieszko, wiem co przeżywasz – powiedziała kiedyś pani Teresa. – Sama wychowywałam się bez ojca… Ale musisz walczyć o siebie.
Po pół roku postanowiłam wyprowadzić się z domu rodzinnego na dobre. Wynajęłam pokój na Mokotowie i zaczęłam nowe życie.
Mama dzwoniła codziennie, błagając o spotkanie:
– Proszę cię, córeczko… Nie chciałam cię skrzywdzić…
Ale ja nie potrafiłam jej wybaczyć.
Tata przestał odbierać moje telefony zupełnie.
Minęły dwa lata. Skończyłam studia z wyróżnieniem i dostałam pracę w wydawnictwie. Michał został moim narzeczonym. Powoli zaczynałam układać sobie życie na nowo.
Wtedy zadzwoniła mama Pawła:
– Tata jest w szpitalu… Zawał serca…
Pojechałam tam natychmiast. Stanisław leżał pod kroplówką, blady i słaby.
– Czego tu chcesz? – wyszeptał ledwo słyszalnie.
– Tato… Proszę cię…
Odwrócił wzrok do okna.
Wyszłam stamtąd roztrzęsiona. Michał czekał na mnie przed szpitalem:
– Musisz mu dać czas…
Ale czas nie leczy wszystkich ran.
Po kilku tygodniach tata zmarł. Na pogrzebie stałam z boku, czując na sobie spojrzenia rodziny. Nikt nie podszedł do mnie z kondolencjami poza Pawłem.
Po pogrzebie mama próbowała mnie objąć:
– Agnieszko…
Odsunęłam się od niej.
Dopiero po roku odważyłam się wrócić do rodzinnego mieszkania po swoje rzeczy. Mama siedziała przy stole z kubkiem herbaty i patrzyła na mnie zapuchniętymi oczami.
– Wiem, że nigdy mi nie wybaczysz… Ale chcę żebyś wiedziała jedno: kochałam cię zawsze tak samo mocno jak Pawła.
Nie odpowiedziałam jej nic.
Dziś mam własną rodzinę – Michał jest moim mężem, mamy córeczkę Zosię i synka Franka. Staram się być dla nich najlepszą matką na świecie.
Ale czasem budzę się w nocy i pytam siebie: czy szczęście zawsze musi mieć swoją cenę? Czy można naprawdę wybaczyć zdradę najbliższych?
A wy? Czy potrafilibyście wybaczyć taką tajemnicę własnej matce?