Była teściowa żąda połowy pieniędzy ze sprzedaży mieszkania – co robić, gdy przeszłość nie daje spokoju?

– Nie rozumiem, dlaczego teraz, kiedy wreszcie zaczynam układać sobie życie, musisz mi to wszystko utrudniać! – krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. Stałam w kuchni mojego niewielkiego mieszkania na warszawskim Mokotowie, ściskając telefon tak mocno, że aż zbielały mi knykcie.

Po drugiej stronie słuchawki była pani Teresa, moja była teściowa. Głos miała zimny jak lód.

– Marto, nie zapominaj, że to mieszkanie kupiliście razem z Pawłem. Po rozwodzie powinnaś była mi oddać połowę pieniędzy. Teraz, kiedy sprzedajesz je i wychodzisz za mąż za tego… tego Piotra, należy mi się to, co moje.

Zamknęłam oczy. W głowie kłębiły mi się wspomnienia – ślub z Pawłem, narodziny naszej córki Oliwii, potem lata kłótni i w końcu rozwód. Mieszkanie rzeczywiście kupiliśmy razem, ale po rozwodzie Paweł zrzekł się swojej części na moją rzecz. Teresa nigdy nie pogodziła się z naszym rozstaniem. Przez lata udawała, że mnie nie zna. A teraz…

– Pani Tereso, to nie jest już państwa sprawa. Paweł podpisał wszystkie dokumenty. Mieszkanie jest moje – próbowałam mówić spokojnie.

– Paweł był głupi! – syknęła. – Ale ja nie pozwolę, żebyś tak po prostu wszystko sobie zabrała. To ja wam wtedy pożyczyłam pieniądze na wkład własny! Zapomniałaś?

Zamarłam. Rzeczywiście, Teresa pożyczyła nam wtedy 40 tysięcy złotych. Ale nigdy nie spisaliśmy żadnej umowy. Po rozwodzie oddałam jej połowę tej kwoty, resztę miał oddać Paweł. Czy oddał? Nie wiem.

Oparłam się o blat i spojrzałam na pierścionek zaręczynowy od Piotra. On był dla mnie nowym początkiem. Po latach samotności i walki o siebie w końcu poczułam się szczęśliwa. Ale przeszłość wracała jak bumerang.

Wieczorem opowiedziałam Piotrowi o rozmowie z Teresą.

– Kochanie, ona nie ma żadnych praw do tego mieszkania – powiedział stanowczo. – Ale jeśli będzie robić problemy…

– Boję się sądu – przerwałam mu. – Boję się, że Ola będzie musiała wybierać między mną a babcią.

Piotr przytulił mnie mocno.

– Najważniejsze jest twoje i Oliwii dobro. Nie możesz pozwolić, żeby ktoś szantażował cię przeszłością.

Ale łatwo powiedzieć…

Następnego dnia Teresa przyszła pod szkołę Oliwii. Czekała na mnie przy bramie.

– Marta, porozmawiajmy jak dorosłe kobiety – zaczęła spokojniej niż przez telefon. – Ja nie chcę cię skrzywdzić. Ale czuję się oszukana. To były moje oszczędności życia. Paweł nie ma grosza przy duszy, a ty… Ty zaczynasz nowe życie i zostawiasz mnie z niczym.

Patrzyłam na nią długo. Widziałam w jej oczach żal i rozgoryczenie. Przez chwilę poczułam nawet współczucie.

– Pani Tereso… Ja naprawdę nie chcę wojny. Ale nie mogę oddać pani połowy pieniędzy ze sprzedaży mieszkania. To byłoby niesprawiedliwe wobec Oliwii i mnie.

– A sprawiedliwe jest to, że ja zostałam sama? Że mój syn pije i nie odbiera ode mnie telefonu? – głos jej zadrżał.

Nie wiedziałam, co powiedzieć.

Wieczorem zadzwoniła do mnie mama.

– Martuś, nie możesz pozwolić, żeby ktoś cię szantażował emocjonalnie. Jeśli Teresa chce pieniędzy, niech idzie do sądu. Ty masz dokumenty.

Ale ja wiedziałam, że to nie takie proste. W Polsce rodzina to świętość. Każdy konflikt rozchodzi się echem po całej rodzinie, sąsiedzi plotkują, dzieci cierpią najbardziej.

Przez kolejne dni Teresa wysyłała mi SMS-y: „Nie będziesz szczęśliwa na cudzym nieszczęściu”, „Ola powinna wiedzieć, jaka jest jej matka”.

Czułam się coraz gorzej. Zaczęłam mieć koszmary – śniło mi się, że Ola płacze i mówi: „Mamo, dlaczego babcia mnie nie kocha?”

W końcu zdecydowałam się na rozmowę z prawnikiem.

– Pani Marto – powiedziała mecenas Nowicka – jeśli nie ma żadnej umowy pożyczki ani wpisu w księdze wieczystej, pani była teściowa nie ma podstaw prawnych do żądania pieniędzy ze sprzedaży mieszkania.

Uspokoiło mnie to trochę, ale wciąż czułam ciężar na sercu.

W sobotę przyszła Ola do mnie z pytaniem:

– Mamo, dlaczego babcia mówi, że ją okradłaś?

Zamarłam.

– Kochanie… Dorośli czasem się kłócą o pieniądze. Ale pamiętaj – kocham cię najbardziej na świecie i zawsze będę cię chronić.

Ola przytuliła się do mnie mocno.

Wieczorem zadzwoniłam do Teresy.

– Pani Tereso… Proszę już więcej nie mieszać Oliwii w nasze sprawy. Jeśli chce pani rozmawiać o pieniądzach, proszę zrobić to przez mojego prawnika.

– Więc tak chcesz to załatwić? – zapytała lodowato. – Po sądach?

– Chcę tylko chronić moją córkę i siebie przed kolejnym cierpieniem.

Rozłączyłam się i długo płakałam.

Dziś siedzę przy oknie i patrzę na zachodzące słońce nad Warszawą. Zastanawiam się: czy można być szczęśliwym bez zamknięcia przeszłości? Czy rodzina zawsze musi być źródłem bólu? Może ktoś z was był w podobnej sytuacji? Jak poradziliście sobie z żądaniami bliskich i poczuciem winy?