Zdrada w cieniu rodzinnych tajemnic – historia Justyny z Poznania
Dziennik, 15 października. Pędziłam przez zatłoczone ulice Poznania, ściskając kierownicę tak mocno, że aż bolały mnie palce. Serce waliło mi z gniewu i bezsilności – sąsiedzi znowu skarżyli się na Marka, mojego szwagra, który od miesięcy zamienił mieszkanie po mojej babci w melinę. To miał być mój azyl, miejsce, gdzie mogłam się schować przed światem, a teraz stało się powodem wstydu i niekończących się kłótni z mężem.
Wbiegłam po schodach na trzecie piętro, czując, jak narasta we mnie złość. Drzwi były uchylone. W środku unosił się duszący zapach papierosów i taniego alkoholu. Marek siedział na kanapie, z głową w dłoniach. Obok niego leżały puste butelki i niedopałki. „Znowu to samo!” – krzyknęłam, nie kryjąc frustracji. „Ile razy mam ci powtarzać, że nie możesz tu urządzać imprez? To mieszkanie jest moje!”
Marek spojrzał na mnie przekrwionymi oczami. Przez chwilę milczał, jakby walczył ze sobą. W końcu westchnął ciężko i powiedział: „Justyna, musisz wiedzieć coś jeszcze. To nie tylko o mnie chodzi…” Zamarłam. „O czym ty mówisz?” – zapytałam ostrożnie.
„Twój mąż… Tomek… On cię zdradza. Od miesięcy. Wiem, bo widziałem go z tą kobietą. Przepraszam, że mówię ci to w taki sposób, ale nie mogę już patrzeć na to, jak się męczysz.”
Poczułam, jak świat usuwa mi się spod nóg. Przez chwilę miałam wrażenie, że zaraz zemdleję. „Kłamiesz” – wyszeptałam, ale w głębi duszy wiedziałam, że to prawda. Ostatnio Tomek był coraz bardziej nieobecny, wracał późno, unikał rozmów. Wszystko zaczęło układać się w całość.
Wyszłam z mieszkania jak automat. Na klatce schodowej spotkałam sąsiadkę, panią Halinę. „Wszystko w porządku, Justynko?” – zapytała z troską. Chciałam odpowiedzieć, ale głos uwiązł mi w gardle. Uciekłam wzrokiem i pobiegłam do samochodu.
Całą drogę do domu płakałam. W głowie kłębiły mi się myśli: Jak długo to trwa? Kim jest ta kobieta? Czy wszyscy wokół wiedzieli oprócz mnie? Zatrzymałam się na parkingu pod blokiem i przez chwilę siedziałam bez ruchu. W końcu wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Tomka.
– Cześć – odezwał się chłodno.
– Musimy porozmawiać – powiedziałam drżącym głosem.
– Teraz nie mogę, mam spotkanie.
– To ważne! – podniosłam głos.
– Justyna, proszę cię… Pogadamy wieczorem.
Rozłączył się. Poczułam narastającą wściekłość i bezradność. Wieczorem Tomek wrócił późno. Siedziałam w kuchni przy zgaszonym świetle, czekając na niego jak na wyrok.
– O co chodzi? – zapytał zniecierpliwiony, zdejmując kurtkę.
– Marek powiedział mi prawdę – zaczęłam cicho. – Wiem o wszystkim.
Tomek zamarł. Przez chwilę patrzył na mnie bez słowa, potem spuścił wzrok.
– To nie tak… – zaczął.
– To dokładnie tak! – przerwałam mu. – Zdradzasz mnie! Od miesięcy! Jak mogłeś?
Między nami zapadła cisza gęsta jak mgła nad Wartą. Tomek próbował się tłumaczyć: że to był błąd, że nie chciał mnie skrzywdzić, że sam nie wie, jak do tego doszło. Słuchałam go jak przez szybę – każde jego słowo bolało bardziej niż poprzednie.
– Kim ona jest? – zapytałam w końcu.
– Koleżanka z pracy… – odpowiedział cicho.
Poczułam się upokorzona i zdradzona przez najbliższą osobę. Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Tomek próbował naprawić sytuację: przynosił kwiaty, gotował kolacje, proponował wspólne wyjścia do kina czy teatru. Ale ja nie potrafiłam już mu zaufać.
W pracy byłam cieniem samej siebie. Koleżanki pytały, czy wszystko w porządku, ale nie miałam siły tłumaczyć im całej sytuacji. Wieczorami zamykałam się w łazience i płakałam do utraty tchu.
Najgorsze były rozmowy z rodziną Tomka. Jego matka udawała, że nic się nie stało, a ojciec unikał mnie wzrokiem podczas niedzielnych obiadów. Tylko Marek próbował mnie wspierać – dzwonił codziennie, pytał o samopoczucie, czasem przynosił mi świeże bułki z piekarni na rogu.
Pewnego dnia odwiedziła mnie moja mama.
– Justynko, musisz podjąć decyzję – powiedziała stanowczo. – Nie możesz żyć w takim zawieszeniu.
– Ale ja go kocham… – wyszeptałam bezradnie.
– Miłość to nie wszystko – odparła cicho i przytuliła mnie mocno.
Wieczorem usiadłam przy stole z Tomkiem.
– Musimy się rozstać – powiedziałam spokojnie.
On spuścił głowę i tylko skinął lekko głową.
Przez kolejne tygodnie uczyłam się żyć na nowo. Sprzedałam mieszkanie po babci i kupiłam małą kawalerkę na Jeżycach. Zaczęłam chodzić na jogę i spotykać się z przyjaciółkami częściej niż kiedykolwiek wcześniej. Powoli odzyskiwałam siebie.
Czasem mijam Tomka na ulicy albo widzę go przypadkiem w tramwaju numer 8. Zawsze wtedy czuję ukłucie żalu i tęsknoty za tym, co było kiedyś piękne i prawdziwe.
Czy można wybaczyć zdradę? Czy warto walczyć o coś, co już dawno się rozpadło? Może czasem trzeba pozwolić odejść nie tylko drugiej osobie, ale też własnym złudzeniom?