Zawsze będziesz przy mnie… Historia Kasi i Witka
— Czy zostaniesz ze mną na zawsze? — zapytałam cicho, ledwo słyszalnie, sama nie wiedząc, czy bardziej pytam jego, czy siebie. Syczenie mięsa na patelni zagłuszało moje myśli, a para unosząca się spod pokrywki szczypała mnie w oczy. W tej chwili usłyszałam za otwartym oknem warkot silnika i szelest opon na podjeździe. Witek wrócił, a ja nawet nie zdążyłam przygotować kolacji. Sprawdziłam jabłecznik w piekarniku, wyjęłam z lodówki warzywa i zaczęłam je myć, próbując opanować drżenie rąk.
— Kasieńko, jestem! — krzyknął Witek, wchodząc do kuchni z szerokim uśmiechem, jakby nic się nie stało. Jakby nie było tych wszystkich późnych powrotów, tych zapachów damskich perfum na jego koszuli, tych wiadomości w telefonie, które przypadkiem zobaczyłam. — Co tak pachnie? — zapytał, całując mnie w czoło. Odsunęłam się lekko, udając, że muszę sięgnąć po talerze.
— Mięso zaraz będzie gotowe. Usiądź, zaraz podam — odpowiedziałam chłodno. Witek spojrzał na mnie uważnie, jakby wyczuwał napięcie. Przez chwilę milczeliśmy, słyszałam tylko tykanie zegara i bulgotanie wody w czajniku.
— Wszystko w porządku? — zapytał w końcu.
Chciałam powiedzieć: „Nie! Nic nie jest w porządku! Boję się, że cię tracę!” Ale tylko skinęłam głową i uśmiechnęłam się blado.
Usiedliśmy do stołu. Witek opowiadał o pracy, o nowym projekcie, o tym, jak szef go pochwalił. Słuchałam jednym uchem, patrząc na jego dłonie — te same dłonie, które kiedyś trzymały mnie mocno podczas spacerów po Plantach w Krakowie. Teraz wydawały mi się obce.
— Kasiu, słuchasz mnie w ogóle? — przerwał nagle.
— Tak… Tak, przepraszam. Jestem trochę zmęczona — skłamałam.
Witek westchnął i odsunął talerz.
— Może powinniśmy gdzieś wyjechać? Odpocząć od wszystkiego? — zaproponował.
Zamiast odpowiedzieć, spojrzałam mu prosto w oczy. Widziałam w nich cień niepokoju. Czy on też się boi?
Po kolacji poszłam do łazienki. Zamknęłam drzwi i oparłam się o zimne kafelki. Wyjęłam telefon i jeszcze raz przeczytałam wiadomość: „Dziękuję za wczoraj… Było cudownie. K.” Serce ścisnęło mi się z bólu. Kim była ta K.? Koleżanką z pracy? Kimś więcej?
Wróciłam do kuchni. Witek stał przy oknie i patrzył na ogród.
— Musimy porozmawiać — powiedziałam stanowczo.
Odwrócił się powoli.
— O czym?
— O nas. O tym, co się dzieje między nami. Czuję, że coś ukrywasz.
Witek spuścił wzrok.
— Kasiu… To nie tak…
— Więc jak? — przerwałam mu drżącym głosem.
Przez chwilę milczał. Potem usiadł przy stole i ukrył twarz w dłoniach.
— Poznałem kogoś… Ale to nic nie znaczyło. Byłem głupi. To był tylko jeden raz…
Poczułam, jak świat mi się wali. Wszystko, co budowaliśmy przez te lata — dom, wspólne święta, plany na przyszłość — nagle straciło sens.
— Dlaczego? — wyszeptałam.
— Byłem zmęczony… Pracą, codziennością… Czułem się niewidzialny. Ona po prostu była… inna. Ale to ty jesteś moją rodziną. Kocham cię, Kasiu.
Łzy napłynęły mi do oczu. Chciałam krzyczeć, rzucać talerzami, ale tylko siedziałam w ciszy.
— Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć — powiedziałam po długiej chwili.
Witek podszedł do mnie i ukląkł przy moim krześle.
— Proszę cię… Daj mi szansę to naprawić. Zrobię wszystko.
Nie odpowiedziałam. Tego wieczoru spałam sama w pokoju gościnnym. Przez całą noc przewracałam się z boku na bok, słysząc ciche szlochy Witka zza ściany.
Następne dni były jak życie pod wodą — wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Unikaliśmy siebie nawzajem, rozmawialiśmy tylko o sprawach domowych: rachunki, zakupy, dzieci (na szczęście były u babci). Czułam pustkę i gniew, ale też… żal za tym wszystkim, co było dobre.
Pewnego wieczoru zadzwoniła moja mama.
— Kasiu, co się dzieje? Słyszę po głosie, że coś jest nie tak.
Nie wytrzymałam i rozpłakałam się do słuchawki.
— On mnie zdradził, mamo…
Mama milczała przez chwilę.
— Kochanie… Ludzie popełniają błędy. Najważniejsze to wiedzieć, czy chcesz walczyć o wasze małżeństwo. Czy on żałuje?
— Tak… Bardzo żałuje. Ale ja nie wiem, czy potrafię mu zaufać jeszcze raz.
Mama westchnęła ciężko.
— Zaufanie buduje się latami i traci w jednej chwili. Ale czasem warto spróbować jeszcze raz…
Po tej rozmowie długo siedziałam przy oknie i patrzyłam na ciemniejące niebo nad naszym ogrodem. Przypomniałam sobie nasze pierwsze spotkanie z Witkiem na rynku w Krakowie, jego nieporadne żarty i ciepłe oczy. Czy naprawdę wszystko można przekreślić jednym błędem?
Następnego dnia poprosiłam Witka o rozmowę.
— Chcę spróbować jeszcze raz — powiedziałam cicho. — Ale musisz mi pomóc odbudować zaufanie. Musisz być szczery… zawsze.
Witek przytulił mnie mocno i pierwszy raz od dawna poczułam jego ciepło bez lęku i żalu.
Minęły tygodnie. Było trudno — czasem miałam ochotę uciec albo wyrzucić go z domu. Ale rozmawialiśmy dużo: o naszych lękach, marzeniach i tym, co nas boli. Chodziliśmy razem na spacery po lesie pod Wieliczką, gotowaliśmy wspólnie obiady (teraz to on częściej stał przy patelni), zaczęliśmy chodzić na terapię dla par.
Nie wiem jeszcze, czy potrafię mu całkowicie wybaczyć. Ale wiem jedno: życie to nie bajka ani film romantyczny. To codzienna walka o siebie nawzajem — czasem brudna i bolesna.
Czy można być pewnym czyjejś obecności na zawsze? A może najważniejsze to codziennie wybierać siebie na nowo?