Za zamkniętymi drzwiami: Jak moja teściowa rozbiła naszą rodzinę
— Nie wierzę, że to znowu zrobiłaś! — krzyknął Gabriel, trzaskając drzwiami sypialni. Stałam w przedpokoju z kluczami w dłoni, a moje serce waliło jak oszalałe. Właśnie wróciliśmy z pracy i po raz kolejny zastałam w naszym mieszkaniu moją teściową, panią Halinę. Siedziała przy stole w kuchni, przeglądając nasze rachunki i notując coś w swoim zeszycie.
— Musiałam, Gabi. Ona nie może tu tak po prostu wchodzić, kiedy nas nie ma — wyszeptałam, czując łzy pod powiekami.
Gabriel spojrzał na mnie z wyrzutem. — To moja matka. Pomaga nam. Przesadzasz.
Ale ja wiedziałam, że nie przesadzam. Od początku naszego małżeństwa czułam się jak intruz we własnym domu. Pani Halina miała klucz do naszego mieszkania „na wszelki wypadek”. W praktyce oznaczało to, że pojawiała się bez zapowiedzi: czasem z zakupami, czasem z obiadem, a czasem tylko po to, żeby sprawdzić, czy dobrze posprzątałam.
Pamiętam pierwszy raz, kiedy przyszłam do domu i zobaczyłam ją w naszej sypialni, układającą moje ubrania. — Wiesz, Marto, powinnaś lepiej dbać o rzeczy Gabriela — powiedziała wtedy z uśmiechem.
Gabriel nigdy nie stanął po mojej stronie. — Mama chce dobrze — powtarzał. Ale ja czułam się coraz bardziej osaczona. Każda rozmowa kończyła się kłótnią. Każdy dzień był walką o odrobinę prywatności.
Najgorsze były święta. Pani Halina decydowała o wszystkim: co zjemy, gdzie usiądziemy, nawet jakie prezenty kupimy sobie nawzajem. Moja rodzina była zawsze na drugim planie. Kiedy próbowałam zaprosić moją mamę i tatę na Wigilię, usłyszałam: — Wiesz przecież, że u nas nie ma miejsca na takie eksperymenty.
Czułam się coraz bardziej samotna. Praca była moją ucieczką, ale nawet tam nie mogłam odpocząć — pani Halina dzwoniła kilka razy dziennie z pytaniami: „Co dziś gotujesz?”, „Czy Gabriel ma czyste koszule?”, „Czy nie zapomniałaś o jego lekach?”.
Pewnego dnia wróciłam wcześniej do domu i zobaczyłam ją przeszukującą nasze szafki kuchenne. — Szukam herbaty dla Gabriela — powiedziała bez cienia skruchy.
— Proszę wyjść — powiedziałam wtedy stanowczo. — To jest mój dom.
Spojrzała na mnie z pogardą. — Twój? Bez mojego syna nie miałabyś tu czego szukać.
Tego wieczoru powiedziałam Gabrielowi, że musimy wymienić zamki. Był wściekły. — Przesadzasz! — krzyczał. — Ona chce tylko pomóc!
Ale ja już nie mogłam dłużej żyć w ciągłym napięciu. Zmieniłam zamki następnego dnia. Kiedy pani Halina przyszła i nie mogła wejść, zadzwoniła do Gabriela z płaczem. On wybiegł z pracy i wrócił do domu jak burza.
— Co ty sobie wyobrażasz? To moja matka!
— A to jest mój dom! — odpowiedziałam drżącym głosem.
Od tego dnia wszystko się zmieniło. Gabriel zaczął wracać coraz później do domu. Czułam jego chłód i dystans. Pani Halina rozpowiadała rodzinie, że jestem niewdzięczna i leniwa. Moja własna matka próbowała mnie pocieszać przez telefon: — Może spróbuj z nią porozmawiać? Może ona się boi stracić syna?
Próbowałam. Zaprosiłam panią Halinę na kawę, chciałam jej wyjaśnić, jak się czuję. Siedziałyśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole.
— Chciałabym mieć trochę prywatności — zaczęłam nieśmiało.
— Prywatność? A kto ci ją dał? Ja całe życie poświęciłam dla Gabriela! Ty przyszłaś na gotowe!
Nie miałam już siły walczyć. Zaczęłam unikać domu, spotykać się z przyjaciółkami po pracy, wracać późno wieczorem. Gabriel coraz częściej nocował u matki.
Pewnej nocy usiadłam sama w pustym mieszkaniu i spojrzałam na zdjęcie ślubne stojące na komodzie. Uśmiechaliśmy się na nim oboje — wtedy jeszcze wierzyłam, że razem stworzymy rodzinę pełną miłości i wsparcia.
Teraz zostały mi tylko zamknięte drzwi i echo kłótni odbijające się od ścian.
Czasem zastanawiam się: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy gdybym była bardziej cierpliwa albo bardziej stanowcza, udałoby się uratować nasze małżeństwo? A może są sytuacje, w których po prostu nie da się wygrać?
Czy ktoś z was też czuł się kiedyś obcy we własnym domu? Jak poradzić sobie z kimś, kto nie zna granic?