Wyrzuciłam teściów i męża z domu. Nie żałuję ani chwili – oto dlaczego musiałam to zrobić
– Nie będziesz mi mówić, jak mam żyć w MOIM domu! – krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. Stałam na środku salonu, zaciśnięte pięści i drżący głos. Moja teściowa, pani Halina, patrzyła na mnie z pogardą, a jej mąż, pan Zbyszek, tylko wzruszył ramionami. Mój mąż, Tomek, stał obok nich – milczący, z opuszczoną głową.
To był kolejny wieczór pełen kłótni. Od trzech miesięcy mieszkali z nami – niby tymczasowo, bo ich dom w małej wsi pod Radomiem wymagał remontu po zalaniu. Ale remont się przeciągał, a oni coraz bardziej rozgaszczali się w naszym życiu. Na początku starałam się być wyrozumiała. Przecież to rodzina Tomka. Przecież są starsi, potrzebują pomocy. Ale z każdym dniem czułam się coraz bardziej jak intruz we własnym domu.
– Aniu, nie przesadzaj – odezwał się Tomek cicho. – Mama tylko chciała ci pomóc z obiadem…
– Pomóc?! – wybuchłam. – Ona wyrzuciła moje rzeczy z kuchni i powiedziała, że gotuję „za nowocześnie”, a jej żołądek tego nie zniesie! Znowu!
Teściowa przewróciła oczami.
– Dziecko, ty nawet rosołu nie umiesz ugotować jak należy. Co to za dom bez porządnego rosołu?
Zacisnęłam zęby. Ile razy można słyszeć te same przytyki? Ile razy można udawać, że nie boli? Że nie widzi się tych spojrzeń pełnych dezaprobaty? Że nie słyszy się szeptów za plecami?
Zaczęło się niewinnie. Najpierw drobne uwagi: „U nas w domu zawsze było inaczej”, „Tomek lubi inaczej”, „Może spróbujesz tak jak ja robię?”. Potem przyszły większe rzeczy: przestawianie mebli bez pytania, zmiana mojego planu dnia, krytyka mojej pracy (pracuję zdalnie jako graficzka – dla nich to „nieprawdziwa praca”).
Najgorsze było to, że Tomek nie stawał po mojej stronie. Zawsze tłumaczył rodziców: „Są starsi”, „Nie przywykli do miasta”, „Daj im czas”. Ale ile czasu można dawać?
Pewnego dnia wróciłam z zakupów i zobaczyłam, że moje rzeczy z łazienki leżą w reklamówce na korytarzu.
– Musieliśmy zrobić miejsce na nasze kosmetyki – powiedziała teściowa bez cienia skruchy.
– To jest mój dom! – wyszeptałam wtedy.
– Teraz nasz – poprawił mnie pan Zbyszek.
Tego wieczoru długo płakałam w sypialni. Tomek przyszedł późno.
– Aniu, nie przesadzaj…
– To ty nie widzisz, co się dzieje! – krzyknęłam. – Oni mnie wypychają z mojego życia!
– Przesadzasz…
Nie przesadzałam. Każdego dnia czułam się coraz bardziej niewidzialna. Przestałam zapraszać znajomych, bo bałam się kolejnych uwag teściowej. Przestałam gotować, bo i tak wszystko było „nie tak”. Przestałam śmiać się przy stole.
W pracy zaczęłam popełniać błędy. Szefowa zapytała mnie na Teamsie: „Co się dzieje?”. Skłamałam: „Nic takiego”.
Pewnego dnia zadzwoniła moja mama.
– Aniu, słyszałam od sąsiadki, że twoi teściowie mieszkają u was już długo…
– Tak, mamo.
– A ty? Jak się czujesz?
Zacisnęłam usta. Nie chciałam jej martwić. Ale głos mi drżał.
– Mamo… ja już nie wiem, kim jestem w tym domu.
Mama milczała chwilę.
– Czasem trzeba wybrać siebie, córeczko.
Tej nocy nie spałam. Wpatrywałam się w sufit i myślałam o tym wszystkim: o swoim życiu sprzed kilku miesięcy, o marzeniach, o tym jak bardzo chciałam mieć własny dom – miejsce pełne ciepła i bezpieczeństwa. Teraz czułam tylko zimno i strach.
Rano podjęłam decyzję.
Wieczorem zebrałam wszystkich w salonie.
– Musimy porozmawiać – powiedziałam stanowczo.
Teściowie spojrzeli na siebie z irytacją. Tomek usiadł na kanapie.
– To już trwa za długo – zaczęłam. – Potrzebuję swojego domu z powrotem. Musicie się wyprowadzić.
Cisza była ogłuszająca.
– Jak śmiesz?! – wybuchła teściowa. – Po tym wszystkim co dla was zrobiliśmy?!
– Halina… – próbował ją uspokoić pan Zbyszek.
Tomek patrzył na mnie jak na obcą osobę.
– Aniu… Oni nie mają dokąd pójść! Ich dom jeszcze nie jest gotowy!
– Pomogę wam znaleźć mieszkanie na wynajem. Zapłacę za pierwszy miesiąc. Ale ja już dłużej tak nie mogę.
Teściowa zaczęła płakać. Pan Zbyszek milczał. Tomek wstał i wyszedł trzaskając drzwiami.
Przez kolejne dni atmosfera była gęsta jak mgła nad Wisłą jesienią. Teściowie pakowali rzeczy w milczeniu. Tomek spał na kanapie.
W końcu nadszedł dzień wyprowadzki. Pomogłam im wynieść walizki do taksówki. Tomek spojrzał na mnie z wyrzutem.
– Wybierasz siebie ponad rodzinę?
Spojrzałam mu prosto w oczy.
– Wybieram szacunek do siebie. Jeśli tego nie rozumiesz…
Nie dokończyłam zdania. Odszedł razem z rodzicami.
Zostałam sama w pustym mieszkaniu. Przez chwilę czułam ulgę… a potem przyszła fala smutku i zwątpienia. Czy zrobiłam dobrze? Czy mogłam to rozegrać inaczej? Czy naprawdę musiałam wybierać między sobą a rodziną?
Minęły tygodnie. Tomek nie wrócił. Teściowie znaleźli mieszkanie w sąsiedniej dzielnicy. Ja powoli odzyskiwałam siebie: wróciły kolory do mojego życia, wróciły znajome smaki do kuchni, wróciły rozmowy ze znajomymi.
Czasem jednak siadam wieczorem przy oknie i pytam siebie: czy naprawdę musimy poświęcać własne szczęście dla innych? Czy odwaga to egoizm? A może czasem trzeba być egoistą, żeby przetrwać?