„Przepisz wszystko na mnie!” – Moja walka o dom, córkę i godność po zdradzie męża

– Przepisz wszystko na mnie! – Piotr krzyknął tak głośno, że aż podskoczyłam na kanapie. W jego oczach nie było już czułości, tylko zimna determinacja. Nasza córka, Ola, spała w swoim pokoju, a ja czułam, jakby cały świat nagle zawirował wokół mnie.

– Słucham? – wyszeptałam, próbując zapanować nad drżeniem głosu. – O czym ty mówisz?

– O domu, o mieszkaniu po twojej babci, o samochodzie. Wszystko jest na ciebie. To niesprawiedliwe. Przepisz to na mnie. – Jego ton był nieznoszący sprzeciwu.

Wiedziałam już wtedy o jego zdradzie. Znalazłam wiadomości w jego telefonie – „Kocham cię”, „Nie mogę się doczekać naszego spotkania”. Najpierw myślałam, że to pomyłka, potem przyszło przerażenie i wstyd. Ale teraz, kiedy stał przede mną i żądał wszystkiego, co miałam, poczułam coś jeszcze – gniew.

– Dlaczego miałabym to zrobić? – zapytałam cicho.

Piotr uśmiechnął się pogardliwie. – Bo inaczej nie zobaczysz Oli. I nie licz na wsparcie twojej matki. Już z nią rozmawiałem.

To był cios prosto w serce. Mama zawsze była moją opoką, ale od śmierci taty coraz bardziej zbliżała się do Piotra. Często powtarzała: „Piotr to porządny chłopak, nie znajdziesz lepszego”. Teraz wiedziałam, że już wybrała stronę.

Zadzwoniłam do Ani. Moja młodsza siostra zawsze była moją powierniczką, choć sama zmagała się z własnymi problemami – rozwód, samotne macierzyństwo. Gdy tylko usłyszała mój głos przez telefon, przyjechała natychmiast.

– Nie możesz mu tego oddać! – powiedziała stanowczo. – To twoje życie, twój dom! On cię zdradził!

Płakałam długo tej nocy. W głowie miałam słowa Piotra i matki: „Nie przesadzaj”, „Wszyscy mają problemy”, „Daj mu szansę”. Ale jak można dać szansę komuś, kto cię niszczy?

Następnego dnia mama przyszła do mnie sama.

– Dziecko, Piotr jest dobrym człowiekiem. Każdemu może się zdarzyć potknięcie. Nie rób sceny.

– Mamo, on mnie zdradził! – krzyknęłam przez łzy.

– A ty myślisz, że twój ojciec był święty? Życie to kompromisy.

Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Czy naprawdę każda kobieta w Polsce musi znosić upokorzenie dla „dobra rodziny”? Czy to jest nasza rola?

Przez kolejne tygodnie żyłam jak w koszmarze. Piotr groził mi sądem o opiekę nad Olą, mama przestała odbierać moje telefony. W pracy nie mogłam się skupić – szefowa patrzyła na mnie z politowaniem, koleżanki szeptały za plecami.

Tylko Ania była przy mnie. Przynosiła mi jedzenie, zajmowała się Olą, kiedy ja nie miałam siły wstać z łóżka.

– Musisz walczyć – powtarzała. – Jeśli teraz się poddasz, on cię zniszczy.

Zaczęłam szukać pomocy u prawnika. Okazało się, że Piotr nie ma żadnych praw do mojego majątku – wszystko odziedziczyłam po babci przed ślubem. Ale strach pozostał. Bałam się jego gniewu, bałam się samotności.

Pewnego wieczoru Ola przyszła do mnie z rysunkiem: „Mama i Ola w nowym domu”.

– Mamusiu, czy będziemy zawsze razem?

Zacisnęłam ją w ramionach i obiecałam sobie: nie pozwolę nikomu nas rozdzielić.

Rozprawa rozwodowa była jak scena z taniego dramatu: Piotr płakał przed sądem, mama zeznawała przeciwko mnie („Ola potrzebuje ojca!”), a ja czułam się jak oskarżona o własne życie.

Ale sędzia był sprawiedliwy. Przyznał mi opiekę nad Olą i nie zgodził się na żadne roszczenia Piotra wobec mojego majątku.

Po wszystkim wróciłam do pustego mieszkania. Ania czekała na mnie z herbatą.

– Przetrwałaś – powiedziała cicho.

Patrzyłam na nią długo. Przetrwałam. Ale za jaką cenę? Straciłam matkę, poczucie bezpieczeństwa i wiarę w ludzi.

Dziś próbuję budować wszystko od nowa. Z Olą uczymy się żyć bez strachu. Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy naprawdę każda Polka musi przechodzić przez taki koszmar? Czy nasze szczęście zawsze musi być okupione walką?

A wy? Czy też musieliście walczyć o siebie przeciwko tym, którzy powinni was kochać najbardziej?