„Nie spiesz się z małżeństwem, Lena!” – Ucieczka panny młodej spod kontroli cudzej rodziny

– Lena, popraw welon, bo ciocia Renata zaraz przyjdzie i znowu będzie narzekać – syknęła mama, nerwowo wygładzając fałdy mojej sukni. Stałam w bocznej zakrystii kościoła św. Anny w Krakowie, a serce waliło mi jak oszalałe. Zza drzwi dobiegały głosy gości, śmiechy i szuranie krzeseł. Wszystko było gotowe – tylko ja nie byłam.

– Mamo, ja nie wiem, czy chcę… – zaczęłam cicho, ale przerwała mi surowym spojrzeniem.

– Lena, nie rób sceny. Paweł to porządny chłopak, a jego rodzina… – urwała, bo do zakrystii weszła ciocia Renata z miną generała przed inspekcją.

– No i co tu się dzieje? Lena, dlaczego wyglądasz na taką bladą? – zapytała tonem, który nie znosił sprzeciwu.

Chciałam krzyknąć: „Bo duszę się w tej sukni! Bo nie chcę być częścią waszej rodziny na waszych zasadach!” Ale tylko zacisnęłam usta i spojrzałam w okno. Na zewnątrz padał drobny deszcz. Może to znak?

Od miesięcy czułam się coraz bardziej jak figurka przesuwana po szachownicy przez rodzinę Pawła. Ich dom był pełen zasad: „U nas kobieta gotuje”, „U nas dzieci są ochrzczone zaraz po urodzeniu”, „U nas nie rozmawia się o polityce przy stole”. Każda wizyta kończyła się moim milczeniem i ich uśmiechami pełnymi samozadowolenia.

Pamiętam pierwszy raz, gdy Paweł zaprosił mnie do siebie na Wigilię. Jego mama, pani Barbara, podała mi śledzia i powiedziała: – Lena, mam nadzieję, że umiesz robić pierogi. W naszej rodzinie to tradycja.

– Umiem – skłamałam, bo co miałam powiedzieć? Że w domu zawsze zamawialiśmy pizzę?

Potem były kolejne „testy”: czy umiem prasować koszule (nie umiałam), czy wiem, jak zrobić rosół (nie wiedziałam), czy planuję szybko dzieci (nie planowałam). Paweł patrzył na mnie z pobłażliwym uśmiechem. – Moja mama po prostu chce dobrze – powtarzał.

Ale ja czułam się coraz gorzej. Każda decyzja dotycząca ślubu była konsultowana z jego rodziną. Suknia? „Biała, długa, bez dekoltu” – zdecydowała pani Barbara. Menu? „Żadnych wegetariańskich fanaberii”. Lista gości? „Ciocia Jadzia musi być, choćby nie wiem co”.

Moja własna mama była zachwycona: – Lena, zobaczysz, będziesz miała wszystko podane na tacy! Paweł to złoty chłopak!

A ja? Każdego dnia budziłam się z ciężarem na piersi. Przestałam spotykać się z przyjaciółkami, bo każda rozmowa kończyła się pytaniem: „Jesteś szczęśliwa?”

Nie byłam.

Tydzień przed ślubem Paweł przyszedł do mnie z nową „propozycją” jego mamy:

– Lena, mama mówi, że powinniśmy zamieszkać u nich na początek. Wiesz, żeby było łatwiej finansowo.

– Paweł… Ja nie chcę mieszkać z twoją mamą. Chciałam zacząć coś własnego…

– Przesadzasz. Mama i tata są bardzo pomocni. Poza tym… ona już wybrała dla nas pokój.

Poczułam się jak dziecko bez prawa głosu. Chciałam mu powiedzieć, że nie jestem lalką do ustawiania na półce. Ale on już był przy drzwiach.

W noc przed ślubem nie spałam ani minuty. Wpatrywałam się w sufit i słuchałam deszczu bębniącego o parapet. Próbowałam sobie przypomnieć moment, kiedy ostatni raz czułam się szczęśliwa z Pawłem. Może wtedy, gdy jeszcze nie znałam jego rodziny?

Rano mama podała mi kawę i powiedziała: – Dziś twój wielki dzień! Uśmiechaj się do zdjęć!

A ja chciałam tylko uciec.

W zakrystii ciocia Renata poprawiała mi welon, a mama szeptała: – Nie zawiedź nas.

Nagle drzwi uchyliły się i wszedł Paweł. Był blady i spięty.

– Lena… wszystko w porządku?

Spojrzałam mu prosto w oczy. Widziałam w nich zmęczenie i strach. Może on też nie był pewien?

– Paweł… czy ty naprawdę tego chcesz? Czy chcesz życia według scenariusza twojej mamy?

Zamilkł. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w ciszy pełnej napięcia.

– Nie wiem… – wyszeptał w końcu.

To wystarczyło.

Wyszłam z zakrystii bocznymi drzwiami. Deszcz padał mocniej, ale nie czułam zimna. Szłam szybkim krokiem przez pusty plac przed kościołem, czując jak każda kropla zmywa ze mnie ciężar cudzych oczekiwań.

Nie wiem, co będzie dalej. Może wszyscy będą mnie obwiniać. Może stracę przyjaciół i rodzinę Pawła. Ale po raz pierwszy od miesięcy oddycham pełną piersią.

Czy naprawdę warto poświęcać siebie dla czyjegoś szczęścia? Czy ktoś z was też kiedyś musiał wybrać między sobą a oczekiwaniami innych?