Letnie plany teściowej, czyli jak jedno lato może zmienić wszystko
— Jak to „przywiozę Anię na całe lato”? — powtórzyłam głucho, wpatrując się w teściową, która właśnie zrzuciła tę bombę przy niedzielnym obiedzie. Bronisława, jak zwykle z miną nieznoszącą sprzeciwu, tylko wzruszyła ramionami i sięgnęła po kolejną porcję rosołu. — No przecież wy i tak siedzicie całe dnie w pracy, a ja mam czas. Na działce jej będzie lepiej niż w mieście. Zosia i Janek jadą ze mną na wieś do Katarzyny, a Ania zostaje tu. Proste.
W mojej głowie kłębiły się myśli. Przecież to nasza córka! Pięcioletnia Ania, nasz promyk słońca, która jeszcze nigdy nie spędzała tyle czasu bez nas. A Bronisława zdecydowała za nas — jakbyśmy byli tylko dodatkiem do jej planów. Spojrzałam na męża, Pawła, ale on spuścił wzrok, jakby nagle bardzo zainteresowały go ziemniaki na talerzu.
— Mamo, ale my nie rozmawialiśmy o tym… — zaczęłam ostrożnie.
— Nie przesadzaj, Marto. — Teściowa spojrzała na mnie z wyższością. — Przecież to dla was wygoda. Ty możesz popracować, Paweł też. A dziecko będzie miało świeże powietrze, ogród, truskawki z krzaka. Ja w jej wieku całe lato spędzałam na wsi i żyję.
Wiedziałam, że nie przekonam jej argumentami o potrzebie rozmowy, o tym, że Ania jest jeszcze mała, że może tęsknić. Bronisława zawsze wiedziała lepiej. Zawsze miała plan na wszystkich wokół.
Wieczorem, kiedy Ania już spała, usiadłam z Pawłem w kuchni. — Paweł, musimy coś z tym zrobić. Nie chcę oddawać Ani na całe lato. To nie fair wobec niej i wobec nas.
Paweł westchnął ciężko. — Wiesz, jaka jest mama. Jak się uprze… Poza tym ona naprawdę dobrze się nią zajmie. Może to nawet lepiej? Ty masz teraz ten projekt w pracy, ja też mam urwanie głowy…
Poczułam narastającą złość. — Czyli co? Oddajemy nasze dziecko, bo tak wygodniej? Bo twoja mama tak chce?
Paweł milczał. Wiedziałam, że nie chce konfliktu z matką. Ale ja nie mogłam tak po prostu się zgodzić.
Następnego dnia zadzwoniłam do mojej mamy. — Mamo, czy to normalne, że teściowa decyduje za nas o Ani? — zapytałam z rozpaczą w głosie.
— Kochanie, Bronisława zawsze była apodyktyczna. Ale to twoje dziecko. Musicie postawić granice — usłyszałam w słuchawce.
Łatwo powiedzieć. Ale jak postawić granice komuś, kto całe życie je przekraczał?
W pracy nie mogłam się skupić. Wciąż wracałam myślami do Ani. Wyobrażałam sobie ją bawiącą się sama na działce, podczas gdy Bronisława pieli grządki albo rozmawia z sąsiadkami. Czy Ania nie będzie się nudzić? Czy nie będzie tęsknić? Czy nie poczuje się odrzucona?
Tymczasem teściowa już zaczęła snuć plany. — Kupiłam Ani nowe kalosze i kapelusz przeciwsłoneczny! — pochwaliła się przez telefon. — Będzie pomagać mi przy pomidorach. Nauczy się czegoś pożytecznego.
Czułam się coraz bardziej bezsilna. Paweł unikał rozmów na ten temat. W domu atmosfera gęstniała z dnia na dzień.
W piątek wieczorem Bronisława przyszła do nas z walizką pełną dziecięcych ubrań i książek o ogrodnictwie dla dzieci. — Wszystko już gotowe! — oznajmiła z triumfem.
— Mamo, musimy porozmawiać — powiedziałam stanowczo.
— O czym tu rozmawiać? — zdziwiła się teściowa.
— O Ani. O tym, że to my jesteśmy jej rodzicami i chcemy sami decydować o tym, gdzie spędzi lato.
Bronisława spojrzała na mnie lodowato. — Myślisz, że nie wiem, co dla niej najlepsze? Ty tylko praca i praca! Dziecko potrzebuje prawdziwego dzieciństwa!
— Ale to my jesteśmy jej rodzicami! — podniosłam głos, czując jak łzy napływają mi do oczu.
Wtedy Paweł wstał od stołu. — Mamo, Marta ma rację. To nasza decyzja.
Bronisława zacisnęła usta i przez chwilę milczała. — Dobrze — powiedziała w końcu chłodno. — Skoro tak bardzo chcecie być rodzicami, to bądźcie nimi na całego. Ale nie liczcie na moją pomoc.
Wyszła trzaskając drzwiami.
Przez kolejne dni czułam się rozdarta. Z jednej strony byłam dumna z siebie i Pawła, że postawiliśmy granice. Z drugiej strony miałam wyrzuty sumienia — czy nie skrzywdziliśmy Ani? Czy nie powinniśmy pozwolić jej spędzić trochę czasu z babcią? Czy nie przesadziliśmy?
Ania patrzyła na mnie wielkimi oczami. — Mamusiu, a dlaczego babcia jest smutna?
Przytuliłam ją mocno. — Czasem dorośli się kłócą, kochanie. Ale zawsze cię kochamy.
Minęło kilka tygodni. Bronisława przestała dzwonić i odwiedzać nas tak często jak dawniej. Paweł był przygaszony, ja czułam pustkę po tej burzy emocji. Ale Ania była szczęśliwa — razem chodziliśmy do parku, piekliśmy ciasta, czytaliśmy książki.
Czasem patrzyłam na nią i zastanawiałam się: czy dobrze zrobiłam? Czy można być jednocześnie dobrą matką i dobrą synową? Czy da się pogodzić własne potrzeby z oczekiwaniami rodziny?
Może każda rodzina musi przejść przez taki kryzys, żeby nauczyć się siebie nawzajem? Może czasem trzeba zawalczyć o swoje dziecko — nawet jeśli oznacza to konflikt z najbliższymi?