Wynoś się! Jak pozbyłam się teściowej i zaczęłam oddychać pełną piersią
– Wynoś się! – krzyknęła do mnie teściowa, trzymając w rękach moją ulubioną filiżankę, którą właśnie rozbiła o podłogę. Stałam w kuchni, z rękami drżącymi tak bardzo, że aż musiałam oprzeć się o blat. Zza ściany dobiegł mnie głos mojego męża, Pawła: – Mamo, przestań! – ale wiedziałam, że nie zrobi nic więcej. On nigdy nie robił nic więcej.
Od dziecka słowo „teściowa” budziło we mnie niechęć. Może dlatego, że w moim otoczeniu nie było ani jednej kobiety, która miałaby naprawdę dobre relacje z matką swojego męża. Słyszałam dziesiątki historii, w których to właśnie ona rujnowała małżeństwa. Wszystko sprowadzało się do jednego: teściowa zawsze wie lepiej. Gdy poznałam Pawła, myślałam, że mnie to nie spotka. Był czuły, opiekuńczy, a jego matka mieszkała na drugim końcu miasta. Ale życie lubi płatać figle.
Po śmierci teścia teściowa została sama. Paweł nie miał rodzeństwa, więc naturalne było, że zaproponował jej zamieszkanie z nami. – To tylko na chwilę – zapewniał mnie. – Mama jest załamana po śmierci taty. Musimy jej pomóc stanąć na nogi. Chciałam być dobrą żoną i synową, więc się zgodziłam. Nie wiedziałam wtedy, że ta „chwila” zamieni się w trzy długie lata piekła.
Już pierwszego dnia poczułam się jak intruz we własnym domu. Teściowa zaczęła przestawiać meble w salonie, wyrzucać moje dekoracje i narzekać na „bałagan”, który według niej panował wszędzie. – U mnie w domu zawsze było czysto – powtarzała z dumą. – Nie rozumiem, jak można żyć w takim chaosie.
Początkowo próbowałam być miła. Przynosiłam jej kawę do łóżka, gotowałam obiady według jej przepisów, słuchałam opowieści o czasach PRL-u. Ale im bardziej się starałam, tym gorzej było między nami. Każdego dnia znajdowała nowy powód do krytyki: a to źle wyprasowana koszula Pawła, a to za słona zupa, a to za głośno nastawiona pralka.
Najgorsze były wieczory. Siadaliśmy z Pawłem przed telewizorem, a ona siadała obok i zaczynała komentować wszystko: od programu telewizyjnego po mój wygląd. – W tych spodniach wyglądasz grubo – rzuciła kiedyś mimochodem. Paweł milczał. Zawsze milczał.
Z czasem zaczęłam unikać własnego domu. Wracałam późno z pracy, chodziłam na długie spacery po parku, byle tylko nie musieć jej widzieć. Czułam się jak cień samej siebie. Przestałam zapraszać znajomych, bo bałam się, że teściowa ich obrazi albo zrobi mi awanturę przy nich.
Pewnego dnia wróciłam do domu wcześniej niż zwykle i usłyszałam rozmowę Pawła z matką:
– Ona cię nie szanuje – mówiła teściowa cicho, ale wyraźnie. – Widzisz, jak wygląda dom? Gdybyś był z Kasią od sąsiadów, miałbyś porządek i ciepły obiad.
– Mamo, przestań – odpowiedział Paweł zmęczonym głosem.
– Ja tylko chcę dla ciebie dobrze!
Wtedy coś we mnie pękło. Przez kilka dni chodziłam jak struta. Zaczęły się u mnie ataki paniki, nie mogłam spać po nocach. W pracy popełniałam błędy, szef zwrócił mi uwagę na spadek efektywności. Moja przyjaciółka Magda zauważyła zmianę:
– Co się z tobą dzieje? – zapytała pewnego wieczoru przy winie.
– Nie mogę już tego wytrzymać – wyszeptałam i rozpłakałam się jak dziecko.
Magda spojrzała na mnie poważnie:
– Musisz postawić granicę. Albo ona się wyprowadzi, albo ty odejdziesz.
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się myśli: czy mam prawo żądać od Pawła, by wybrał między mną a matką? Czy jestem złą żoną? A może to ja przesadzam?
Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Pawłem.
– Paweł, musimy coś zrobić – zaczęłam niepewnie. – Nie mogę już tak żyć.
Spojrzał na mnie zaskoczony:
– O co ci chodzi?
– O twoją mamę! Ona mnie niszczy psychicznie! Albo ona się wyprowadzi, albo ja odejdę.
Paweł długo milczał. Widziałam w jego oczach strach i bezradność.
– To moja mama… Nie mogę jej wyrzucić na bruk…
– Nikt nie mówi o wyrzucaniu! Może znaleźć sobie mieszkanie socjalne albo dom spokojnej starości! Paweł… Ja już nie mam siły!
Przez kilka dni żyliśmy jak obcy ludzie pod jednym dachem. Teściowa wyczuła napiętą atmosferę i zaczęła jeszcze bardziej prowokować konflikty. Pewnego wieczoru podczas kolacji rzuciła:
– Widać, że niektórzy nie potrafią dbać o rodzinę.
Wstałam od stołu i wyszłam bez słowa.
Ostatecznie decyzję podjął Paweł po tym, jak zobaczył mnie płaczącą w łazience z podkrążonymi oczami i roztrzęsionymi rękami.
– Porozmawiam z mamą – powiedział cicho.
Rozmowa była burzliwa. Teściowa krzyczała, płakała i groziła zerwaniem kontaktów z synem. Ale Paweł był nieugięty.
– Mamo, musisz znaleźć sobie nowe miejsce do życia. My też mamy prawo do szczęścia.
Wyprowadzka trwała kilka tygodni. Pomagaliśmy jej znaleźć mieszkanie komunalne niedaleko naszej dzielnicy. Było ciężko – łzy, pretensje i wyrzuty sumienia towarzyszyły nam każdego dnia.
Kiedy w końcu zamknęły się za nią drzwi naszego mieszkania, poczułam ulgę tak wielką, że aż usiadłam na podłodze i zaczęłam płakać ze szczęścia i zmęczenia jednocześnie.
Dziś wiem jedno: czasem trzeba być egoistą i zawalczyć o siebie. Od tamtej pory oddycham pełną piersią i znów czuję się u siebie w domu. Z Pawłem odbudowujemy naszą relację powoli, krok po kroku.
Czasem zastanawiam się: dlaczego tak trudno jest postawić granicę najbliższym? Czy naprawdę musimy cierpieć w imię źle rozumianej rodziny? Może czasem warto pomyśleć o sobie…