Wróciłam do domu wcześniej i zastałam teściową w mojej szafie. Czy naprawdę mam prawo do prywatności w swoim własnym domu?

— Co ty tu robisz?! — wykrztusiłam, stojąc w progu sypialni, z torbą na ramieniu i sercem bijącym jak oszalałe.

Teściowa, pani Halina, stała przy mojej szafie, trzymając w ręku moją ulubioną sukienkę. Zamarła, jakby złapana na gorącym uczynku. Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w ciszy, która zdawała się trwać wieczność.

— O, Martusiu… Myślałam, że wrócisz później — powiedziała w końcu, próbując się uśmiechnąć. — Chciałam tylko trochę uporządkować twoje rzeczy. Wiesz, jak to jest… młodzi mają tyle na głowie.

Zamknęłam drzwi za sobą i poczułam, jak narasta we mnie gniew. W moim własnym domu, w mojej sypialni, ktoś grzebie w moich rzeczach bez pytania. Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. Przecież to mama mojego męża, kobieta, którą zawsze starałam się szanować. Ale czy to daje jej prawo do takiej ingerencji?

— Skąd masz klucz? — zapytałam cicho, próbując opanować drżenie głosu.

— Michał mi dał — odpowiedziała bez cienia skruchy. — Gdyby coś się stało… A poza tym czasem podlewam wam kwiaty albo zostawiam ciasto.

Poczułam, jak robi mi się słabo. Michał nigdy mi o tym nie wspomniał. Zawsze myślałam, że teściowa przychodzi tylko wtedy, gdy ktoś z nas jest w domu. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że może mieć swobodny dostęp do naszego mieszkania.

— Mamo… — zaczęłam ostrożnie. — Bardzo doceniam twoją pomoc, ale… to jest moja prywatna przestrzeń. Chciałabym wiedzieć, kiedy ktoś tu wchodzi.

Pani Halina spojrzała na mnie zaskoczona i chyba trochę dotknięta.

— Przecież jestem rodziną! Nie chciałam nic złego. Tylko pomóc.

W tej chwili usłyszałam klucz w drzwiach wejściowych. Michał wrócił wcześniej z pracy. Gdy wszedł do sypialni i zobaczył nas obie — mnie spiętą i bladą oraz swoją matkę z moją sukienką w ręku — od razu wyczuł napięcie.

— Co się dzieje? — zapytał ostrożnie.

— Twoja mama ma klucz do naszego mieszkania i właśnie przeglądała moje rzeczy — powiedziałam spokojnie, choć w środku aż się gotowałam.

Michał spojrzał na matkę, potem na mnie. Przez chwilę milczał.

— Mamo… Umawialiśmy się, że będziesz przychodzić tylko wtedy, gdy ktoś z nas jest w domu — powiedział cicho.

— Ale ja tylko chciałam pomóc! — oburzyła się pani Halina. — Martusia tyle pracuje, a ty wiecznie zajęty! Ktoś musi tu czasem ogarnąć!

Poczułam łzy pod powiekami. Czy naprawdę jestem aż taką nieudacznicą w oczach teściowej? Czy nie potrafię zadbać o własny dom?

Wieczorem długo rozmawialiśmy z Michałem. Tłumaczył mi, że dał mamie klucz „na wszelki wypadek”, bo kiedyś zgubiliśmy swoje i musieliśmy czekać pod drzwiami przez godzinę. Ale nie przyszło mu do głowy, że mama będzie korzystać z tego klucza tak swobodnie.

— Musisz jej powiedzieć jasno, czego oczekujesz — powiedział Michał. — Ja jej to powiem też, ale to twoja przestrzeń i twoje granice.

Nie spałam prawie całą noc. W głowie kłębiły mi się myśli: czy jestem niewdzięczna? Czy powinnam być bardziej wyrozumiała? Przecież pani Halina nie jest złą osobą. Pomaga nam, gotuje obiady na święta, opiekowała się mną po operacji kolana. Ale czy to daje jej prawo do naruszania mojej prywatności?

Następnego dnia zaprosiłam ją na kawę. Siedziałyśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole. Pani Halina wyglądała na skruszoną.

— Martusiu… Przepraszam, jeśli cię uraziłam. Ja po prostu… czuję się czasem taka niepotrzebna. Odkąd dzieci wyfrunęły z domu… Twój teść nie żyje już tyle lat… A ja mam tyle czasu i chciałam być wam pomocna.

Zrobiło mi się jej żal. Zrozumiałam, że za jej zachowaniem kryje się samotność i potrzeba bycia potrzebną.

— Mamo… Bardzo cię kocham i doceniam wszystko, co dla nas robisz — powiedziałam łagodnie. — Ale potrzebuję też trochę prywatności. Chciałabym wiedzieć, kiedy jesteś u nas. To dla mnie ważne.

Pani Halina skinęła głową i oddała mi klucz bez słowa sprzeciwu. Widziałam łzy w jej oczach.

Od tamtej pory nasze relacje stały się bardziej szczere. Częściej dzwonię do niej i zapraszam ją na wspólne spacery czy zakupy. Ale granice zostały jasno postawione.

Czasem jednak zastanawiam się: czy można znaleźć złoty środek między szacunkiem dla rodziny a własną niezależnością? Czy stawianie granic zawsze musi boleć? Jak wy byście postąpili na moim miejscu?