W ukryciu przyjmowałam pomoc od teściowej – i wszystko się zmieniło
– Iwona, czy ty w ogóle słyszysz, co do ciebie mówię? – głos Damiana odbijał się echem po kuchni, a ja stałam z rękami zanurzonymi w zimnej wodzie, szorując talerze, jakby to miało zmyć nie tylko brud, ale i ciężar ostatnich tygodni.
– Słyszę – odpowiedziałam cicho, nie podnosząc wzroku. – Po prostu… nie wiem już, co mam robić.
Damian westchnął ciężko. – Przecież mówiłem ci, że damy radę. Po co się tak wszystkim przejmujesz?
Chciałam mu powiedzieć, że nie chodzi tylko o rachunki, które piętrzyły się na stole, ani o to, że nasza córka Zosia znowu wróciła ze szkoły z płaczem, bo dzieci śmiały się z jej starych butów. Chciałam wykrzyczeć, że czuję się sama jak nigdy dotąd, że nie mam już siły być silna dla wszystkich. Ale słowa ugrzęzły mi w gardle.
Zamiast tego wieczorem, kiedy Damian zasnął przed telewizorem, wyjęłam telefon i napisałam wiadomość do pani Mileny. „Czy mogłaby mi pani pomóc? Nie wiem już, co robić.”
Odpisała niemal natychmiast: „Przyjdź jutro rano. Porozmawiamy.”
Nie spałam tej nocy. W głowie kłębiły mi się myśli – czy robię dobrze? Przecież Damian nie znosi, gdy rozmawiam z jego matką o naszych problemach. Ale nie miałam wyboru.
Pani Milena mieszkała dwie ulice dalej, w bloku z wielkiej płyty. Zawsze pachniało tam świeżo pieczonym chlebem i lawendą. Kiedy otworzyła drzwi, jej spojrzenie było pełne troski.
– Wejdź, dziecko. Napijesz się herbaty?
Usiadłam przy stole i rozpłakałam się jak mała dziewczynka. Opowiedziałam jej wszystko – o rachunkach, o Zosi, o tym, że Damian coraz częściej zamyka się w sobie i nie chce ze mną rozmawiać.
Pani Milena słuchała uważnie. Potem wyciągnęła kopertę i wsunęła mi ją do ręki.
– To tylko na początek. Nie mów nic Damianowi. On jest dumny jak paw i nie zniesie myśli, że ktoś nam pomaga. Ale ja jestem twoją rodziną. Możesz na mnie liczyć.
Wyszłam stamtąd lżejsza o kilka łez i cięższa o kopertę z pieniędzmi. Obiecałam sobie, że oddam wszystko co do grosza.
Przez kolejne tygodnie spotykałyśmy się regularnie. Pani Milena dawała mi pieniądze na buty dla Zosi, na leki dla Damiana, na rachunki za prąd. Czułam wdzięczność i wstyd jednocześnie. Każdego dnia bałam się, że Damian się dowie.
Aż pewnego dnia wrócił wcześniej z pracy. Zastał mnie przy kuchennym stole z panią Mileną i kopertą w dłoni.
– Co tu się dzieje? – zapytał lodowatym tonem.
Zamarłam. Pani Milena spojrzała na mnie ostrzegawczo.
– Pomagam Iwonie. Bo ktoś musi – powiedziała spokojnie.
Damian spojrzał na mnie z niedowierzaniem. – Ty… Ty brałaś pieniądze od mojej matki za moimi plecami?
Chciałam coś powiedzieć, ale głos mi się załamał.
– Nie rozumiesz…
– Nie! To ty nie rozumiesz! – krzyknął Damian. – Zdradziłaś moje zaufanie!
Wyszedł trzaskając drzwiami tak mocno, że aż drgnęły szyby.
Zostałam sama z panią Mileną. Jej twarz była blada.
– Przepraszam – szepnęłam.
– Nie przepraszaj mnie. On musi dorosnąć – odpowiedziała cicho.
Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Damian przestał ze mną rozmawiać. Sypiał na kanapie w salonie. Zosia patrzyła na nas wielkimi oczami i pytała: „Mamo, dlaczego tata jest smutny?”
Nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć.
Pewnego wieczoru usiadłam obok Damiana na kanapie.
– Musimy porozmawiać – zaczęłam niepewnie.
Milczał przez chwilę, po czym powiedział:
– Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć.
Zabolało bardziej niż cokolwiek wcześniej.
– Chciałam tylko dobrze…
– Dobrze? Dla kogo? Dla siebie? Dla mojej matki? Czy dla mnie?
Nie miałam odpowiedzi.
Minęły tygodnie w zawieszeniu. Pani Milena dzwoniła codziennie, pytała o Zosię i o mnie. Damian coraz częściej wychodził z domu wieczorami. W końcu dowiedziałam się od sąsiadki, że widuje go w barze pod blokiem z kolegami ze szkoły.
Któregoś dnia wrócił pijany i wykrzyczał mi w twarz:
– Gdybyś mnie kochała, nie zrobiłabyś tego!
Zosia obudziła się ze snu i zaczęła płakać. Przytuliłam ją mocno i obiecałam sobie, że już nigdy więcej nie pozwolę jej cierpieć przez nasze błędy.
Następnego ranka spakowałam kilka rzeczy i pojechałam do pani Mileny.
– Nie mogę już tak żyć – powiedziałam jej przez łzy.
Przytuliła mnie mocno.
– Jesteś silniejsza niż myślisz. Ale musisz walczyć o siebie i o Zosię.
Zostałyśmy u niej przez kilka dni. Damian nie dzwonił ani razu.
W końcu przyszedł do mieszkania pani Mileny. Stał w drzwiach zmęczony i przygarbiony jakby nagle postarzał się o dziesięć lat.
– Chcę porozmawiać – powiedział cicho.
Usiedliśmy razem przy stole. Przez chwilę panowała cisza tak gęsta, że słychać było tylko tykanie zegara.
– Przepraszam – powiedział w końcu Damian. – Nie powinienem był tak reagować. Ale poczułem się… bezużyteczny. Jakbym zawiódł jako mąż i ojciec.
Popatrzyłam mu w oczy pierwszy raz od wielu tygodni.
– Ja też przepraszam. Powinnam była ci powiedzieć prawdę od początku. Ale bałam się twojej dumy…
Pani Milena siedziała obok nas i milczała. W jej oczach widziałam łzy.
– Jesteście rodziną – powiedziała w końcu cicho. – Rodzina to nie tylko radość, ale też ból i trudne wybory.
Nie pogodziliśmy się od razu. Potrzebowaliśmy czasu, rozmów i wielu łez zanim znów zaczęliśmy być razem rodziną. Ale coś we mnie pękło na zawsze – już nigdy nie będę tą samą Iwoną co kiedyś.
Czasem patrzę na Damiana i zastanawiam się: czy można naprawdę wybaczyć zdradę zaufania? Czy rodzina to miejsce bezwarunkowej akceptacji czy raczej pole walki o własne racje?
A wy… co byście zrobili na moim miejscu?